Artykuły

Misja w starej oberży

W dawnej oberży Morritza Schaeffera wiejskie dzieci uczą się tańców, teatru, ceramiki. - To nasza mała misja - mówią Darek Lech i Ewa Offman-Lech. O tym, jak zostawili Wrocław, żeby na zupełnym uboczu założyć wiejski dom kultury - pisze Aneta Augustyn w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Szukali domu metodą geometryczno-cyklistyczną: rozłożyli mapę, wbili nóżkę cyrkla we Wrocław i zatoczyli okrąg, nie dalej niż 20-30 kilometrów od miasta. Objeżdżali zaznaczone wsie na rowerach, pytając o budynek niedrogi, koniecznie z salą, w której planowali urządzać warsztaty i spektakle. Tak trafili do Kryształowic w pobliżu Sobótki.

Sylwestrowe hołubce

80 dusz, nie ma przystanku ani nawet asfaltowej drogi. Za 10 tys. zł kupili obszerną stuletnią chatę, z ogrodem skolonizowanym przez wysokie jesiony.

- W połowie lat 90. ludzie uciekali ze wsi, więc można było znaleźć domy naprawdę korzystnie. A my z kolei chcieliśmy uciec z miasta, gdzie było nam za ciasno. Szukaliśmy przestrzeni do życia - wspomina aktor Darek Lech. Pracował w Teatrze Współczesnym, gdzie debiutował jako student w "Sztukmistrzu z Lublina". Potem w Teatrze Muzycznym i Klinice Lalek; żona jest instruktorką tańca.

I choć na stodole zamiast dachu wciąż pyszniły się dwumetrowe paprocie, w 1995 roku sprosili wrocławian na pierwszego sylwestra. W dziurawym i nieopalanym jeszcze domu goście wycinali hołubce opatuleni w grube swetry. Kiedyś był tu zajazd Morritza Schaeffera, karczmarza i sołtysa, który miał tutaj nie tylko gospodę, ale i masarnię, wędzarnię, sklep i salę bilardową. Żołnierze Luftwaffe z pobliskiego lotniska w Marshalwitz-Rosenthal, czyli dzisiejszych Mirosławicach, przychodzili tu na piwo i znakomitą szynkę. - W bufecie zachowały się jeszcze gotykiem pisana kartka z 1939 roku, wiekowe talerze Villeroy&Boch, przycisk do papieru z wizerunkiem Hitlera, szyldy z reklamą tutejszego piwa - pokazują gospodarze.

Bębny i tańce etniczne

Dziś w oberży starego Morritza jest Wiejski Dom Kultury "Kryształ" i gospodarstwo agroARTturystyczne. - Nie chodziło nam tylko o ucieczkę z miasta. Zastanawialiśmy się, co my możemy dać ludziom, którzy żyją trochę na marginesie, z ograniczonym dostępem do kultury. Postanowiliśmy zachęcić ich do teatru, tańca, sztuk plastycznych - mówią Lechowie.

Najpierw były jasełka na pół setki dzieciaków, potem warsztaty bębniarskie, tańców dawnych i etnicznych, wystawy, koncerty. - Nawet nieśmiałe dzieci otwierają się i z upodobaniem wyżywają się teatralnie, inscenizując Brzechwę czy Tuwima - opowiadają gospodarze. Do Kryształowic przyjechała także grupa wolontariuszy z Holandii - bezinteresownie skuli stare tynki i uporządkowali wnętrza dawnej wędzarni Schaeffera, gdzie powstała stylowa Spiżarnia artystyczna.

To tutaj goście oraz okoliczni mieszkańcy spotykają się na warsztatach plastycznych, pieką chleb w ogrodowym żeliwnym piecu z połowy XIX wieku, rywalizują w domowych przetworach. Z ich opowieści powstała wydana przez Lechów przesiedleńcza miniksiążeczka kucharska z przepisami na ziemniaczane kucmo z Wołynia, bukowiński kołacz czy łamane placki z makiem podawane w Tarnopolskiem w środę popielcową.

Ostatnio prawie pół setki chętnych z okolicznych gmin - Sobótki, Kobierzyc i Kątów Wrocławskich - wspólnie spotyka się na zajęciach prowadzonych przez Ewę i jej przyjaciół. I gimnazjaliści, i sześćdziesięciokilkulatkowie robią witrażowe lampiony pod kierunkiem Henryki Gałdy z ASP, malują na jedwabnych chustach, wytapiają dekoracyjne świece, lepią ceramiczne drobiazgi. - Ciągle wprowadzam nowe techniki, na przykład malowanie farbami naszkliwnymi - opowiada Ewa. Zaprasza kobiety do tańców w kręgu, prowadząc je w rytm bałkańskich, szkockich, irlandzkich melodii. Nastolatków przekonała do hip-hopu - przez cały sierpień uczyli się pod okiem instruktorów z Wrocławia.

Porządniccy Niemcy, górale z Bukowiny i Halinka z Kiepskich

Lechowie sprowadzili tu także młodych Niemców z Bucholz, którzy razem z miejscowymi na zajęciach teatralnych przygotowali spektakl "Sąsiedzi" o wzajemnych stereotypach i uprzedzeniach. - Polacy wytykali Niemcom porządnictwo, a oni nam przesadną spontaniczność - wspomina Darek. - Wszystko działo się w atmosferze łagodniej kpiny, bez złośliwości, a przy okazji zawiązało się trochę przyjaźni i małych miłości. Podróżowali też do Krzyżowej, do świdnickiego kościoła Pokoju, do wrocławskiej katedry i do innych zakątków Dolnego Śląska, odkrywając wspólną przeszłość. Zwłaszcza że wielu z tych Niemców przyjechało do Polski po raz pierwszy.

Spośród festynów charytatywnych, które zasilają Kryształ, w pamięci szczególnie zachował się ten, na którym przygrywali górale czadeccy z rumuńskiej Bukowiny oraz paradnie wjechała na osiołku Marzena Kipiel-Sztuka, gwiazda "Świata według Kiepskich". - To moja koleżanka jeszcze ze szkoły. Tysiąc osób zjechało, kiedy rozniosła się wieść, że pojawi się filmowa Halinka - śmieje się Darek, który do wiejskiego domu kultury ściąga mieszczuchów na warsztaty emisji głosu.

- Nieraz zdarzało nam się żałować wyjazdu z Wrocławia - przyznaje. - Jesteśmy na zupełnym uboczu, gdzie nie dojeżdża żaden autobus, więc kontakt z cywilizacją bywa utrudniony, szczególnie teraz, gdy nasze córki poszły do szkół - Noemi do gimnazjum w Sobótce, a Sara do liceum we Wrocławiu.

- Na początku było bardzo ciężko w zimie, ale uroki lata rekompensowały nam zimowe trudy. Teraz, gdy dom jest w dużej części odnowiony, jest już bardzo dobrze. Wpadają znajomi z Wrocławia i jest to zupełnie inna jakość kontaktów - siadamy bez pośpiechu w wielkim ogrodzie - dodaje Ewa. - Najważniejsza chyba jednak jest satysfakcja, że tutejszym dzieciom pokazaliśmy kawałek innego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji