Artykuły

Na film do teatru

Od zarania film czerpał z teatru: tematy, dramaty, aktorów. Niedawno role się odwróciły. Co nas w związku z tym czeka na scenach w nowym sezonie? - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Nowy sezon otworzy "Zmierzch bogów" wyreżyserowany według scenariusza filmu Luchino Viscontiego w gdańskim Teatrze Wybrzeże przez Grzegorza Wiśniewskiego. Kolejne adaptacje zapowiadają się równie monumentalnie: odwołań do filmu Andrzeja Wajdy nie zabraknie z pewnością w "Ziemi obiecanej", którą Jan Klata we wrześniu wystawi w ramach Festiwalu Czterech Kultur w jednej z nieczynnych XIX-wiecznych łódzkich fabryk. Nad sceniczną adaptacją "Solaris" Stanisława Lema pracuje w TR Warszawa Natalia Korczakowska; reżyserka pokazuje aktorom ekranizacje Andrieja Tarkowskiego i Stevena Soderbergha. Z kolei Teatr Muzyczny z Gdyni ma w planach przerobienie na musical "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Gliwice natomiast zapraszają we wrześniu na polską prapremierę uwielbianej przez nastolatki produkcji studia Walta Disneya "High School Musical". Powodów, dla których teatr zamiast po dramat sięga po scenariusz filmowy, jest wiele. Najbardziej oczywisty - i czasem jedyny - to pieniądze. Znany z kina albo telewizji tytuł sprzedaje się właściwie sam, podczas gdy nieznany wymaga kosztownej promocji.

Gra na tytuł

Przykład idzie z góry - nowojorski Broadway czy londyński West End na spektakle i musicale przerabiają każdy hit. Karierę w teatrze robią nie tylko filmowe musicale, animacje i komedie romantyczne, ale także filmy o wymowie społecznej, jak np. "Goło i wesoło" - tragikomedia o zdesperowanych bezrobotnych Brytyjczykach, którzy zakładają zespół striptizerów. Pierwotnie sztuka teatralna, rozsławiona przez ekranizację Petera Cattaneo z 1997 r., doczekała się także polskiej wersji teatralnej w warszawskim Teatrze Bajka. Akcja przeniesiona została do Tomaszowa Mazowieckiego, założony przez striptizerów zespół nosi nazwę Napalone Nosorożce.

Z kolei Michał Siegoczyński w Teatrze Nowym Praga wyreżyserował adaptację "Ellinga", filmu Pettera Naessa sprzed ośmiu lat o czterdziestoletnim pensjonariuszu zakładu psychiatrycznego, który w towarzystwie szpitalnego kolegi i pod opieką pracownika socjalnego próbuje się na nowo zainstalować w życiu. Powstała skromna, ciepła, nieco sentymentalna pochwała radości z rzeczy małych.

Najlepiej język filmowy na teatralny tłumaczy Grzegorz Jarzyna. Kilka lat temu udanie przełożył, zrealizowany w estetyce skandynawskiej Dogmy, pełen drastycznych scen "Festen" (scenariusz Thomasa Vinterberga i Mogensa Rukova) na język onirycznych obrazów. Dodając opowieści o zdemaskowaniu i ukaraniu ojca-pedofila wymiar uniwersalnej historii o powrocie do dzieciństwa, dojrzewaniu i zmaganiu z figurą ojcowskiej władzy. W ubiegłym sezonie zaś z równym sukcesem sięgnął po "Teoremat" Pier Paolo Pasoliniego. Scenariusz filmu z 1968 r. stał się podstawą do poetyckiej wiwisekcji świata wartości późnego kapitalizmu, który na naszych oczach przechodzi wielki kryzys.

Świetne efekty przyniosła też praca Michała Zadary nad komedią wszech czasów Billy'ego Wildera "Pół żartem, pół serio". Wystawiona w szczecińskim Współczesnym pod tytułem "Na gorąco" rozgrywała się w środowisku polskich robotników w "Szykago" i była ciągiem granych w farsowym tempie, naszpikowanych absurdalnym poczuciem humoru scen, których tematem były stereotypy płciowe i narodowe.

Polegli na deskach

Gorzej poszło Agnieszce Holland, która z pomocą Anny Smolar przeniosła na obrotową scenę Teatru im. Kochanowskiego w Opolu swój film z 1978 r. - "Aktorów prowincjonalnych". Obrotówka świetnie sprawdziła się w roli kamery przenoszącej widzów w kolejne miejsca akcji. Nie udało się za to przekonująco przenieść w dzisiejsze realia dylematów głównego bohatera, który w epoce Gierka za pomocą "Wyzwolenia" Wyspiańskiego walczył o godność, a walił głową w mur zakłamania i konformizmu. Poległa także Natalia Korczakowska, która na scenie wrocławskiego Współczesnego zamierzała dopisać dalszy ciąg do niedokończonego z powodu tragicznej śmierci reżysera Andrzeja Munka filmu "Pasażerka". Miało być oskarżenie opresyjnego prawa, wyszło dydaktycznie, manierycznie i na siłę.

Znacznie skromniejsze cele postawił sobie Michał Siegoczyński, snując na deskach warszawskiego Teatru Studio w spektaklu "HollyDay" wariacje na temat losów bohaterów "Śniadania u Tiffany'ego" Trumana Capote'a, genialnie sfilmowanego przez Blake'a Edwardsa w 1961 r. Efektem jest ciepła opowieść o mieszkańcach wielkiego miasta, błądzących w poszukiwaniu własnej ścieżki, o sile przyjaźni i potrzebie bliskości.

Oddziaływanie kina na teatr nie ogranicza się jednak tylko do podsuwania repertuaru.

Z mikroportem bez emfazy

Nikt nie badał wpływu kina Quentina Tarantino na dramaturgów spod znaku brutalizmu, ale wydaje się, że estetyka przemocy i wulgaryzmy wszechobecne w dzisiejszym teatrze możemy zawdzięczać także twórcy "Pulp Fiction" i "Wściekłych psów". (Notabene "Wściekłe psy" obok "Gwiezdnych wojen" to jedne z najczęściej wystawianych scenariuszy filmowych przez młode zespoły goszczące na festiwalu Fringe w Edynburgu).

Film pchnął teatralnych reżyserów do porzucenia scenicznego pudełka i rozgrywania współczesnych sztuk w naturalnych sceneriach: opuszczonych fabrykach, dworcach kolejowych, biurowcach, garażach. TR Warszawa swego czasu na wycieczki po mieście poświęcił cały sezon (Teren Warszawa). Zaś offowe zespoły zamiast, jak dawnej, instalować się w domach kultury, anektują przestrzenie postindustrialne. Studio Teatralne Koło pofabryczną halę Polskich Zakładów Optycznych uczyniło scenerią "Hydraulika"-klasyfikowanego jako thriller psychologiczny z elementami komediowymi filmu telewizyjnego zrealizowanego przed dwiema dekadami przez Petera Weira. Tam też grali "Taksówkę" według telewizyjnej produkcji Willa Kerna "Chicago Cab", z filmem z ulic Warszawy wyświetlanym w tle. Zmienił się także sposób gry. Do historii odeszły wielkie gesty, przesadna mimika, przebieranki, deklamacja czy emfaza. Kamera śledzi gest aktora i wyraz twarzy pokazywanej na monitorach, plazmach i telebimach, które stały się już nieodzowną częścią wielu spektakli. Zamiast ustawionego, podniesionego głosu, jest szept, lekko tylko wzmacniany przez mikroporty. A zamiast wielofunkcyjnej scenografii - scena podzielona na małe plany filmowe, między którymi przemieszczają się aktorzy. Do tego filmowy montaż scen, zmiany planów i ujęć: od szerokich po zbliżenia. Najświeższym przykładem mistrzowskiego posługiwania się tymi wszystkimi stricte filmowymi elementami jest "(A)pollonia", wyreżyserowana przez Krzysztofa Warlikowskiego, słusznie uchodzącego za mistrza sztuki teatru, okrzykniętego teatralnym demiurgiem i żywym klasykiem.

Filmowa księga cytatów

Nowojorska The Wooster Group, legenda teatralnej awangardy (na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim pokazała "Hamleta" będącego dialogiem z filmową rejestracją sztuki z Richardem Burtonem z 1964 r.), w spektaklu "La Didone" zestawiła jedną z pierwszych włoskich oper ("La Didone" Francesca Cavallego z 1641 r.) z nakręconym trzy wieki później głośnym włoskim filmem fantastyczno-naukowym "Planeta wampirów". Mityczni bohaterowie "Eneidy" Wergiliusza, na której oparte jest libretto, chodzą po scenie w kosmicznych kombinezonach, z miotaczami laserowymi, a ich rozmowy o przeciążeniu wynoszącym 30 G sąsiadują z wykonywanymi na żywo ariami. Poprzez takie zaskakujące zestawienie nowojorczycy stawiali pytanie o współczesne mity. Filmy s.f., z "Gwiezdnymi wojnami" i odyseją kosmiczną Luke'a Skywalkera na czele, stały się dla współczesnego widza tym samym, czym dla antycznych Greków były dzieje wojny trojańskiej i przygody Odyseusza. Mitów, bohaterów i nowej estetyki w kinie szuka także polski teatr.

Czasem wątki filmowe wykorzystywane są na zasadzie gry skojarzeń i żartu, jak w "Trylogii" zaadaptowanej przez Jana Klatę na scenę krakowskiego Starego Teatru. Helena uspokaja tu podekscytowanego Bohuna "Dumką na dwa serca", hitem promującym film Hoffmana. Czy w "Ragazzo dell'Europa", wyreżyserowanym przez Rene Pollescha w TR Warszawa, w którym rozważania na temat erotycznego czaru aktorek w nazistowskich mundurach ilustrowane są odgrywanymi w przyspieszonym tempie scenami ze "Stawki większej niż życie", a status aktora badany jest na przykładzie Piotra Adamczyka, który grając papieża w filmie "Karol, człowiek, który został papieżem", przez pierwszy kwadrans czynił wysiłki, żeby widzowie nie zobaczyli w nim poprzedniego wcielenia - Chopina.

Ekran za kurtyną

Gdyby zrobić ranking filmów najchętniej oglądanych przez twórców naszego teatru, na pierwszych miejscach znalazłyby się bez wątpienia obrazy Pedra Almodóvara i Davida Lyncha. Estetyką i atmosferą z filmów Almodóvara przesiąknięty jest m.in. "Krum" Krzysztofa Warlikowskiego. Almodóvarowscy bohaterowie o płynnej tożsamości seksualnej zaludniają spektakle Mai Kleczewskiej (Puk w "Śnie nocy letniej" z krakowskiego Starego Teatru, dwaj transwestyci i podstarzała prostytutka w roli wiedźm w opolskim "Makbecie"). Zresztą cała twórczość Kleczewskiej przesycona jest odwołaniami filmowymi. Jej pierwsze głośne spektakle to adaptacje znanych filmów; "Lotu nad kukułczym gniazdem" Milośa Formana i "Czyż nie dobija się koni?" Sydneya Pollacka. Z kolei jej opolski "Makbet" przefiltrowany jest w całości przez estetykę kina gangsterskiego. A rozgrywający się w szpitalu psychiatrycznym "Marat/Sade" z warszawskiego Teatru Narodowego wiele zawdzięcza "Idiotom" Larsa von Triera.

Filmowe odniesienia są też istotnym elementem najnowszego spektaklu Kleczewskiej - wystawionego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy Czechowowskiego "Płatonowa" (ale o tym na koniec).

W całości z filmowych cytatów zbudowany jest "2007: Macbeth" Grzegorza Jarzyny, rozgrywany w estetyce kina wojennego, w bazie wojskowej w Iraku, z której dowodzeni przez Makbeta marines helikopterami wylatują na akcje, podczas których wyrzynają prawdziwych bądź rzekomych wrogów amerykańskiej way of life. Przykładem udanej inspiracji kinem Lyncha może być spektakl Agnieszki Olsten z wrocławskiego Polskiego, nazwany "Lincz" - przesiąknięta tajemniczą, ciężką atmosferą "Zagubionej autostrady" czy "Mulholland Drive" adaptacja trzech jednoaktówek Yukio Mishimy z lat pięćdziesiątych.

Nie może więc dziwić, że to właśnie twórcy teatralni stali się pionierami rewitalizacji nieczynnych, wyrugowanych z rynku przez multipleksy kin. Najgłośniejsze było wykupienie przez Krystynę Jandę kina Polonia (kolejne to Teatr Bajka, następne podobno ma być dawne kino Wisła). Po wakacjach Teatr Polonia zyska kolejną scenę - w dawnym kinie Ochota spektakle będą wystawiane na przemian z seansami kinowymi. Podobnie ma być w kinie Luna, które z kolei ma się nastawić na spektakle teatralnego offu.

Aktorzy płynnie przechodzą od jednego medium do drugiego. Jak we wspominanym już "Płatonowie" Mai Kleczewskiej z bydgoskiego Teatru Polskiego. Tu wyraźnie widać aktorskie marzenia: wizje wcielenia się w postaci heroin z tragedii antycznych, ale i bohaterów hollywoodzkich hitów i amerykańskich seriali.

Na zdjęciu: "Na gorąco" wg "Pół żartem, pół serio", reż. Michał Zadara, Teatr Współczesny, Szczecin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji