Artykuły

Festiwal Dialog Czterech Kultur. Odsłona trzecia

Terytorium tworzy także to co jest nieobecne, a przeszłość zawsze spotyka się na nim z teraźniejszością - o Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

Czwarty dzień łódzkiego festiwalu był kulminacją prowadzonej od jego rozpoczęcia akcji "Barkarola. Opera przejścia na alt, interpasywne fortepiany i miasto, które brzmi" kompozytora Georga Nussbaumera. W różnych miejscach Łodzi porzucono sześć fortepianów. Kolejne sześć ustawiono jako ekspozycje w witrynach sklepowych, muzeum, aqua-parku i innych rojących się od ludzi przestrzeniach. Zadaniem fortepianów było rejestrowanie dźwięków miasta, w ciągu jego normalnego, codziennego funkcjonowania. Te żywe miejskie odgłosy były zaś nieprzerwanie przesyłane do Sali Kameralnej w Filharmonii Łódzkiej, która była otwarta dla wszystkich chętnych podczas trwania projektu. Kilka razy dziennie fortepiany także po łodzi "wędrowały" starając się, aby przekazywana tkanka dźwiękowa miasta była jak najbardziej urozmaicona i dynamiczna. Dodatkowo w godzinach od 18 do 20 opuszczone fortepiany brali w posiadanie łódzcy twórcy, grając na nich fragmenty swojego repertuaru. Zaś w dzisiejszym dniu do tego oryginalnego akompaniamentu zaśpiewała Christina Ascher.

Projekt okazał się niezwykle interesujący. Każdy odwiedzający salę w filharmonii mógł sam właściwie skomponować swoją muzykę miasta z otaczających go dźwięków. Odgłosy puszczane z sześciu źródeł wzajemnie się mieszały, rozpraszały, nakładały na siebie. To jak słyszeliśmy miasto zależało od pory dnia, oraz miejsca, które zajęliśmy na sali. Jednak najciekawsze było odizolowanie dźwięku miasta od otoczenia, w którym normalnie jest słyszane i przez to niewidoczne. Słuchając go w wyciszonej sali zwracamy uwagę, jak wiele odgłosów i warstw dźwiękowych tworzą przestrzeń dźwiękową miasta, a także jak rytmiczne może być jego normalne funkcjonowanie. Uświadamiamy sobie, że miasto to także, a może przede wszystkim dźwięki. Codzienne rozmowy, grający na ulicy muzykanci, szczęk rozbitej butelki, upadająca torebka mogą być równie namacalne i konkretne jak ulica, po której codziennie chodzimy. Przestrzeń jest wielowymiarowa. Nie tylko wszystko, czego możemy dotknąć, na czym możemy stanąć ją tworzy, ale także to, co możemy usłyszeć.

Dodatkowo odgłosy miasta mogą posłużyć jako tło muzyczne doświadczonej operowej śpiewaczce. Christine Ascher wykonała krótkie pieśni na podstawie Finnegans Wake Joyce'a oraz tytułowe barcarolle czyli folkowe piosenki śpiewane przez weneckich gondolierów lub komponowane w tym stylu. Dodatkowo w niektórych partiach śpiewaczka przykładała do ucha muszle, naśladując szum morza, recytowała fragmenty utwory Joyce'a przez tubę, czy uderzała w klawisze fortepianu ogromnymi perkusyjnymi pałeczkami. Całość koncertu była jednakże prowadzona i kierowana przez odgłosy Łodzi. Nieustannie przesyłane dźwięki dzięki decybelomierzowi wskazywały śpiewaczce, które miniatury i w jakiej kolejności ma wykonywać. Sama warstwa wokalne była utrzymana w popularnej w muzyce współczesnej technice dodekafonicznej polegającej na odrzuceniu tonalności. W praktyce przejawia się to w długich pauzach, ostrych nagłych i krótkich (w tym wypadku śpiewanych altem) dźwiękach. Najciekawszym doświadczeniem jednak jest niewątpliwie doświadczanie podczas koncertu samego miasta, które nieustannie wydobywa się z głośników. Jeżeli na początku drażni, denerwuje, nie pozwala się skupić, to z czasem nie tylko płynnie harmonizuje się i stapia z wykonywanymi pieśniami, ale z czasem wydobywa się na pierwszy plan. Powoli zaczynamy rozróżniać poszczególne zdania i słowa prowadzonych rozmów, a później tworzy się z tego melodia uzupełniana przez Ascher. Termin muzyka miasta nabiera przez to wcześniej niespotykanego znaczenia, a słuchaczy pozostawia z wrażeniem niezapomnianego i niezwykłego doświadczenia i nawet, jeśli ktoś nie przepada za muzyką współczesną to może wsłuchać się w niesamowicie w tych warunkach brzmiącą Łódź. Terytorium to także dźwięki. Uzmysłowienie nam tego w tak szeroki sposób i na taką skalę jest niewątpliwie sukcesem twórców akcji.

Z kolei w klubie festiwalowym odbyła się prezentacja fotografii Piotra Piluka "Pamięć o Holokauście w przestrzeniach miejskich. Berlin-Łódź-Warszawa-Lwów". Autor zdjęć od lat zajmuje się wizualizacją na fotografiach i poszukiwaniem śladów obecności kultury żydowskiej. Cztery miasta, które wystąpiły w pokazywanym na festiwalu projekcie łączy to, że były jednymi z największych skupisk żydowskich przed wojną. Najnowszy projekt Piotra Piluka pokazuje jak wyglądają ślady po kulturze żydowskiej w nich obecnie. Wystawa może stanowić właściwie wstęp do zaplanowanej dwa dni później konferencji - projektu "Gorgona" skupiającej się wokół książki Georgesa Didi-Hubermana "Obrazy mimo wszystko". Prezentacja Piluka bowiem pokazuje, że po żydach w tych czterech miastach w większości pozostała pustka. Więc trochę jak w książce francuskiego filozofa jego zdjęcia pokazują paradoks pokazania niewyobrażalnego. Zobrazowania pustki.

Pustki, którą spowodował Holocaust, choć autor zdjęć stwierdził, że właściwie chciał od niego uciec. Pragnął portretować żydowską kulturę, omijając nazistowską zagładę. Jednak w kontekście żydów środkowo-europejskich od Holocaustu ucieczki nie ma. Każda zburzona synagoga jest naznaczona piętnem Nocy Kryształowej, czy okupacji hitlerowskiej. Dlatego w przestrzeniach tych miast o żydach przypominają pomniki, uświetnione ruiny lub fundamenty zburzonych synagog. Starają się wypełnić pustkę, jaka pozostała po wyniszczonej kulturze. Dodatkowo zagłada żydów w przypadku Łodzi i Lwowa doprowadziła do rozbicia struktury społecznej tych miast. Żadna inna kultura przez długi czas nie była w stanie tej tożsamościowej i kulturowej dziury wypełnić.

Prezentacja uświadamia jak różne ślady w przestrzeniach miast zostawiają pozostałości po żydowskiej tragedii. Łódź i Lwów, ze względów politycznych upamiętniać pomordowanych mogły dopiero po odzyskaniu przez Polskę i Ukrainę niepodległości. Polityka jak widać odgrywa w procesach pamięci kluczową rolę. W Łodzi także o gettcie żydowskim przypomina pustka, jaka otacza teren między dawnym gettem, a częścią mieszkalną, którą zostawili wówczas Niemcy. Do tej pory pozostał tam praktycznie niezagospodarowany teren, tak więc brak jest obrazowany i upamiętniony przez pustą przestrzeń, która być może tym lepiej przypomina o tak upiornych instytucjach jak getta.

Berlin z kolei najszybciej przepracował błędy swojego kraju. W stolicy Niemiec elementy upamiętniające zagładę są wtapiane w przestrzeń miejską w sposób najbardziej przemyślany. Tabliczki w bramach kamienic z nazwiskami uśmierconych żydów, którzy niegdyś w nich mieszkali, znaki z symbolami, mające przedstawić rzeczy, które były dla nich na mocy ustaw norymberskich zakazane, czy w końcu słynny Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Ustawiony w centrum Berlina monument składa się z 2711 szarych betonowych bloków, które tworzą labirynt, między którymi zwiedzający mają okazję do refleksji nad koszmarem obozów zagłady.

Projekcja uświadamia jak trudno jest upamiętnić coś, co wydaje się niewyobrażalne. Jak pokazać naród, który praktycznie z tych czterech ośrodków zniknął. Pokazuje miasta, które nieodwracalnie zmieniły się pod jego nieobecność (pod względem zarówno architektonicznym i urbanistycznym, jak i społecznym), i które na zawsze naznaczone będą jej piętnem. Pokazuje trud w odbudowywaniu utraconej tożsamości. Artysta pyta także o formy pamiętania, wyobrażania sobie czegoś niewyobrażalnego. Zastanawia się jak pamiętać, ale pokazuje, że mimo wszystko każdy z nas pamiętać powinien. Bo Terytorium tworzy także to co jest nieobecne, a przeszłość zawsze spotyka się na nim z teraźniejszością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji