Artykuły

"Dziady" Kazimierza Dejmka

Adam Mickiewicz: "Dziady". Układ tekstu i reżyseria: Kazimierz Dejmek. scenografia: Andrzej Stopka. Wybór i opracowanie muzyki: Stefan Sułkowski i Jerzy Dobrzyński. Premiera w Teatrze Narodowym.

Zaczyna się znakomicie. Lud wiejski pod przewodem Guślarza święci tajny obrzęd dziadów ubogo, zgrzebnie, to są dziady chłopskie, sprawa na ziemi, żadnych sztuczek z duchami w stylu wieczoru czarów. Zły pan czy eteryczna dziewczyna to wydzieleni z gromady uczestnicy chłopskiego obrzędu, zabieg nie nowy, ale obecnie ulepszony. Tylko chór ptaków nocnych nosi pstre totemy, ale i one nie odbiegają od wyobrażeń ludowych, od szopki z aniołami, diabłami i rogatym, ekonomskim belzebubem. Teksty okrojone drastycznie, przez co obraz nabiera zwartości i wewnętrznego tempa. Dekoracja, pogrążona w mroku, to zarysy dwu kaplic (chyba) z frontonem kościoła pośrodku; na nim trzy podwójne, krzyże. Hieratycznego Guślarza gra dostojnie Kazimierz Opaliński. Widmo skarży się niskim głosem Kazimierza Wichniarza. Udział bierze też chór dziecięcy pod kierownictwem Romualda Miazgi.

Z zaskakująca nagłością Guślarz, odwrócony tyłem do widowni, wygłasza dedykację Mickiewicza z Trzeciej Części i bezzwłocznie znajdujemy się w celi Konrada, gdzie Gustaw-Konrad w tonie gniewu, złości i poczucia spętanej siły wygłasza tzw. małą improwizację. Poskracane nielitościwie sceny więzienne są krótkim intermezzo przed wielką improwizacją, która Konrad wygłasza z niezrównanym wewnętrznym napięciem i pasją, żywy w nim ten Mickiewicz ziemski, przekonany o swoim powołaniu wieszczym, Mickiewicz pojmujący rząd dusz tak surowo i fanatycznie jak go próbował sprawować wśród Polonii paryskiej. W coraz gwałtowniejszej zwadzie człowieka z równym mu Bogiem biorą udział realne, cielesne anioły i mniej widzialne, mniej namacalne ale równie konkretne diabły. Improwizacja łamie się w wybuchu Konradowej wrogości, ma wejść klecha Piotr, kurtyna.

Wrażenie jest niezmierne, niesie je przede wszystkim Gustaw Holoubek, który tekst Konrada wygłasza i wygrywa z mistrzostwem, skierowanym przeciw wcześniejszym interpretacjom tej kluczowej sceny. Holoubek jest antyromantyczny. intelektualny z trudem naginający się do konwencji romantycznego teatru. Wypala się jednak w swoim monologu z porywem, świadczącym o sile człowieka, który stworzył boga by móc mieć doń pretensje o słabość i śmiertelność swej boskiej natury. Równocześnie jest to Konrad z niezachwianą pewnością poetyckiego geniuszu, Konrad porwany marzeniem, że nie dygnitarze warszawscy i nie książęta z emigracji stać powinni na narodu czele, ale on, Konrad, poeta z patriotycznej Litwy, przeciwstawiający się najmocniej tyranii. Improwizacja Holoubka jest zarazem jakby interpretacją, stąd jej logika myśli ponad wzburzonym uczuciem. Wysłuchanie improwizacji wygłaszanej przez Holoubka jest wielkim przeżyciem. Niestety, nie podbudowanym dalszymi wrażeniami i skłóconym z nimi.

Następuje, po przerwie, wybornie zainscenizowana i rozegrana scena egzorcyzmów, wypędzania złego ducha z cielesnej powłoki Konrada. Tylu majstrów nie dało sobie w teatrze rady z tym problemem, a Dejmek; podołał. Wspaniała kreacja Holoubka zamyka się akordem diablim, diabły szopkowe zostały pogromione, ale wraz z nimi świetna część nowej inscenizacji.

Bo oto po obrzędzie pogańskim zaczynają się dziady chrześcijańskie, z Księdzem Piotrem, pośrodku, a nie obrazi się na mnie chyba JÓZEF DURIASZ, gdy powiem, że jego improwizacja to już nie to samo Co improwizacja Konrada, w dodatku brat zakonny mą swe widzenie pseudowieszcze w ramach mszy świętej katolickiej z udziałem ministrantów oraz Chóru Towarzystwa Śpiewaczego Harfa pod kierownictwem Jerzego Kołaczkowskiego i Tadeusza Olszewskiego. Może tak przystało wiernemu synowi kościoła w habicie mniszym, ale mistycyzm "Dziadów" był buntowniczy, pienia anielskie nie wstrzymały poety od szarpania papieża za rękaw. To było wprawdzie później, ale "Dziady" pisał Mickiewicz całe życie.

W tej części przedstawienia święci swój sukces Stopka. Trójskrzydłowy ołtarz, w jaki zamieniły się w mroku ciemniejące odrzwia, z płaskorzeźbami religijnej treści po bokach, a świętymi aniołami w ekstazie malowidła pośrodku - to jest piękne, jak z katalogu zabytków sztuki, za które jesteśmy wdzięczni minionym epokom. Msza kończy się apoteozą boskiej drogi Księdza Piotra.

Ostatnią część tryptyku rozpoczyna widzenie Senatora, diabły się przy nim wiją. jak wprzódy wokół Konrada. Następuje skrócona scena Salonu Warszawskiego, pośrodku w fotelu spoczywa w ciężkim śnie Senator, chociaż postacie Salonu żalą się na jego nieobecność. Może to ma być drugi sen Senatora, tym razem przyjemny, o posłusznych dygnitarzach i wiernym dworze? Salon Warszawski bucha zderzeniem konformizmu i kolaboracji z myślą hardą, niepodległą. To jest nad wyraz sugestywne, działa pobudzająco na widzów, podniesionych na duchu poprzednim misterium. Tekst Adolfa z przejmującą prostota wypowiada tu STANISŁAW ZACZYK.

Senator na swym fotelu budzi się, i już przychodzą i przechodzą sceny z Doktorem 1 Pelikanem, epizod z Rollisonową, i bal, spieszny, zadyszany, jakby goście chcieli jak najprędzej uciec spod senatorskich oczu, czemu się zresztą trudno dziwić. Senator góruje tu nad obecnymi posturą i furią zwalisty brutal w generalskim mundurze, w generalskich cholewach. ZDZISŁAW MROŻEWSKI zagrał Senatora wedle koncepcji, która mnie osobiście nie odpowiada: przyznaję jednak, że w tej koncepcji gra z temperamentem, zamaszyście. Przy nim IGNACY MACHOWSKI dobrze zaznacza służalczość i nikczemność Doktora. Wśród gości balowych wyróżnia się Starosta MICHAŁA PLUCIŃSKIEGO. Ze szlachetnym umiarem, maksymalnie oczyszczając swą rolę z efektów melodramatycznych, mignęła dwukrotnie na scenie w roli pani Rollison BARBARA RACHWALSKA (przewidziana także w tej roli Irena Eichlerówna jest chora).

Obraz skutego Konrada, wiedzionego przez żołnierzy, scena niema i migawkowa, kończy spektakl.

"Dziady" są scenariuszem dla wielkiego narodowego widowiska, niewyczerpanym w możliwościach. Wiedział już o tym Wyspiański, wycinając z nich dla teatru odpowiednie sceny i grupując je według pewnej osi krystalizacyjnej. Odtąd "Dziady" stały się popisem nieustannych poszukiwań, które częściej prowadziły na manowce niż do celu. Sądzę, iż z dotychczasowego mego opisu wynika jasno, że także "Dziadów" Dejmka nie uważam za zwycięstwo reżysera - i to pomimo kreacji Holoubka i pomimo paru świetnych innowacji, głównie w pierwszej części spektaklu. Czemu się tak, stało? Czemu reżyser tak wybitny i tak czujący Teatr Ogromny jak Dejmek, nie dał sobie rady z "Dziadami", a raczej dał się również skierować na drogę nie prowadząca do właściwego celu?

Dejmek zgrzeszył niekonsekwencją. "Dziady" trzeba skracać, trzeba z nich eliminować całe partie - rzecz w tym, jakie to kwestie, fragmenty, całe sceny się skreśla, i jak się formuje kształt pozostawionych. W rozmowie z dziennikarzem z "Kuriera Polskiego" użalił się Dejmek na ateatralność Części Czwartej, tym motywując potrzebę jej usunięcia. Ale równocześnie Dejmek zatrzymał się jakby u progu nierozwiązalnych na pozór sprzeczności: jak wydobyć genialny dramat polityczny z odmętów również wspaniałego, ale całkiem inaczej j w innych kategoriach, dramatu mistycznego? Spróbował je pogodzić i mistyka wyszła na wierzch. A dopóki wychodzić będziemy z założenia, że mistyka Mickiewicza stanowi równie ważny element "Dziadów" jak jego pasja polityczna, że zatem oba te czynniki musimy uwzględniać równolegle w uscenicznianiu dzieła - dopóty porażki zdominują powodzenie. Bo utwór sceniczny jest autonomiczny i rządzi się innymi niż poemat dramatyczny prawami. Ludowość "Dziadów" wileńskich wciągnęła w swoją noc dziadów Dejmka i Stopkę, wielbicieli folkloru: ludowa trzeźwość uchroniła ich przed bałamuctwem. Czemuż nie dała im równie pewnej busoli w dalszych częściach widowiska?!

Pisząc w ubiegłym roku obszernie i wielokrotnie o "Dziadach" - przypominałem postulat rozdzielania "Dziadów" na dwa odrębne wieczory: "Dziady" guślarskie i "Dziady" polityczne. Przemawiając za "Dziadami" politycznymi apelowałem o zachowanie w całości genialnych scen satyryczno-politycznych. U Dejmka skrótom pod-, legła każda scena, równie dobrze mętne Widzenia Księdza Piotra jak i przejrzysty Salon Warszawski. I bal u Senatora ogołocony został z wielu momentów, najświetniej prezentujących się w teatrze. Na "Dziady" polityczne i satyryczne musimy dalej czekać.

Ale może Dejmek skrócił nam czekanie? Doświadczenie z ..Kordianem" budzi otuchę. Dejmek przyjrzy się swojemu nowemu reżyserskiemu dziełu i - po jakimś czasie - wyciągnie wnioski. A jeżeli się uprze? Nasza, ale i jego strata.

"Dziady" wchodzą do stałego repertuaru Teatru Narodowego. Pomyślcie o tym.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji