Artykuły

Wzbogacanie wiedzy

Niejednokrotnie zastanawiamy się nad tym, o ile telewizja wzbogaca naszą wiedzę? Nie chodzi oczywiście o programy oświatowe czystej wody, o wszechnice, uniwersytety, politechniki czy programy dla szkół. Człowiek " mądrzeje" także przez rozrywkę czy lepiej - dzięki niej. A już na pewno dzięki sztuce: teatralnej, malarskiej, filmowej.

Wydaje się, że w ostatnim czasie mało było w telewizji teatru mądrego. Sztuk, po których opadałyby refleksje, wątpliwości, mocne postanowienia poprawy. I chyba dopiero "Drewniany talerz" Edmunda Morrisa w pewnym stopniu spełnił te warunki.

W ub. poniedziałek pokazano nam jedną z bardziej znanych sztuk amerykańskich. Sztukę obyczajową - jak podano w zapowiedziach, choć w moim odczuciu bardziej adekwatne byłoby określenie: dramat drapieżny. I dalej w objaśnieniach: zasadniczym problemem sztuki jest tragiczna sytuacja, w której znajdują się ludzie starzy.

Myślę, że nie tylko. Córka redakcyjnego kolegi po obejrzeniu "Drewnianego talerza" powiedziała: "Przecież z tym staruszkiem nie można było wytrzymać, tłukł talerze, był przekorny, nigdy nie był zadowolony..."

A tymczasem synowa, jeszcze młoda, chciała po prostu żyć. Mieć własny spokojny dom i własną rodzinę, nie obciążoną fochami człowieka, który jej nie kochał, starca - który robił jej na złość z satysfakcją i premedytacją. Czy nie warto zastanowić się również nad racją ludzi, którzy od życia chcą tylko spokoju i tylko intymności rodzinnej, a nad życiem których zawisa cień kolosalnego obowiązku?

Nie chciałabym być źle zrozumiana. Zawsze uważałam i zawsze uważam, że pierwszoplanowym, jeśli w ogóle nie naczelnym obowiązkiem dzieci wobec rodziców jest stworzenie im maksymalnie najlepszych warunków, dług wdzięczności spłacany w stopniu możliwie największym, wdzięczność za dar dzieciństwa, za troski, za kłopoty, a przede wszystkim za uczucie niekłamane, nie udane, najtrwalsze. Tak myślę ja, tak myśli i postępuje z pewnością bardzo wiele ludzi, ale "Drewniany talerz" oprócz tej, pokazał nam jeszcze parę innych racji, Właśnie rację synowej, właśnie rację syna, który wyrwał się do ojca aż po szesnastu latach, a i to na dwa dni i który podczas wstrząsającej rozmowy z ojcem powiedział, że dług, jaki zaciąga każdy z nas u swoich rodziców, spłaca następnie nie im, ale własnym dzieciom.

I właśnie dlatego, że sztuka nie stawia problemu starości jednoznacznie, jest tak drapieżna i kontrowersyjna. I właśnie dlatego umożliwia tzw. rewizję własnych dotychczasowych poglądów i postępowania w określonych sprawach. I również dlatego wzbogaca naszą wiedzę. Nic, na pewno nie tylko o amerykańskiej obyczajowości, a o życiu w ogóle.

Przykre, ale nie można tego powtórzyć przy okazji wspomnienia o sztuce J. S. Stawińskiego "Rozwód", którą nadała telewizja w ub. niedzielę w Teatrze Komedii Współczesnej. Nie dlatego, że nie było się tu tak bardzo z czego śmiać, że rozwód to nic do śmiechu. Po prostu tekst był tniemy, choć sam zamysł gwarantował wygranie, sytuacji przekapitalnych i prześmiesznych. Całość ratowali, przede wszystkim aktorzy: Mrozowska i Szczepkowski, których mi było szczerze żal, tak jak i Jacka Woszczerowicza w kolejnym filmie z serii "Opowieści niezwykłe". Jest to seria bardzo słabiutka, żeby nie powiedzieć zła (właściwie nic szkodzi nikomu). Ryzykuję po raz wtóry twierdzenie, że psuje ona markę polskim filmom telewizyjnym, które w przeciągu dwóch ostatnich lat potrafiły wybić się na czoło telewizyjnej twórczości w ogóle.

I żeby zakończyć wzbogacaniem wiedzy: ostatnie mistrzostwa kibiców sportowych utwierdziły przekonanie, że gromadzenie każdej wiedzy popłaca. Nawet sportowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji