Artykuły

Widoki z fotela

Program publicystyczno-dyskusyjny Krystyny Zielińskiej i Grzegorza Lasoty -"Wytrych czy klucz wiolinowy", poświęcony problemom współczesnej piosenki polskiej spełnił niewiele z tych nadziei, które w nim pokładałem. Nie była to właściwie ani publicystyka (przez którą rozumiem przedstawienie argumentów różnych stron), ani też dyskusja (przez którą rozumiem to samo, co publicystyka, tylko ostrzej, bardziej "na własny rachunek" dyskutantów i bezpośrednio). Program był tylko niejako "rozpoznaniem terenu", cyklem wypowiedzi - ale oglądałem go bez chwili znużenia, ponieważ jego twórcy posłużyli się najwłaściwiej szczególnie telewizyjną i wręcz niezbędną w naszym programie techniką: taśmą filmową. Nie wyczyniali żadnych cudów ani łamańców - po prostu utrwalili na taśmie filmowej wypowiedzi różnych ludzi w różnych miejscach: Brzechwa u siebie w mieszkaniu, Sztatler w kawiarni, inżynier w fabryce płyt i wielu innych mówiących o piosence. Wypowiedzi były lapidarne (bo pomógł filmowy montaż), sceneria zmieniała się co chwilę (bo pomógł filmowy montaż), można było zastosować ciekawe efekty dźwiękowe (bo zastosowano filmowy montaż). I chociaż program był "taki sobie", średni, na pewno wszyscy go obejrzeli - bo pomógł montaż. Powtarzam to stwierdzenie już czwarty raz, warto je powtórzyć, tak jak warto uświadomić sobie, że na "dofilmowienie" naszej telewizji, na umożliwienie jej przy pomocy taśmy filmowej sprawnego działania w najróżniejszych dziedzinach programu - czekają nie tylko twórcy telewizyjni, lecz przede wszystkim ogromna widownia. To jest pierwsza sprawa i główny wydatek, na to na pewno nie szkoda wszystkich pieniędzy, które telewizja może wydać, a nawet tych, które wydać by chciała, choć (oby tylko, na razie) nie może.

Szósty program kabaretu Szpak - "Nie ruszajmy z posad", transnutowany w sobotni wieczór, okazał się mieszaniną amerykanizmu i niepotrzebności. Amerykanizm reprezentowały obficie obecne w programie reklamy (a to kawy Marago, a to PZU, Mody Polskiej itd.). Niepotrzebność reprezentował Zenon Wiktorczyk, który pomieszał konferansjerkę z konferowaniem i konferował z publicznością nudno, ale za to długo. Niepotrzebna była także mniej więcej połowa "numerów" - za słaba i w tekstach, i w wykonaniu jak na ugruntowaną od dawna, a opartą o pierwsze programy dobrą opinię o "Szpaku". Warto, by telewizja przy takich imprezach nie przekazywała wszystkiego "jak leci", lecz by ktoś trochę się zastanowił nad selekcją.

Kobra "Zamknięte koło" według J. B. Priestleya, w reżyserii Jerzego Gruzy i z udziałem Zofii Mrozowskiej, Aleksandry Śląskiej, Kaliny Jędrusik, Stanisława Zaczyka, Mieczysława Mileckiego i innych, wprawiła mnie w szczególne pomieszanie. Była to bowiem ciekawa sztuka i dobra inscenizacja, opowieść morderczo - detektywistyczna bez detektywa, śledztwo wśród samych podejrzanych, sieć wzajemnych oskarżeń i podejrzeń, a także zależności - po prostu dobrze skonstruowany utwór telewizyjno - literacki, który obejrzałem z przyjemnością i wielkim zainteresowaniem, a który jakoś mi do Kobry nie pasował. Dlaczego? Bo Kobra stworzyła sobie swój własny wzór naturalistyczno - łamigłówkowej opowiastki sensacyjnej i trzyma się go tak uparcie, że wszystko, co jest cokolwiek inne (i lepsze, choć równie, a nawet bardziej sensacyjne) już- przestaje być dla widzów Kobrą. Stało sic niedobrze, bo schemat zrodził nawyk oglądania, a jednego schematu nikt nie potrafi zapełniać tą samą treścią (tylko na różne sposoby). Albo więc Kobra zdecyduje sic na zróżnicowanie repertuaru (oby "Zamknięte koło" było tego zwiastunem), albo uschnie, zwiędnie i zniknie z programu bez protestów entuzjastów.

O widowisku "Stranitzky i bohater narodowy" Friedricha Dürrenrdatta można by pisać wiele. Była to ekspresjonistyczna groteska o ślepym i i kulawym, którzy zapragnęli zostać ministrami, przekonani, że będzie to łatwe od chwili, gdy bohater narodowy - głowa państwa - stal się jednym z nich - inwalidów, gdyż jego wielki palec u nogi dotknięty został trądem. Przedstawiono to w sposób bardzo frapujący. Tadeusz Łomnicki rolą Stranitzkyego dodał jeszcze jedną pozycję do swoich wielkich kreacji; reżyser Zygmunt Hübner nie cofnął się przed Wyrazistością uproszczeń, stronę telewizyjną spektaklu pięknie i sprawnie opracowała Joanna Wiśniewska.

Zastanowił mnie jeden fakt: opowieść Dürrenmatta - to słuchowisko radiowe. Z takich pierwowzorów telewizja korzysta nie po raz pierwszy - ale dopiero teraz odważono się nie zacierać dźwiękowo - radiowego charakteru całości, lecz go podkreślić (postacią i funkcją opowiadacza w charakterystycznym wykonaniu Kazimierza Rudzkiego, montażem podporządkowanym często dźwiękowi, całą stronę akustyczno-muzyczną). Dało to bardzo ciekawe rezultaty chętnie oglądałbym konsekwentne próby i eksperymenty w bardziej może powszechnie wymownych i zrozumiałych dziełach literacko - telewizyjnych, niż pełen przenośni i aluzji tekst Dürrenmatta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji