Artykuły

Tatralna próba przeprowadzenia dowodu na istnienie Boga

"T.E.O.R.E.M.A.T." w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Julia Hoczyk w Opcjach.

"T.E.O.R.E.M.A.T." Grzegorza Jarzyny, inspirowany twórczością Piera Paola Pasoliniego, to niezwykle udany powrót reżysera do teatru. Choć spektakl wydaje się chłodny, pod powierzchnią teatralnego zdarzenia buzują emocje i splatają się rozmaite linie napięć. Jarzyna w swoim najnowszym, przedstawieniu korzysta z wcześniejszych doświadczeń, tworząc teatr zdecydowanie wizjonerski, oparty na intuicji, lecz zarazem wyciszony, dojrzalszy, bardziej skupiony. Jak w dawnych i nowszych (realizowanych poza Polską) spektaklach, odwołuje się do estetyki filmowej, znakomicie łącząc ją z materią teatralną. Słowa jawią się tu jako naddatek - czasem kunsztowny - dopełniający sensy przedstawienia tylko tam, gdzie jest to niezbędne. Kolejne sceny wyznaczane są nie tylko poprzez precyzyjny rytm wyciemnień - odpowiednik filmowego przenikania i montażowych cięć - lecz także za pomocą wibrującej, doskonale współkreującej nastrój muzyki Jacka Grudnia i Piotra Domińskiego.

Pełna napięć kondensacja i siła wyrazu to także zasługa aktorów, którzy wspaniale odnaleźli się w snutej przez Jarzynę opowieści. Prostym gestom i zachowaniom nadawany jest niemal fizycznie odczuwalny ciężar. Sceniczna obecność aktorów jest zarazem niezwykle intensywna (zwłaszcza w przypadku Danuty Stenki, perfekcyjnie celebrującej swoją teatralną, odurzającą kobiecość - postaci i aktorki), jak i mglista, nieuchwytna; zaskakująco konkretna, lecz także niepostrzeżenie roztapiająca się w płynnym pięknie teatralnych obrazów.

W ascetycznej kremowej przestrzeni, jak gdyby rozświetlonej delikatnymi promieniami słońca, kilkakrotnie oglądać można celebrowanie zwykłego rodzinnego poranka, odbywającego się z akompaniamentem kościelnych dzwonów. Dzieci czeszą się, żona przed kunsztownym zwierciadłem poprawia makijaż, zanosi mężowi kawę, podaną jej przez służącą, syn pokazuje ojcu swoje prace, czekając na gest uznania, córka robi ojcu zdjęcia, żegnając się z nim, ojciec pisze przy biurku... Scena ta powtarza się bodaj trzykrotnie, lecz następują w niej subtelne zmiany. Są to jednak różnice mało znaczące, pozbawione gatunkowego (choć nie teatralnego) ciężaru. Dopiero pojawienie się dziwnego Gościa zburzy dotychczasowy porządek, mieszczański ideał precyzyjnie zaprojektowanej codzienności, które Jarzyna znakomicie, w ogromnym skrócie i teatralnej kondensacji ukazuje w pierwszych scenach spektaklu.

Ostoją i fundamenetem owego ładu jest Paolo (Jan Englert), sceptyczny przedsiębiorca, odpowiedzialny ojciec rodziny, który z wiekiem zaczyna odczuwać nieokreślony niepokój. Odnajduje on w przybyszu nie tylko wigor i młodzieńczą energię, ale i przeczucie czegoś niewyrażalnego, w obawie przed czym obudował się solidnym mieszczańskim bytowaniem. Na końcu jednak oddaje fabrykę w ręce robotników, a sam wyrusza na pustynię, która jest "jak senne marzenie o jedności, które nie daje zasnąć i z którego nie można się obudzić". W postaci tej szczególnie mocno nakładają się na siebie kolejne metapoziomy, które reżyser mnoży w swoim spektaklu. Obsadzając w roli Paola Jana Englerta, aktora-intelektualistę, znakomitego rzemieślnika, samego siebie uważającego za osobę racjonalną, a zarazem reżysera tworzącego sprawne warsztatowo spektakle, pozbawione jednak (w przeciwieństwie do dzieł Jarzyny) artystycznej autorskiej iskry, wprowadził do "T.E.O.R.E.M.A.T.U." wątek zderzenia dwóch wizji teatru i zarazem dwóch postaw aktorów: intuicyjno-emocjonalnej, wizjonerskiej i analitycznej, stricte technicznej. Owa założona inność Englerta i odgrywanej przezeń postaci od początku widoczna jest w spektaklu i znakomicie organizuje jego znaczenia. Poczucie destrukcji będzie tym silniejsze, tym trudniej zrozumiałe, im trwalsze i pewniejsze były podstawy dotychczasowego porządku, którego archetypowym wręcz reprezentantem wydaje się Englert-Paolo.

Dodatkowego wymiaru nadaje tej interpretacji wykorzystanie na początku i (w pierwszym) finale spektaklu pytań i odpowiedzi z różnych wywiadów przeprowadzonych z Pasolinim, a także z filmu Teoremat. Równie dobrze mogłyby one jednak być wypowiedziami Englerta - aktora i człowieka. Zawód, postać, rzeczywista osoba, a także odniesienia do autora - Pasoliniego - nakładają się tu na siebie, tworząc zadziwiający splot, który utrudnia dotarcie do prawdy, zdemaskowanie porządku obecności i reprezentacji lub jego braku. Szczególnie ważkie są tu odpowiedzi dotyczące telewizji publicznej i współczesnego społeczeństwa, zaś pod koniec - wiary w cuda. Na tym przykładzie dostrzec można proces, jaki dokonuje się w postaci postawionej w obliczu doświadczeń granicznych. W pełnej napięcia ciszy wybrzmiewają teraz parafrazy biblijnych słów o bogactwie najuboższych, o tym, że społeczeństwo archaiczne jako jedyne nie zatraciło poczucia świętości-w przeciwieństwie do nowoczesnego, mieszczańskiego społeczeństwa ery wschodzącego (wtedy) kapitalizmu. Słowa te stanowią zastępczą odpowiedź na pytanie, które kilkakrotnie pada podczas quasi-konferencji prasowej rozpoczynającej spektakl: "Czy wierzy pan w Boga?". Dwukrotnie słyszymy wówczas z ust Paola-Englerta: "Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie". Całemu przedstawieniu zostaje więc nadana szczególna rama, osadzając jego problematykę na płaszczyźnie zdecydowanie teologiczno-egzystencjalnej, nie zaś politycznej (istotnej w pierwowzorach Pasoliniego).

Teoremat (gr. theórema - teza wymagająca dowodu) w logice oznacza "twierdzenie pochodne, występujące w obrębie systemu dedukcyjnego, wyprowadzone za pomocą wnioskowania dedukcyjnego z aksjomatów tego systemu". Spektakl Jarzyny jawi się zaś jako teatralna próba przeprowadzenia dowodu na istnienie Boga. W czasach cywilizacji konsumpcyjnej sakralność rzeczywistości zatraca się (lub zostaje przechwycona i sprofanowana), po to, by powrócić z tym większą siłą - odbierana jest wówczas jako niebezpieczna i niszcząca.

Natomiast społeczeństwom dawnym to właśnie religia zapewniała realne umocowanie w świecie. Choć w obu przypadkach to, co święte, transcenduje codzienność, to jednak w nowoczesnej kulturze, opartej na kulcie indywidualizmu i tożsamości, odbierane jest jako zgubne dla ufundowanej na nich wolności. Dlatego dla bohaterów "T.E.O.R.E.M.A.T.U.' zetknięcie z innym wymiarem staje się doświadczeniem liminalnym, które wręcz żąda przewartościowania swojego stosunku do świata i całego dotychczasowego życia. Europejskie, do cna dualistyczne myślenie może skłaniać do dopatrywania się w wizerunku Gościa złego wcielenia bóstwa. Są to jednak tylko próby racjonalizacji i kategoryzacji, którym boskość się nieustannie wymyka. Sytuuje się ona poza dobrem i złem, przekraczając je i anihilując wszelkie podziały. Także wiara, której teatralny test próbuje zrealizować Jarzyna, jest od Niego niezależna. Bóstwo po prostu jest i trwa, bezczasowe, niezmienne, promieniując swoją potężną aurą.

W przedstawieniu Gość jest znacznie mniej demoniczny niż w filmie. Sebastian Pawlak gra postać, która łagodnie odpowiada na pragnienia każdego z bohaterów. W jego oczach widać smutek, pewność i wiedzę, której pozbawieni są pozostali. W sposób naturalny, pozbawiony wstydu, eksponuje swoją nagość i przyjmuje nagość innych. W korpulentnym Piętro z rumianą, niemal dziecięcą twarzą budzi uśpiony dotychczas homoseksualizm, który od czasu tej seksualnej inicjacji stanie się jego wyróżnikiem. Owa inność po odejściu Gościa pogłębi poczucie samotności, niemożność bycia takim jak przedtem, zbliżenia do rówieśników. Lecz zarazem ożywi artystyczną aktywność Pietra, która pozwoli mu wreszcie uniezależnić się od ojca. Wyostrzy jego świadomość, dlatego pod koniec boleśnie wyrzuci z siebie: "Zbyt długie chodzenie do muzeów i akademii jest dla artysty tak samo szkodliwe jak przedłużona opieka rodzicielska".

Cielesność w spektaklu Jarzyny zdaje się wyjątkowo ciążyć każdemu z bohaterów. Lucia (Danuta Stenka) jawi się na początku jako doskonała, niemal wypreparowana, ikoniczna kobiecość - pozbawiona jakichkolwiek emocji, gładka powierzchnia ciała, bez skaz i rys. Świadoma jest każdego ruchu i gestu, spojrzeń, najlżejszych drgnięć twarzy - cóż jednak z tego, skoro jest to świadomość pusta, kobiecość wystawiająca się na pokaz. Jak sama wyzna Gościowi, "ratunkiem był mi wrodzony wdzięk". Ratunkiem przed pustką egzystencji, gdyż bohaterka żyła, jak gdyby była martwa, nie mając żadnych zainteresowań, doskonale jałowa i czysta. Gość nadał egzystencji Lucii treść, a imię jej: miłość. Zarazem jednak zbrukał ją, powodując rozbudzenie pragnień, których nie będzie w stanie ukoić. Rzuci się więc w wir przelotnych romansów, płacąc za seks młodym chłopcom, nierzadko brutalnie przez nich wykorzystywana.

Bohaterowie "T.E.O.R.E.M.A.T.U." doświadczają na sobie i swoich ciałach dwoistości sacrum. Ciała wymykają się im, przekraczając zarazem swoją dotychczasową kondycję, pozbywając się zahamowań. Odetta (świetna rola Katarzyny Warnke, pełnej dziewczęcej niewinności, lecz i pierwszych niepokojów wieku dojrzewania) dzięki seksualnej inicjacji, podarowanej przez Gościa, odrywa się od ojca, w którym (podobnie jak Pietro) była do tej pory zakochana, który zastępował jej wszystkich mężczyzn. Jednak brzemię to jest na tyle silne, że Odetta nie wytrzymuje go, popada w śpiączkę. Po jej wyniesieniu na szpitalnych noszach Paolo powie: "W zamkniętym pokoju jest całe moje życie / młodzieńcza ironia / dziecięca nadzieja". Tylko ten, kto potrafi rozpocząć od nowa, będzie mógł żyć po doświadczeniu epifanii: początek jest czystą kartką. Z kosmicznego chaosu, pomieszania porządków, destrukcji musi wyłonić się coś innego, odnowiona (i uświęcona) rzeczywistość. Rozbicie owego ładu oznacza zarazem powrót do początków, do uświadomienia sobie wewnętrznej nagości. W ostatniej scenie, którą wieńczą słowa Angiolina o pustyni, Paolo leży prawie nagi, przybierając pozycję embrionalną. Być może on i Piętro będą od nowa tworzyć, zaczną jeszcze raz.

W finale na mieniącej się ciepłym, żółtym światłem scenie pojawia się Angiolino (któremu zostaje tu nadana ranga wszechwiedzącego narratora). Mówi o pustyni: monotonnej w formie, pełnej powtórzeń, nieskazitelnej, czystej, pozbawionej smrodu ludzkiego życia. Jest ona samowystarczalna i zawiera się sama w sobie. Nieporuszenie akceptuje ludzkie życie, przyjmuje je, nie stawiając żądań i wymagań, cierpliwa i nieuchwytnie bezosobowa, podobnie jak Gość w spektaklu Jarzyny. Pustynia przywołuje minione czasy wspomnianego już "pierwszego raju, raju ojca". Konotacje metafizyczne splatają się tutaj z egzystencjalnymi i na wskroś cielesnymi. Świat sennego, pustynnego krajobrazu jest światem homogenicznym, bezpiecznym, pozbawionym cielesności i płciowości. Bezcieleśnie doskonałym. Dalej jest tylko cisza, gęsta jednak od znaczeń i możliwości. A więc - od nowa, raz jeszcze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji