Artykuły

"Dybuk"

Jak Andrzej Wajda mógł wpaść w tak niezdarną pułapką? O osłabieniu instynktu już nawet nie teatralnego, ale wręcz samozachowawczego wielkiego mistrza świadczy potraktowanie serio i z namaszczeniem fałszywie brzmiącego, niezręcznego tekstu: "na motywach sztuki Szymona An-skiego wierszem napisał Ernest Bryll"... I to właśnie jest całe nieszczęście.

"Dybuk" w Starym Teatrze brzmi nieszczerze. A powoduje to po pierwsze tekst właśnie, bo tekst jest przyciężką, manieryczną i martwą teatralnie stylizacją. Zaś charakter tekstu determinuje charakter spektaklu równie jak dzieło Brylla nieudanego.

Ekspozycja przeładowana pretensjonalnymi, pseudouczonymi wywodami mającymi świadczyć o głębi intelektualnej (i metafizycznej) postaci dramatu (i autora...) robi jak najgorsze, zniechęcające wrażenie. Kolejne sceny nie trzymają się kupy z powodu chwiejności stylistycznej. Ścierają się tu bowiem dwie tendencje. Pierwsza wynika z założenia, że najważniejsza powinna być sama idea dramatu: stosunek do śmierci, rozważania nad sensem i znikomością istnienia, zaś fakt, że rzecz dzieje się w środowisku żydowskim jest dodatkową informacją o pośledniejszym znaczeniu. Tendencja druga, akcentująca koloryt lokalny prowadzi do mniej lub bardziej udanego odgrywania elementów (gesty, intonacja itp...) charakterystycznych dla stereotypu Żyda. Rozstrzał interpretacyjny jest przy tym stanowczo zbyt duży: od groteskowej karykatury (np. niesmaczny Sender Jerzego Radziwiłowicza), po stylizację cepeliowskiej niestety proweniencji.

Kreacje stworzone przez aktorów w tym przedstawieniu są bardzo zróżnicowane stylistycznie, ale też... jakościowo. Roi się tu ad porażek częściowo spowodowanych błędami obsadowymi, częściowo brakiem artystycznej pewności "jak to grać?!". Wewnętrzny chaos i niezdecydowania aktorów rozbija kruchy, nieteatralny tekst na sceny, zakłóca przebieg dynamiczny, budowanie kulminacji.

Pierwsza część spektaklu rozczarowuje, a nawet irytuje. Druga jest znacznie lepsza, głównie dzięki temu, że na scenie pojawia się Jan Peszek, rewelacyjny w roli cadyka, trochę dziwacznego (więc śmiesznego) nawiedzonego (więc fascynującego) Reb Azriela. Peszek scala pokawałkowane sceny, dodaje im szwungu, panuje nad emocjami widzów, tak jak grany przez niego Reb Azriel włada duszami chasydów.

Godną partnerką Peszka to tych żydowskich "egzorcyzmach" jest grająca opętaną dziewczyną Aldona Grochal. Zdecydowanie zbyt rzadko wykorzystywano dotychczas jej talent, oryginalny "gorący" sposób bycia na scenie, niezwykłą, subtelną i zarazem drapieżną osobowość. Z wielką uwagą obserwuję drogę artystyczną tej aktorki; nigdy nie zawiodłam się na niej. Aldona Grochal jest zawsze urzekająca i sugestywna, nawet w nie najlepszym spektaklu umie zagrać wielką rolę. Tak było i tym razem.

Bardzo żal mi tego "Dybuka". Żal wysiłku realizatorów, ale też żal mądrze i głęboko przez An-skiego potraktowanego tematu śmierci, poczucia bolesnego niespełnienia, bezsilnego buntu i pustki, którą zawsze niesie ze sobą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji