Artykuły

3+1, czyli matematyka miłości

"Zazdrość" w reż. Zdzisława Derebeckiego w BTD w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska na platformie blogowej portalu Głos Koszaliński.pl.

Kiedy w minionym sezonie artystycznym dowiedziałam się, że na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego zobaczymy spektakl "Zazdrość", pomyślałam, że koszaliński zespół wysoko postawił sobie poprzeczkę.

Na warsztat sztukę niemieckojęzycznej dramatopisarki i autorki wielu powieści Esther Vilar wzięła bowiem Krystyna Janda. Efektem był spektakl telewizyjny, który zobaczyliśmy w 2001 roku z samą Jandą w jednej z ról. Sztuka została entuzjastycznie przyjęta, bo i było za co chwalić. Nie dziwią zatem dwie nagrody, dla najlepszego spektaklu Teatru TV.

Wcześniej recenzenci pisali wręcz peany na cześć Katarzyny Figury, Grażyny Barszczewskiej i Aleksandry Ciejek, które zagrały w tejże sztuce w Teatrze Nowym w stolicy.

Ciekawe więc, czy dyrektor BTD Zdzisław Derebecki, zabierając się za reżyserię, nie obawiał się porównań. Do odważnych jednak świat należy. Ryzyko się opłaciło, bo poprzeczka strącona nie została.

Fabułę spektaklu można ograniczyć do prostego równania: 3 + 1. Trzy kobiety, jeden mężczyzna. Aż dziw uwierzyć, jaki ładunek emocji zawiera w sobie ta prosta kombinacja. Poznajemy Helen, niezwykle atrakcyjną, 50-letnią prawniczkę. Kiedy powinna upajać się kolejnym zawodowym sukcesem, jej życie legnie w gruzach. Wszystko przez jednego maila od sąsiadki, która mieszka w tym samym apartamentowcu. Sąsiadka - o dziesięć lat młodsza Yana, której Helen nie widziała na oczy, informuje, że ma romans z jej mężem i chce związać z nim swoją przyszłość. Prosi zatem, nie, wręcz wymaga, żeby żona od męża odeszła. Rozpoczyna się fascynująca wirtualna gra o miłość. Dołącza do niej trzecia kobieta, młoda buddystka, studentka hinduistyki Iris.

"Zazdrość", którą można zobaczyć w BTD, to ironicznie refleksyjne studium psychologii kobiety. Każda z bohaterek musi zdać swój egzamin z partnerstwa. Każda kocha tego samego mężczyznę, każda zazdrości, każda cierpi. Każda inaczej. Sekunda po sekundzie obserwujemy z widowni autodestrukcję w samotności czterech ścian. Nie zawsze jednak jest nam smutno. Temperatura emocji jest na bieżąco podtrzymana dzięki zwinnemu połączeniu elementów iście komediowych z powagą.

Nie chcę jednak zdradzać więcej szczegółów, bo sztukę warto przeżyć samemu. Jedno mogę zagwarantować - delektowanie się grą aktorskiego tria. Małgorzata Wiercioch (Helen) po raz kolejny udowodniła, że jest klasą sama dla siebie. Jej ekspresja, wyrazistość i zdumiewająca sceniczna impulsywność autentycznie pozwalają nam przeżywać to, co bohaterka. Katarzyna Traczyńska (Yana) przechodzi na scenie prawdziwą metamorfozę, a Aleksandra Padzikowska (Iris) ujmująco gra osobę o pozornej wewnętrznej harmonii.

Wniosek jest jeden - potrzeba nam takim form na scenie BTD. Przypominają mi się z jednej strony spektakle "syn" czy "Kambek", które widzowie odebrali niezwykle entuzjastycznie. Jakże one podobne w zamyśle do "Zazdrości" - bez przesadnie rozdmuchanej scenografii, kameralne. Z drugiej strony mieliśmy w ubiegłym sezonie kompletnie klapy: "Damy i huzary", czy makabrycznie spłaszczoną wersję Szekspira w sztuce "Jak wam się podoba". Wyraźnie widać w czym koszalińscy artyści są rewelacyjni - sztuk takich jak "Zazdrość" życzyłabym sobie więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji