Artykuły

Z Gombrowiczem, panie i panowie, sprawa

Co począć z tym Gombrowiczem? Zmarły przed 14 laty na emigracji pisarz opanował sceny polskie silniej niż Witkacy, mocniej niż Mrożek, sprawniej niż Różewicz. Gdzie spojrzysz, dokąd się ruszysz - z teatralnego afisza kusi cię Gombrowicz. Nie cierpiał teatru, napisał trzy sztuki - z nich co najmniej jedną dla hecy - ale się rozmnożył, ponieważ wielbiciele każdą jego powieść - nawet pisaną jako chałtura - przyrządzili na scenę, nie wyłączając "Trans-Atlantyku", rychło patrzeć jak ktoś się dobierze do "Dzienników" i też je przyrządzi dla potrzeb sceny. Moda na Gombrowicza trwa. Dla porządku: to naprawdę wybitny pisarz. Niemniej: zrównoważony sąd, taki, jak wyrażony o twórczości Gombrowicza przez Cezarego Rowińskiego w "Miesięczniku literackim', należy raczej do wyjątków.

Jak podchodzić w teatrze do sztuk i adaptacji Gombrowicza, zwłaszcza do tych trzech utworów, które sam Gombrowicz napisał w formie utworu teatralnego? Biedzili się nad tym najlepsi reżyserzy. Sprawa godna ich trudu i artystycznej inwencji: to są cenne, niezmiernie interesujące sztuki. Z adaptacjami powieści na scenę gorzej: są z reguły zubożone, kulawe i niemrawe; często nawet wypaczają intencje pisarza.

Wielowładna moda na Gombrowicza sprawiła, że mamy obecnie okazję oglądania w jednym czasie dwu sztuk: jego pierwszej scenicznej próby ("Iwona, księżniczka Burgunda" w Teatrze Powszechnym) oraz jego najlepszego scenicznego utworu ("Operetka" w Teatrze Dramatycznym). Chcę stwierdzić: oba te przedstawienia są bardzo dobre, wydobywające z wystawionych utworów ich właściwe treści, przykryte właściwą Gombrowiczowi drwiną i nieodpartą skłonnością do przedrzeźniania (także samego siebie).

Z "Iwoną" sprawa raczej prosta. Reżyser Zygmunt Hubner przypisał ją do jej operetkowego wystroju i pokazał brawurowy pastisz, bardzo śmieszny i w miarę starający się spod łatwych aluzji i farsowych sytuacji odsłonić tak zwane drugie dno. Dwie kreacje: "królewskie" Mirosławy Dubrawskiej i Zbigniewa Zapasiewicza; ale wyborny jest również Mariusz Benoit w roli pełnego doskonałych cnót Szambelana. Z niewdzięczną tytułową rolą-nie-rolą dobrze sobie daje radę Daria Trafankowska. Aktorstwo polskie często jest krytykowane za swoje coraz dotkliwsze braki zawodowe. Tym bardziej warto wyróżniać te przedstawienia, które aktorsko błyszczą.

Z "Operetką" miał kłopoty nawet tak bystry reżyser jak Dejmek. "Operetka" Jest librettem. Jej pierwszy akt to rozśpiewana i roztańczona zgrywa z najulubieńszych pereł operetkowego gatunku. Ale potem zwycięża pastisz (i rywalizacja), tyle że tym razem nie chodzi o Szekspira, lecz o "Nie-Boską Komedię". Hubner ujął "Iwonę" jak najbardziej kpiąco i zrobił operetkę szekspirowską wysokiego gatunku dla smakoszy. Prus ujrzał w "Operetce" przede wszystkim konteksty i podteksty serio i zrobił widowisko od początku do końca jednolite - wielka sztuka!

Prus nie po raz pierwszy zajął się "Operetką". Już przed czterema laty dał widowisko zwarte, poniekąd groźne, nawiązujące do myśli Gombrowicza o stworzeniu nowoczesnej "Nie-Boskiej". W wersji obecnej rozwinął Prus te swoje zamierzenia i nadał im kształt jeszcze pełniejszy. Ta "Operetka" od początku jest z ducha Krasińskiego, co wcale nie oznacza, że utraciła cechy gombrowiczowskiej drwiny. Ale przerażony wizjoner z romantyzmu spotkał się tu jednak ze zrezygnowanym sceptykiem ze współczesności - skoro obaj żegnali świat, który był ich światem, ajle który mijał, z czego obaj zdawali sobie dobrze sprawę. Rewolucja lokai? Ale lokaje górą. Szarm, małowierny hrabia Henryk - i Hufnagiel, populistyczny dyktator, szef nowego porządku. A w czym nadzieja lub przynajmniej złuda nadziei? W idolu. Dla Krasińskiego był nim Odkupiciel, dla Gombrowicza jest nim Młodość, naga, pierwotna, triumfująca. W "Nie-Boskiej Komedii" najwyraźniej pokazał Krasińskiego Swinarski. Powiem, że jeśli o "Operetkę" chodzi, najlepiej uwydatnił postawę Gombrowicza Prus.

Przedstawienie bez gwiazd. Na pewno aktorsko mniej efektowne niż na pamiętnej prapremierze Dejmka. Jednakże każda postać z gości księstwa Himalaj, każda dama i każdy lokaj są ważną, rzekłbym indywidualną częścią ludzkiej zbiorowości, odgrywającej na scenie Teatru Dramatycznego grę o starym i nowym, grę o wstecznictwie i wywrotowcach, grę o przewrocie i ocaleniu, tak, jak je widział Gombrowicz. To również sukces reżyserii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji