Artykuły

Teatr przyczynia się do wynaradawiania Polaków

Trzeba by przywrócić w teatrze właściwą hierarchię wartości, według której teatr unosi człowieka, a nie degraduje. To, co oglądam dziś na scenach, to w większości promocja nihilizmu i postmodernistycznego stylu życia. Propagowanie modelu tzw. nowego człowieka, czyli wyzwolonego od prawdy i moralności, człowieka bez ojczyzny, bez Boga i bez wartości. A więc wyzwolonego od wszystkiego. W tej sytuacji wolność sztuki zamieniła się w samowolę bez żadnych ograniczeń - mówi krytyk teatralny Temida Stankiewicz-Podhorecka w rozmowie z Piotrem Czartoryskim-Szilerem z Naszego Dziennika.

Z Temidą Stankiewicz-Podhorecką, krytykiem teatralnym, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler.

Jutro, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, obchodzimy w Polsce 89. rocznicę Cudu nad Wisłą. Czy teatr w jakiś sposób dostrzega tę ważną datę?

- Niestety, nie. W każdym razie nic mi nie wiadomo, by teatry zawodowe wystawiły jakąś sztukę specjalnie na tę okoliczność. I nie ma tu usprawiedliwienia, że przez wszystkie lata PRL temat wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku był zakazany i cenzura nie przepuściłaby takiego tekstu, ale przecież już od dwudziestu lat cenzury nie ma. Usprawiedliwieniem nie jest także sezon wakacyjny, bo przecież niektóre teatry grają, ponadto odbywa się szereg festiwali teatralnych, gdzie można byłoby zaprezentować przedstawienie poświęcone temu jakże ważnemu wydarzeniu. Zresztą nie chodzi nawet o to, by podczas wakacji, kiedy teatr jest na urlopie, odbywała się specjalna premiera, lecz by w repertuarze teatralnym znajdowały się pozycje świadczące o naszych dziejach, pokazujące naszych bohaterów. Dzisiejsza rocznica to nie jedyna, permanentnie niezauważana przez teatr ważna data z polskiego kalendarza. Teatr najwyraźniej ignoruje takie tematy, które podnoszą wartości narodowe, budują naszą polską, narodową, katolicką tożsamość. Obserwując życie teatralne w Polsce, zauważam, i mówię to z całą odpowiedzialnością, że dzisiejszy teatr niestety przyczynia się do wynaradawiania Polaków, zwłaszcza młodzieży. Oczywiście są wyjątki, ale nie zmienia to postaci rzeczy.

Mocne słowa. Na jakiej podstawie tak Pani twierdzi?

- Wystarczy spojrzeć na repertuary teatralne, obejrzeć przedstawienia. Aż roi się w nich od rozmaitych pomówień Polaków, a to o antysemityzm, a to o homofobię, a to o nacjonalistyczne postawy - co w innych krajach nazywa się patriotyzmem, a to o ciemnogród umysłowy i obyczajowy, kiedy próbujemy przeciwstawić się ewidentnie niszczycielskiej działalności tzw. twórców kultury, "młotkującym", wbijającym nam do głów, że prezentowane na scenie rozmaite dewiacje są normą i posuwają świat do przodu, itd., itd. O wulgaryzacji słowa i obrazu już nie wspomnę. Język polski zamieniony został na scenie w rynsztok. I nie ma co się dziwić, że młodzież posługuje się taką właśnie rynsztokową mową. Polskę i Polaków teatr najchętniej widzi w karykaturalnym rysunku, coś w rodzaju telewizyjnych Kiepskich. Rzadko można już spotkać na scenie rzetelnie potraktowaną klasykę, dramat romantyczny, który przecież jest naszą chlubą. Ileż tam nieprzebranego bogactwa treści, głębokiej myśli i wielkiej miłości do Ojczyzny. A słowo polskie, na przykład Cyprian Kamil Norwid... Dlaczego na najbardziej prestiżowej narodowej scenie nie ma dzieł Norwida?

Ale za to w repertuarze Starego Teatru w Krakowie, który w swej pełnej nazwie też ma słowo "Narodowy", znajduje się "Trylogia" Henryka Sienkiewicza...

- Owszem, lecz po obejrzeniu spektaklu jawi się tylko jedna refleksja, a mianowicie, że skarykaturowane przez Jana Klatę dzieło Sienkiewicza celowo zostało przedstawione w taki sposób, by ośmieszyć autora, zdyskredytować go, zwłaszcza w świadomości młodzieży, która łatwo podlega formowaniu. A teatr jako synteza sztuk - bo to i literatura, i plastyka, i muzyka, i ruch w jednym - ma szerokie możliwości wpływania na formowanie młodzieży. I to nie tylko ich gustów estetycznych, ale i kośćca moralnego, przywiązania do wartości narodowych, albo odwrotnie. Niedawno przeczytałam w prasie wywiad z młodą reżyserką, która powiada, iż nie interesuje jej repertuar narodowy, bo dzisiaj młodzież buduje swoją tożsamość w oparciu nie o wartości polskie, narodowe, lecz w oparciu o wielokulturowość. W tej sytuacji taki młody człowiek wie nieporównanie więcej o historii Francji, Niemiec, Włoch czy Anglii aniżeli na temat ojczystych dziejów. Nie dziwmy się więc, że jeśli zapytamy licealistę, a nawet studenta, co wie o Cudzie nad Wisłą i w którym roku była wojna polsko-bolszewicka, zrobi zdziwioną minę i odpowie pytaniem: "A była?".

Czy komuś może zależeć na tym, by treści narodowe i katolickie nie znajdowały swego odzwierciedlenia na scenie teatralnej?

- Narodem, który nie ma swojego zakorzenienia i umocnienienia w dziedzictwie narodowym, nie zna swojej tożsamości, łatwo sterować. Nawet wtedy, kiedy owo sterowanie jest przeciwko temu Narodowi. Teatr nie jest wyspą, funkcjonuje niczym barometr nastrojów społecznych, jest odbiciem rzeczywistości pozateatralnej, która wchodzi do teatru nie tylko tekstem sztuki, ale i wraz z publicznością zasiadającą na widowni. To, co dzieje się na zewnątrz, w kulturze, polityce, obyczajach - ma wpływ na teatr. A jak wygląda współczesna kultura, widać gołym okiem. Obraz jest przerażający. A w tym wszystkim dyktatem jest przecież ta nieszczęsna poprawność polityczna. Jeśli ktoś chce zrobić karierę, i to na skróty - wystarczy, by sięgnął do worka z tematyką obrazoburczą, wyszydzającą wartości religijne, ukazującą Kościół jako ciemnogród, przeszkodę na drodze do postępu cywilizacyjnego Polski, który to postęp wyraża się na przykład w przyjęciu aborcji, eutanazji, małżeństw homoseksualnych i adoptowania przez nich dzieci, a nawet rodzenia dla nich dzieci przez tzw. surogatki. Co za określenie kobiety! No ale skoro same tego chcą...

Czy nie ma dziś w Polsce twórców, którzy podjęliby w teatrze tematy niosące prawdziwe wartości?

- Na pewno są, ale taka postawa w obecnej dobie, przy presji środowiskowych opcji politycznie poprawnościowych, jest niełatwa w sensie przebicia się, dostania się na scenę, napisania sztuki wartościowej, którą teatr zechce wystawić, i to nie gdzieś w offowej, świetlicowej salce, a w prawdziwym teatrze. Na przykład warszawska aktorka Barbara Dobrzyńska zrobiła doskonały artystycznie, bardzo wartościowy spektakl "Okiem Hemara". I co? Kilka razy przedstawienie zostało pokazane w różnych, pozateatralnych miejscach i na tym koniec. Pojąć nie mogę, dlaczego któryś z warszawskich teatrów nie mógłby wziąć do swojego repertuaru tego znakomitego pod każdym względem przedstawienia. Publiczność zapewniona. Kasa wyprzedałaby bilety w jednym dniu. No więc? Pani Barbara Dobrzyńska nie jest w żadnym układzie, nie podlega tzw. salonowi, no i nie jest poprawna politycznie. Takich przykładów znam jeszcze kilka.

Zapewne chodzi też o środki. W czasie kryzysu zwykle cierpi kultura... Dziwne jest jednak to, że pomimo tego wspiera się np. festiwale kultury żydowskiej czy występy tak kontrowersyjnych i obrazoburczych piosenkarzy, jak Madonna, a ucina się dotacje zazwyczaj tym projektom, które mają w tytule nazwę "polski". Czy tak tego Pani nie odbiera?

- W tym nieszczęsnym przykładzie z Madonną najbardziej brzydzi mnie hipokryzja osób, które zadecydowały o tym, że ten koncert odbędzie się. I to w takim dniu, i w takim kraju, gdzie ponoć 90 procent Polaków uważa się za wierzących. Wśród nich jest pani prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Czymże innym jak nie hipokryzją można nazwać taką postawę osoby deklarującej się ciągle w mediach jako wierzącej, a z drugiej strony akceptującej ten obrazoburczy występ, który rani uczucia ludzi wierzących. A na inne, patriotyczne i religijne przedsięwzięcia pieniędzy nie ma, jak choćby przykład z filmem "Popiełuszko. Wolność jest w nas" Rafała Wieczyńskiego, którego to przedsięwzięcia pani prezydent nie była łaskawa wesprzeć.

Osobnym problemem jest czczenie rocznic narodowych przedstawieniami, które je wręcz obrażają. Wystarczy wspomnieć chociażby o przedstawieniu "Zawiadamiamy Was, że żyjemy. Dubbing ‘44", ukazującym w krzywym zwierciadle Powstanie Warszawskie. Dlaczego w Polsce jest zgoda na takie rzeczy?

- Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jest zgoda. Natomiast dziwię się ogromnie, że Zarząd Związku Powstańców Warszawskich nie zaprotestował, no i że dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski zgodził się na wystawienie w muzeum spektaklu tak antypatriotycznego, uwłaczającego pamięci powstańców warszawskich i w ogóle nam, Polakom.

Czy widzi Pani we współczesnym teatrze możliwość odrodzenia się sceny narodowej z prawdziwego zdarzenia?

- Aby tak się stało, musi być spełnionych kilka warunków. Po pierwsze, powinny być ustawowo zabronione szarganie, deprecjacja pamiątek, dzieł narodowych. Powinna być jakaś prawna ochrona naszego dorobku w dziedzinie kultury, naszego dziedzictwa narodowego. Trzeba by przywrócić w teatrze właściwą hierarchię wartości, według której teatr unosi człowieka, a nie degraduje. To, co oglądam dziś na scenach, to w większości promocja nihilizmu i postmodernistycznego stylu życia. Propagowanie modelu tzw. nowego człowieka, czyli wyzwolonego od prawdy i moralności, człowieka bez ojczyzny, bez Boga i bez wartości. A więc wyzwolonego od wszystkiego. W tej sytuacji wolność sztuki zamieniła się w samowolę bez żadnych ograniczeń. Człowiek w tej teatralnej rzeczywistości został zredukowany do ciała i zmysłów, a duchowy wymiar ludzkiego bytowania został całkowicie odjęty człowiekowi. Należy przywrócić człowiekowi jego podmiotowość, godność osoby ludzkiej, by widz zobaczył człowieka wraz z jego przestrzenią duchową, emocjonalną, a nie jako glinę w rękach reżysera, z której ten lepi tylko to, co może zbulwersować widza. A przede wszystkim teatry powinny rzetelnie - podkreślam słowo "rzetelnie" - podejść do naszej klasyki, toż to arcydzieła. Na nich można budować rzeczywistość teatralną, która świadczyć będzie o wielkości naszej kultury humanistycznej. Te dzieła są wciąż aktualne. Ale najpierw należałoby wygenerować modę intelektualną na te dzieła. Bo to, co stanowi przeszkodę w ich przywracaniu z niepamięci teatralnej, to właśnie ich tzw. niepoprawność polityczna. Są bowiem z ducha chrześcijańskie. A dzisiaj w kulturze dominuje humanizm ateistyczny, który zdecydowanie różni się od humanizmu chrześcijańskiego.

Dziękuję Pani za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji