Artykuły

Prowokacja Iwony

Czy brzydota może pociągać? Pytanie to banalne, odpowiedź - oczywista w czasach, kiedy o tym, co piękne decydują głównie dyktatorzy mód, a panie - jak na rozkaz - stroją się w miru, maxi, strzygę "u drwala", dziergają tym samym ściegiem, pracowicie wciągają sztuczne złote nitki. Piękno się skonwencjonalizowało, podoba się z reguły to, co powinno, co zostało uznane za piękne, zadekretowane, powieszone w przybytkach sztuki. Tylko od czasu do czasu zdarzają się bunty artystycznej awangardy.

Tym bardziej więc warto odwiedzić Teatr Powszechny w Warszawie, by pomyśleć o tych problemach, śledząc losy wysoko urodzonego księcia, który z przekory postanowił poigrać z uczuciami własnymi, domowników oraz pewnej okrutnie szkaradnej Cimci-Rymci, odkrytej przypadkiem podczas przechadzki w parku.

Autor tej piekielnej intrygi - i zarazem sztuki "Iwona księżniczka Burgunda" - Witold Gombrowicz - nie był zbyt wielkiego mniemania o ludzkiej naturze, dlatego przyglądał się z satysfakcją, jak zbuntowany książę szamoce się we własnych sidłach, jak zaciskają się te wnyki coraz bardziej. Jak, słowem, wraz z całą królewską rodziną, płaci za swój bunt. I zacierał ręce z uciechy.

W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Zygmunta Hubnera chichotowi autora dzielnie wtórują wykonawcy. Zbigniew Zapasiewicz, król - plebej z przekonania i sposobu bycia, Mirosława Dubrawska. królowa, co niechybnie zaszczyty osiągnęła przez szczęśliwe małżeństwo i Mariusz Benoit - szambelan wpatrzony w swoich państwo jak w święte obrazki, najmocniej zaś wtedy, kiedy jest w zasięgu ich wzroku. Ta trójka bawi publiczność znakomicie.

Jakby z innej trochę sztuki są młodzi: książę Filip (Aleksander Machalica) i jego powiernik Cyryl (Krzysztof Pieczyński) - obaj niemal całkiem ' serio, naturalni, zwłaszcza w dwóch pierwszych aktach. Trochę to męczy choć najprawdopodobniej jest celowym zabiegiem reżyserskim; mającym podkreślać różnicę między starymi, zniewolonymi do końca przez konwencje i młodymi, próbującymi jeszcze - jak to śpiewają ostatnio - być sobą. I przewrotna chęć pozyskania sympatii dla tych pierwszych, nie tyle może zdemoralizowanych - podpowiada reżyser - co doświadczonych po prostu. Jeśli jest celowe, powiodło się znakomicie. Popularność Dubrawskiej, Zapasiewicza, Benoita pozwoliła bez trudu przechylić szalę na stronę królowej, króla i chytrego szambelana.

Istnieje również w tej sztuce trzecia stylistyka, samej Iwony. Bardzo różnie grywanej, ale zawszę niemal także walczącej o sympatię widza Daria Trafankowska zagrała ją bez cienia kobiecej próżności. Po prostu sobie jest. I przez to, że nie chce kokietować, wydawać się lepszą, atrakcyjniejszą, uczestniczyć w wyścigu po uznanie innych - prowokuje najbardziej. Tak. ale to ona w końcu dławi się ością karaska, podczas gdy młody zbuntowany książe posłusznie klęka obok rodziców, by za chwilę z udawanym żalem przywdziać żałobę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji