Artykuły

Kultura dla VIP-ów

Nowe wcielenie kultury dworskiej? Wraz z rozwojem wielkich firm i korporacji powstaje w Polsce drugi, zamknięty obieg kulturalny. Ten drugi obieg kulturalny różni się od oficjalnego także bliższym kontaktem z artystami. Imprezy mają zazwyczaj kameralny charakter, dla 100-200 osób - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Niedzielny wieczór, warszawskie Łazienki. Chociaż już dawno po godzinach zwiedzania we wszystkich oknach pałacu Na Wodzie palą się światła. Salon na parterze wypełnia tłum wykwintnie ubranych gości, wśród których są znani aktorzy i ludzie biznesu. Kelnerzy roznoszą kieliszki z winem. Wbrew pozorom nie jest to jeszcze jeden bankiet, lecz... przedstawienie teatralne. To "Tamara", sztuka kanadyjskiego dramaturga Johna Krizanca, która rozgrywa się we Włoszech w latach 20. Bohaterami są poeta i ideolog faszyzmu Gabriel d'Annunzio, którego gra Krzysztof Kolberger i malarka polskiego pochodzenia Tamara Łempicka (Magdalena Wójcik). Od regularnych przedstawień dramat Krizanca różni się sposobem odbioru: akcja rozgrywa się jednocześnie w kilku salach pałacu Na Wodzie, który gra rolę willi poety, a publiczność nie siedzi na widowni, lecz podzielona na grupy podąża za aktorami. - Nie ukrywam, że jest to sztuka snobistyczna - mówi Anna Gogacz z agencji Allegro, która wyprodukowała przedstawienie. Na spektakl wchodzi tylko 150 osób, w przerwie serwowana jest wykwintna kolacja. Zaporowa jest cena biletu - 210 zł. To dziesięć razy więcej, niż kosztuje przeciętny bilet do teatru.

Kultura "eventu"

Kiedy w 1990 roku "Tamarę" po raz pierwszy w Polsce wystawił warszawski Teatr Studio, przedstawienie w malowniczych wnętrzach Pałacu Kultury odbierano zarówno jako szczyt snobizmu, jak i eksperyment. Dzisiaj "Tamara" straciła na nowości, stała się jednym z wielu produktów semikulturalnych adresowanych do klasy średniej. - Naszym odbiorcą są ludzie z wyższym wykształceniem, o ponadprzeciętnych dochodach, minimum 6-7 tys. zł na osobę - precyzuje Anna Gogacz. I wymienia nazwiska widzów "Tamary" z listy najbogatszych Polaków: Zbigniew Jakubas (Multico), Katarzyna i Zbigniew Niemczyccy (Curtis Group), Anna i Jerzy Starak (Polpharma).

Ale głównymi odbiorcami "Tamary" nie są dzisiaj pojedynczy widzowie, lecz wielkie firmy, które wykupują spektakl na wyłączność. Od listopadowej premiery skorzystało z tej możliwości kilka banków i firm farmaceutycznych. Na takich przedstawieniach bufet jest rozszerzony, a po zakończeniu rozpoczyna się regularny bankiet.

Znamienne, że producentem "Tamary" nie jest tym razem żaden teatr, ale agencja specjalizująca się w tak zwanych eventach. Na co dzień Anna Gogacz przygotowuje korporacyjne zjazdy i spotkania, których elementem są występy znanych gwiazd estrady i muzyki popularnej.

- Rynek usług "eventowych" przeżywa dzisiaj odrodzenie - mówi producentka. Dobra sytuacja w gospodarce sprawia, że coraz więcej polskich banków, firm farmaceutycznych czy dilerów aut chce uczcić swoje rocznice albo premiery nowych produktów za pomocą koncertów i wydarzeń kulturalnych. W wynajętych teatrach i salach recepcyjnych hoteli występuje czołówka polskiej estrady, z Krzysztofem Krawczykiem, Kayah i kabaretem Elita. Powstaje w ten sposób drugi, zamknięty obieg kulturalny. Wielbiciele In-Grid będą zaskoczeni informacją, że koncert galowy na festiwalu piosenki w Sopocie i recital w poznańskiej Arenie nie były jedynymi występami artystki w Polsce w ubiegłym roku. Atrakcyjna Włoszka, śpiewająca po francusku taneczne przeboje, była u nas w sumie osiem razy, ale usłyszeć ją mogli tylko uczestnicy zamkniętych imprez organizowanych przez prywatny biznes. Między innymi bawiła gości pewnej firmy zajmującej się oprogramowaniem oraz była atrakcją balu wydanego w jednym z warszawskich hoteli przez firmę z branży kosmetycznej.

Luksusowa galanteria

Estradowa rozrywka, która królowała w przeszłości na podobnych imprezach, już nie zaspokaja rosnących ambicji. - Klienci chcą czegoś więcej niż magika - mówi Anna Gogacz. Dla gości wielkich korporacji grają więc orkiestry symfoniczne w zmniejszonym składzie (do 20 muzyków) i instrumentaliści, tacy jak jazzowy pianista Leszek Możdżer czy harfistka Anna Faber.

Repertuar jest dopasowany do specyficznej atmosfery spotkań. Jeśli muzyka poważna, to w formule wielkich przebojów i wiązanek znanych arii. Jeśli teatr, to taki jak "Tamara", czyli melodramat z elementami kryminału. Jeśli wystawa, to obrazy Wojciecha Siudmaka pokazywane w ubiegłym roku m.in. na specjalnym wernisażu w warszawskich Łazienkach, w którym uczestniczyli goście koncernu samochodowego Renault.

Miesięcznik "Art and Business" pisał o wystawie z ironią: "Siudmak maluje słodkie niewiasty w negliżu i muskularnych młodzieńców w trakcie skrętu kiszek, pośladki, rozszalałe grzywy i skrzydła Pegazów". I nazwał twórczość artysty "luksusowym wyrobem dekoracyjnym".

Megagwiazdą korporacyjnych koncertów jest klasyczny pianista Waldemar Malicki, mniej znany poza obiegiem "eventowym". Grał m.in. na 10-leciu Gino Rossi i 20-leciu Hewlett Packard, na kongresie onkologów i sympozjum okulistów. Jego show składa się z fragmentów klasycznych utworów przeplatanych anegdotami z historii muzyki, które potrafi opowiadać w sześciu językach.

- Bawię ludzi. Nie mogę być ani za łatwy, ani za trudny - przyznaje Malicki, który równolegle występuje na otwartych koncertach w filharmonii.

Ten drugi obieg kulturalny różni się od oficjalnego także bliższym kontaktem z artystami. Imprezy mają zazwyczaj kameralny charakter, dla 100-200 osób. Malicki wspomina koncert, jaki dał kiedyś w Warszawie dla 15 biznesmenów. - To było po tajnych negocjacjach, chcieli odetchnąć czymś niebanalnym.

Główną atrakcją staje się możliwość zobaczenia z bliska znanych artystów. Na "Tamarze" wprost nie sposób się dopchać do Danuty Stenki czy Krzysztofa Kolbergera. Po spektaklu aktorzy nie znikają w kulisach i garderobach, ale wracają do publiczności. Można wtedy już prywatnie porozmawiać z nimi przy kawie i poprosić o autograf, z czego widzowie "Tamary" skrzętnie korzystają.

Artyści i dwór

Dyrektor warszawskich Łazienek profesor Marek Kwiatkowski dostrzega w "Tamarze" nawiązanie do czasów, kiedy w Łazienkach działał teatr króla Stanisława Augusta: - Król wielbił Melpomenę, w Łazienkach miał trzy sceny: Teatr Mały, amfiteatr i Teatr Wielki w Pomarańczarni. "Tamara" to oczywiście nowoczesne przedstawienie, ale jest w nim coś z XVIII-wiecznego teatru dworskiego.

Zamknięte spektakle i koncerty rzeczywiście przywodzą na myśl kulturę dworską. Tutaj również odbiorcami jest elitarna publiczność, wyselekcjonowana za pomocą drogich biletów albo zaproszeń. Artyści są często zapraszani na spotkania po występie, a niektórzy nawet sławią swoich mecenasów w zamian za poparcie, jak Wojciech Siudmak, który chwali zalety produktów sponsorującej go firmy Renault. Powstają nawet specjalne, okazjonalne utwory dedykowane już nie władcom, ale wielkim koncernom. Niedawno polski oddział Renault zamówił musical, którego bohaterem był... nowy model samochodu. Premiera z udziałem aktorów z warszawskiej Romy odbyła się w Teatrze Wielkim na scenie, na której w inne wieczory można obejrzeć "Madame Butterfly" czy "Oniegina".

- Nie widzę nic złego w graniu dla biznesu. Jak wiemy z historii muzyki, wielu wybitnych muzyków dorabiało na różnych dworach, u hrabiów czy baronów - mówi Leszek Możdżer.

Zdarza się, że artyści są traktowani jako dodatek do bufetu. W zeszłym roku podczas Festiwalu Beethovenowskiego wybuchł skandal, kiedy podczas koncertu wybitnego skrzypka Gidona Kremera sala świeciła pustkami, bo zaproszeni goście udali się na bankiet w foyer. Leszek Możdżer wspomina swój występ na rozdaniu prestiżowych nagród w Warszawie, który zakończył się przed czasem. - Nikt mnie nie słuchał, więc po dwóch minutach zacząłem ćwiczyć gamy, a po sześciu zszedłem ze sceny. Od tej pory zastrzegam w kontrakcie, że koncert nie może być połączony z konsumpcją.

Problem w tym, że często dwór nie dorasta do sztuki. Jak opowiada jeden z aktorów występujących w "Tamarze", widzowie bez skrępowania rozmawiają podczas spektaklu, witają się wylewnie lub odbierają telefony. - Chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że są w teatrze - uważa aktor.

Na razie więc porównania z kulturą dworską są ryzykowne. "Tamara" to jednak nie to samo co spektakle teatru stanisławowskiego, a koncerty dla wielkich banków różnią się zasadniczo od "Muzyki na wodzie", którą Haendel napisał na przejażdżkę króla Jerzego I barką po Tamizie. Zanim powstanie nowa kaplica Medyceuszy i zanim nowy Szekspir wystąpi przed nową Elżbietą I, musimy poczekać na równie wyrobiony artystycznie dwór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji