Otwarcie Szekspirem
Najnowsza inscenizacja "Romea i Julii" to przykład na to, że Szekspirowskie sztuki nie potrzebują barwnej oprawy, bogatej scenografii i niezwykłych scenicznych rozwiązań. Wystarczy tekst i aktorzy, którzy go wypowiadają.
Katowickie przedstawienie zaskoczyło mnie swoją prostotą. Kostiumy postaci stylizowane wprawdzie na stroje z epoki, pozostały jednak dość skromne, a scena przez cały czas pozostawała pusta. Jedynie w tle majaczył fragment zabudowy - czarnej ściany z arkadami i "romańskimi" oknami. W takiej neutralnej przestrzeni rozgrywała się najbardziej chyba znana historia tragicznej miłości dwojga młodych werończyków. Dzięki takiemu rozwiązaniu, nic nie rozpraszało uwagi widzów, którzy mogli wsłuchać się w Szekspirowski tekst, tak wspaniale przetłumaczony przez Stanisława Barańczaka.
"Romeo i Julia" to wzruszająca romantyczna opowieść o miłości dwojga młodych ludzi ze zwaśnionych domów. To, co później ich spotyka, nie jest ich winą - to raczej splot nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, połączony z nienawiścią i zawziętością dorosłego świata - rodzin Montecchich i Capulettich. Tytułowi bohaterowie to ludzie bardzo młodzi - według dzisiejszego wzorca, to jeszcze dzieci. Są ciągle zbyt naiwni i zbyt emocjonalnie podchodzą do rzeczywistości. Romeo cierpi z miłości - najpierw do Rozaliny, potem do Julii. Momentami wydaje się, że ważniejsza dla niego jest sama miłość, niż obiekt westchnień. Bardzo łatwo mu bowiem zrezygnować z uczucia do Rozaliny, kiedy spotyka na balu Julię. Ta zaś, czysta i niewinna, gotowa rzucić wszystko, by połączyć się z ukochanym, bez względu na przeszkody i konsekwencje.
Wszystko kończy się tragicznie, chociaż niemal do samego końca mamy nadzieję, że tak się nie stanie. Jednak los jest już zapisany i dopiero śmierć tych dwojga doprowadza do pogodzenia obydwu rodów.
Bardzo stonowane i oszczędne w formie przedstawienie dało spore możliwości aktorom, ale równocześnie to właśnie na nich spadł główny ciężar spektaklu. Mieli bowiem do dyspozycji tylko i wyłącznie zasoby własnego talentu i doświadczenia. I chociaż nie było tu wielkich kreacji, to przyznać muszę, że aktorzy poradzili sobie zupełnie nieźle. Najbardziej ujęła mnie Julia w wykonaniu Ewy Kutyni, która stworzyła postać pełną uroku, młodzieńczej naturalności i niezwykłej delikatności. Duże znaczenie ma tu także wiek i uroda aktorki, które pomogły jej wcielić się w 14-letnią werońską piękność. Myślę, że przedstawienie to sprawi dużą przyjemność wszystkim miłośnikom Szekspira. Bo to właśnie Szekspir jest w tej realizacji najważniejszy.