Artykuły

Herezja Andrzeja Barańskiego

Największy paradoks Barańskiego polega na tym, że artysta stojący tak blisko "zwykłego człowieka" traktowany jest przez publicznych dysponentów mediów jako twórca niszowy i elitarny. Dlatego nie udało mu się zrealizować "Śmierci w starych dekoracjach" Tadeusza Różewicza ani Teatru TV z jego dwóch opowiadań o starych kobietach. Usłyszał, że "za dużo już tego Różewicza". Kiedy indziej powiedziano mu, że na Białoszewskiego "jeszcze za wcześnie" - o książce Piotra Mareckiego "Barański. Przewodnik Krytyki Politycznej [wywiad-rzeka]" pisze Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej.

Gdyby zebrać wszystkie jego filmy, powstałby model kinematografii krańcowo odmienny od tego, co kojarzy się z polskim kinem. Życie jego bohaterów nic nie "znaczy", niczemu nie "służy", nie należy do społeczeństwa, nie jest częścią narodowego dramatu. Jest poszczególne.

W 2000 r. na festiwalu w Gdyni Andrzej Barański przedstawiał telewizyjny film "Niech gra muzyka" oparty na autentycznych historiach grajków z wiejskich kapel z Rzeszowszczyzny spisanych przez etnografa-amatora Franciszka Kotulę. Pamiętam tamten poranny pokaz - publiczności było niewiele, ale za to sami wierni. Barański wyszedł na scenę zapowiedzieć film, ale nie dziękował nikomu, jak jest w zwyczaju, tylko zaczął mówić, jakby głośno myślał. Ostatnich wędrownych grajków porównał do renesansowych geniuszy, o których pisał Vasari. Powtarza teraz tę myśl w wywiadzie-rzece Piotra Mareckiego. "Wierzę, że sztuka ma jedno imię - mówi Barański. - Facet gra na skrzypcach i przebywa przez ten czas w innym świecie. Malarka maluje na szkle i tak ją to porywa, że przypala obiad. To samo uniesienie towarzyszyło boskiemu Leonardo i klarneciście z kapeli w Gaci Dolnej". Mówi również o sobie: "Dla mnie dzieło nie jest tak ważne, jak chwila sztuki".

Dziewczyna nawlekająca igłę

Barański jest zjawiskiem w polskim kinie niebywałym: reżyser pozbawiony kompleksu. Mało jest artystów, którzy mieliby w sobie tyle pokory wobec sztuki, a zarazem tak silne poczucie wartości tego, co robią, radości tworzenia, jaką zwykle mają amatorzy. Gdyby zebrać wszystkie realizacje Barańskiego - filmy fabularne najróżniejszych gatunków, spektakle tv, krótkie formy, dokumenty, oświatówki, animacje, filmy o sztuce - złożyłyby się one na model kinematografii krańcowo odmienny od tego, co kojarzy się z polskim kinem.

Jak zuchwale brzmi takie oto wyznanie, pozbawione obowiązkowego u nas tonu skargi: "Czuję się reżyserem spełnionym. Udało mi się powiedzieć wiele z tego, co zamierzałem. Począwszy od podziękowania rodzicom filmem W domu , do podziękowania Panu Bogu w Braciszku . A pomiędzy - były te wszystkie kobiety z prowincji, kramarze, sentymentalny powrót do lat młodości w Nad rzeką, której nie ma . Wszystkie te filmy są bardzo moje. Los był dla mnie łaskawy, a ja byłem na tyle twardy, żeby robić swoje kino".

Debiut Barańskiego z końca lat 70. - telewizyjny film "W domu" - nie przypominał niczego, co wówczas powstawało. Nie miał nic z "moralnego niepokoju", przeciwnie - panował w nim dziwny spokój, przełamany melancholią. Nie było tam zakamuflowanej krytyki ustroju. Było za to coś, czego naszym reżyserom najbardziej brakuje: określenie swojego miejsca, stanięcie na ziemi, dotknięcie rdzenia życia w sposób delikatny, minimalistyczny, pozbawiony pretensji.

Ten film to mała elegia o opustoszałym domu rodzinnym, o samotności, która wdziera się w życie rodziców, kiedy syn jedynak wyjeżdża do miasta na studia. Obserwujemy pejzaż domu - wersalka, fornirowane meble, biały kredens kuchenny, podłoga wyłożona gazetami - i kręcących się po mieszkaniu rodziców, cały ten mikrokosmos odchodzącego dzieciństwa, z perspektywy księżycowej. Jak w wierszu Szymborskiej o istotach pozaziemskich z najwyższą uwagą obserwujących na monitorze zjawisko tak zwyczajne, jak dziewczyna nawlekająca igłę. Jaka siła musiała być w tych obrazach, skoro po 30 latach filmem "W domu" zdążyła się zachwycić Dorota Masłowska? "Filmy Barańskiego - pisze we wstępie do książki Mareckiego - kontemplują warstwę rzeczywistości nieatrakcyjną, pilśniową, której rozbuchana machina kina nie zwykła już czytać; rzeczy drobne, bezbarwne, żałosne, niezauważalne składają się w obrazy dokumentalnie wiarygodne i prawdziwe".

Dobra kiełbasa nie robi wrażenia

Kiedy obserwuje się dziś wyczyny artystów takich jak Paweł Althamer czy Jarosław Kozakiewicz, na nowy sposób próbujących "wejść w lud", łączących wyrafinowanie formy z autentyzmem i użytkowością, lub gdy ogląda się działania teatralne w sejneńskim "Pograniczu" czy w Kuroniowych Teremiskach, gdzie niedawno w stodole oglądałem doku-dramę wg wspomnień tamtejszych mieszkańców (dogadywali z pierwszych rzędów: Tak było!) - postawa Andrzeja Barańskiego wydaje się prekursorska.

Ta filmowa liryka przemawia głosami ludzi niepozornych, jak ciotka Andzia, kobieta z prowincji przypominająca bohaterkę flaubertowskiej "Prostoty serca". Barański monumentalizuje życie takich postaci. Karmi swoje kino literackim autentykiem, dziennikami, zapisami życia "sprawdzonego sobą", jak u Białoszewskiego, Czycza, Kuncewiczowej, Siemińskiego. Ostatnio zachwycił się młodym pisarzem z Kieleckiego, Zbigniewem Masternakiem. "Potrzebuję takiego błysku, jak potrzebuję kawałka kiełbasy tuchowskiej i specjalnie jadę do Konstancina, bo wiem, że tam ją dostanę. Dziś wszystko tak się strywializowało przez brak osobistego spojrzenia, że na nikim nie robi wrażenia dobra kiełbasa, dziś dostajemy wszędzie ten sam przepis na zupę z gwoździa".

Żadnych romantycznych klisz

Marecki trafnie zauważa, że twórca "Kobiety z prowincji", "Kramarza", "Nad rzeką, której nie ma", "Dwóch księżyców" - filmów dziejących się w miasteczkach podobnych do jego rodzinnego Pińczowa - nie da się zamknąć w szufladce poczciwego piewcy prowincji. W jego planach realizacyjnych jest także "Kosmos" Gombrowicza. Prowincji potrzebuje Barański dlatego, że rzeczywistość jest w niej rozrzedzona, życie toczy się wolniej. Lepiej widać stamtąd człowieka. Ograniczenia, jakie sobie narzuca, są pozorne - w mikroskali można zobaczyć coś, co zostaje zagubione w skali makro. "Takie ograniczenie jest rozszerzeniem" - uważa Barański.

Fundamentem jego postawy jest zgoda na los, brak pretensji do świata - mimo ciężkiego życia, krzywd, strat i niespełnień doświadczanych przez jego bohaterów. Barański ukazuje Polskę z całkowitym pominięciem romantycznych klisz, jakby to była Skandynawia lub Chiny. Życie jego bohaterów nic nie "znaczy", niczemu nie "służy", nie należy do społeczeństwa, nie jest częścią narodowego dramatu. Jest poszczególne. A zarazem wtapia się w jakiś powszechny wzór, odwieczny porządek, w którym - marzy reżyser - "można żyć i umrzeć".

Prości ludzie nie mają historii

W latach 80. - czasach konwulsji historycznych i zawiedzionych nadziei zbiorowych - filmy Barańskiego z ich stoicką filozofią i franciszkańskim przesłaniem niosły ulgę. W pełni można je docenić dopiero dziś. Prekursorstwo Barańskiego przejawia się zwłaszcza w stosunku do historii powojennej, ustroju. "Prości ludzie nie mają historii". Jego bohaterowie, zajęci pracą, nietknięci przez ideologię, dotykani przez różne szykany znoszą je jak gradobicie i tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, że żyją wewnątrz "systemu". Bohaterce "Kobiety z prowincji" okupacja hitlerowska kojarzy się z pierzyną ofiarowaną jej przez sąsiadkę Żydówkę przed wyjściem do getta i z resztkami rybek łaskawie zostawionymi przez "dobrego Niemca". Czasy stalinowskie - to egzamin w pracy, kiedy pytali ją, kto jest najważniejszy w kraju. Andzia modliła się o dobrą odpowiedź, zerkając na medalik. Wypaliła: Bierut Bolesław. Modlitwa została spełniona. Żyła poza systemem, we własnym świecie - podobnie zresztą jak poeta Miron z "Paru osób, małego czasu". I jak sam Barański, licealista z Pińczowa, wychowany na "Przekroju", czytający Joyce'a i poetów amerykańskiej prowincji, Frosta i Mastersa z PIW-owskiej serii celofanowej.

Taki punkt widzenia zawsze trącił u nas herezją, był źle widziany zarówno przez komunistów, jak przez antykomunistów, gdy po 1989 dzieje PRL zostały sprowadzone do prowadzonej powszechnie "walki z komuną". "Historia to głównie zgroza - mówi Barański - i dobrze, że nie toczy się zawsze. Człowiek żyje sobie w miasteczku, lata lecą, historię zna ze szkoły - pamięta, kiedy była bitwa pod Grunwaldem. Ale jak pisarz zabiera się za takich obywateli, natychmiast rzuca ich w wir historii, o którym człowiek zupełnie nie miał pojęcia. Nagle odkrywa, że jego życie miało związek z ceną baryłek ropy na światowej giełdzie...".

Kiedy sam zabiera się za temat historyczny - jak w najnowszym, heroikomicznym scenariuszu "Żywoty mężów pomarańczowych" według książki Majora Fydrycha o latach 70. i 80. - okazuje się, że wojnę o wolność wygrały krasnoludki, które same historii nie miały - "spadają jak liście z drzew i użyźniają ziemię".

Reżyser nie dla ludu?

Największy paradoks Barańskiego polega na tym, że artysta stojący tak blisko "zwykłego człowieka" traktowany jest przez publicznych dysponentów mediów jako twórca niszowy i elitarny. Dlatego nie udało mu się zrealizować "Śmierci w starych dekoracjach" Tadeusza Różewicza ani Teatru TV z jego dwóch opowiadań o starych kobietach. Usłyszał, że "za dużo już tego Różewicza". Kiedy indziej powiedziano mu, że na Białoszewskiego "jeszcze za wcześnie". "Parę osób, mały czas" siedem lat czekał na realizację, wypuszczono go zaledwie w dwóch kopiach, a i tak zyskał status filmu "kultowego". Biorąc pod uwagę liczbę widzów przy minimalnej ilości kopii i tanim koszcie realizacji, ten film był prawdziwym przebojem! Ale dyrektor PISF zwykle podaje jego tytuł jako przykład kina niszowego, trudnego, bez szans. Miron i Kobieta z prowincji - bohaterami niszowymi, a dla ludu - "Miłość na wybiegu"? Barański - niszowym reżyserem? On przecież, poruszając się w obu rejestrach, elitarnym i popularnym, łamie i kompromituje ten podział. I do takich jak on będzie kiedyś należeć przyszłość polskiego kina.

Barański

rozmawiał Piotr Marecki

Krytyka Polityczna, Warszawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji