Artykuły

Duży efekt

Kilkanaście lat temu wy­bitny reżyser dokumentalista Marek Piwowski nakręcił film pt. "Psychodrama", któ­rego bohaterkami były wychowanki pewnego zakładu po­prawczego - młodociane zło­dziejki, prostytutki, niedo­szłe zabójczynie. Dokument ten miał, ostrą wymowę oskarżycielską, obarczał winą za deprawację dziewcząt ich rodziców, środowisko, a w ostatecznym rachunku - ca­łe społeczeństwo. "Psychodrama" wywołała silny rezonans. Nie szczędzono Piwowskiemu pochwał za śmiałe podjęcie drażliwego, otaczanego wsty­dliwym milczeniem problemu społecznego, ale zakwestiono­wano metodę, jaką się po­służył dla osiągnięcia zamierzonego celu.

Reżyser ze sztuki Janusza Głowackiego - współautora scenariusza "Psychodramy" - zamierza nakręcić dokładnie taki sam film, jaki zrobił Piwowski. Przyświecają mu te same intencje, pokazania dziewcząt z poprawczaka ja­ko istoty skrzywdzone. "Chcę je obronić" mówi do Dyrek­tora "postawić społeczeństwu kilka pytań, oskarżyć. Jak to jest możliwe, żeby te młode dziewczęta... nasze dzieci znalazły się tutaj...". W sztuce, tak samo jak w filmie Piwowskiego, pensjonariuszki zakładu poprawczego przygotowują inscenizację bajki o Kopciuszku i filmowane sceny prób spektaklu są przeplatane życiorysowymi spo­wiedziami "aktorek" przed kamerą filmową. Co więcej - bohaterkami "Kopciucha" są te same dziewczęta, które wystąpiły w "Psychodramie" w rolach Kopciuszka, Maco­chy, Ojca, Księcia..! Na sce­nie teatralnej zastępują je zawodowe aktorki, mówiące ich grypserą, powtarzające ich autentyczne wypowiedzi. Dosłownym cytatem z filmu jest m. in. wyznanie jednej z dziewcząt, że najbardziej lubi bawić się lalkami, a najbardziej obawia się dostać choroby wenerycznej. Toteż widzowi, który oglądał i za­chował w pamięci "Psychodramę", trudno oprzeć się wrażeniu, że jej współautor pokazuje w "Kopciuchu" jak powstawał ten właśnie film i jakie były koszty moralne jego realizacji.

Sztuka Głowackiego ma jednak, w moim odczuciu, szersze odniesienia, wykraczają­ce poza określony krąg fil­mowców i smutną rzeczywistość zakładów poprawczych. Głowacki wraca po latach do podjętego wspólnie z Pi­wowskim tematu chyba nie tylko po to, by skompromi­tować łowców nagród filmo­wych, dla których dobry jest każdy środek, zapewniający uzyskanie pożądanego efektu, i żeby postawić w stan oskarżenia wychowawców z poprawczaków, którzy - sto­sując bardzo specyficzne me­tody pedagogiczne - niszczą w swoich podopiecznych wszystko, co w nich jeszcze pozostało dobrego. Jak słusznie napisano w programie opolskiego przedstawienia, "Kopciuch" jest sztuką o manipulowaniu ludźmi. Manipu­latorów spotkać można wszędzie - w każdym środowis­ku, zakładzie pracy, urzędzie, w każdej partii politycznej i organizacji społecznej. Przed­miotem manipulacji może być jeden człowiek, grupa ludzi, klasa społeczna, a nawet ca­łe społeczeństwo. Głowacki zajął się w "Kopciuchu" zjawiskiem - rzec można -uniwersalnym, pokazując je­go funkcjonowanie na wzię­tym z życia przykładzie. Manipulatorem jest tu zastępca dyrektora zakładu popraw­czego. Przyjrzyjmy się jego sposobom manipulowania swoimi wychowankami.

Chcąc zmusić do uległości tytułową bohaterkę sztuki, psującą szyki Reżyserowi od­mową publicznej spowiedzi, Zastępca postanawia wpędzić ją w tarapaty, które powinny zmiękczyć hardego Kopciucha. Pierwsze podejście - to próba wrobienia dziewczyny w kradzież zegarka. Gdy nie­zawodny zwykle "numer" z zegarkiem tym razem się nie udaje, Zastępca wrabia ofiarę manipulacji w kapowanie, by ściągnąć na nią pogardę i zemstę (Kopciuch do­staje kocówę) koleżanek, od­izolować ją od grupy. Kiedy i ten sposób zawodzi - mo­żna zrobić jeszcze coś, czego Kopciuch już nie zniesie: ośmieszyć, upokorzyć tę am­bitną, mającą poczucie godności dziewczynę.. Doprowadzo­na do kresu wytrzymałości nerwowej dokonuje ona w obecności ekipy filmowej aktu samoagresji. Cel manipula­cji został osiągnięty. Reży­ser ma to, czego chciał: szok, wybuch i duży efekt na za­kończenie swojego filmu, któ­ry wywoła łzy, litość, trwo­gę i zapewne przyniesie mu nagrodę na festiwalu w Oberhausen.

Spektakl "Kopciucha" jest pierwszą w Opolu pracą re­żyserską nowego dyrektora naszego teatru. W zespole wykonawców są nowo zaan­gażowani aktorzy. Nic więc dziwnego, że tej premiery - trzeciej w bieżącym sezonie - publiczność oczekiwała z dużym zainteresowaniem. Przedstawienie przyjęte zostało życzliwie. Wielokrotnie rozlegały się oklaski przy tzw. otwartej kurtynie. Po spek­taklu wywołano na scenę re­żysera. A zatem sukces? - Tylko częściowy. Opolska realizacja sztuki Głowackiego ma pewne mankamenty. Największym są dość liczne dłużyzny, powo­dujące rwanie się rytmu przedstawienia i słabnięcie uwagi widza w momentach, kiedy akcja traci tempo. Choć sztuka ciekawa, wręcz atrakcyjna - spektakl chwilami nuży, bo jest rozwlekły. Zys­kałby na zwartości, gdyby re­żyser to i owo skreślił w tekście, a nawet usunął w ca­łości niektóre sceny. Moim zdaniem niepotrzebna jest zatrzymująca akcję, przydługa i pozbawiona życiowego prawdopodobieństwa scena, w której Kopciuch radzi Dyrekto­rowi, jak może on pozbyć się rywala i zatrzymać przy so­bie żonę. Kłopoty małżeńskie Dyrektora - to marginalny wątek sztuki, nie mający bez pośredniego związku z jej problematyką. Scena, o której mówię, uzupełnia tylko cha­rakterystykę występujących w niej postaci. Zbytecznie, bo wiemy już o nich tyle, co trzeba.

Poziom wykonania aktor­skiego jest nierówny. W 18-osobowej obsadzie zdecydowanie wyróżniają się wykonawcy ról Kopciucha i Zastępcy - Jolanta Gogolewska oraz Waldemar Kotas. Obie role są doskonale napisane i mo­żna z nich zrobić prawdziwe kreacje, co - jak sądzę - udało się Kotasowi, który zagrał Zastępcę wybornie, wy­korzystując bogate środki swojego dojrzałego już aktorstwa.

Gogolewska ujmuje natu­ralnością i nieco szorstkim wdziękiem. Jej gra jest bar­dzo sugestywna. Wierzy się w nieprzeciętną inteligencję i czystość moralną jej bohaterki - dziewczyny, która toczy dramatyczną walkę o zacho­wanie prawa do wewnętrznej wolności i woli umrzeć niż tę wolność utracić. Debiut w Opolu tej na pewno utalen­towanej, młodej aktorki jest bardzo udany.

Bardzo podobała się pre­mierowej publiczności, także występująca po raz pierwszy na opolskiej scenie, Lidia Piss. Reżyser trafnie obsa­dził ją w roli Księcia. Ak­torka zagrała ją brawurowo, z ogromną wyrazistością. Wi­dać było, że bawi ją ta rola, w której można wyżyć się aktorsko, wykorzystać posia­dane zasoby siły komicznej. Widownia oklaskiwała solowe popisy p. Lidii demonstrują­cej uciesznie w scenach baj­ki o Kopciuszku różne spo­soby dostojnego, pełnego wy­szukanej elegancji kroczenia książęcych nóg, ale było tego trochę za dużo.

"Kopciuch" ma szansę utrzymania się w repertuarze teatru do końca sezonu, jeśli nie dłużej. Warto więc je­szcze popracować nad tym przedstawieniem, usunąć je­go mankamenty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji