Artykuły

Drewniany talerz

Teatr Telewizji. E. Morris: "Drewniany talerz";. Przekład: K. Tarnowska i A. Nowicki. Reżyseria: J. Bratkowski. Scenografia: B. Cybulska. Reżyseria TV- J. Wiśniewski.

Od kilku lat krąży po scenach polskich sztuka E. Morrisa; Drewniana miska", wystawiona obecnie przez Teatr TV pod nieco zmienionym tytułem "Drewniany talerz". Dreiser napisał kiedyś wstrząsającą tragedię amerykańską, Morrisa stać było tylko na melodramat. Ale i z tego zręcznie skonstruowanego utworu można się niejedno dowiedzieć.

Bohaterem sztuki jest stary człowiek, zdany na łaskę swych dzieci. Zapewne podobne sytuacje można znaleźć nie tylko w USA, a niewdzięczność dzieci jest zjawiskiem, które spotykamy nie tylko w krajach kapitalistycznych. Ale tam, gdzie pieniądz rządzi wszystkim, a wilcze prawa określają wzajemne stosunki między ludźmi, sytuacja nabiera szczególnej ostrości, staje się tak odrażająca,, że aż moralnie nie do zniesienia. Autor "Drewnianego talerza" doprowadza ją do ostateczności. Żona szantażuje męża, synowie wysyłają starego ojca do domu starców, byle się go pozbyć, sublokator uwodzi matkę i córkę jednocześnie. Miła rodzinka. A co najgorsze to wszystko jest nie tylko prawdopodobne, ale nawet prawdziwe. Podobne sytuacje można spotkać w życiu amerykańskim dość często, choć może nie w takim zagęszczeniu. "Drewniany talerz" - to oczywiście nie "Tragedia amerykańska" i nie "Śmierć komiwojażera". A jednak i tę sztukę warto było pokazać, pod warunkiem, że dysponuje się aktorem, mogącym zagrać jej główną rolę.

Teatr TV dysponował takim aktorem. I dla niego samego warto było "Drewniany talerz" wystawić i warto było to przedstawienie obejrzeć. Był nim Kazimierz Opaliński. Stworzył on w roli starego Lona Dennisona znowu niezapomnianą kreację. Był tragiczny, jak współczesny król Lear, pełen godności i głęboko urażonej dumy człowieka, który nigdy nie zginał karku, a jednocześnie był wzruszający w swej jakże bolesnej starczej nieporadności człowieka bezsilnego, skazanego na okrucieństwo swych własnych dzieci. Telewizja jest bezlitosna w demaskowaniu wszelkich mielizn i słabości aktorskiego rzemiosła. Ale jest także okiem najsprawiedliwszym i najbardziej obiektywnym w ukazywaniu szlachetnego kruszcu prawdy, którym dysponują tylko nieliczni aktorzy, i prezentowaniu ich kunsztu w całej jego okazałości. Kazimierz Opaliński należy do aktorów, którzy nigdy nie kłamią i dlatego właśnie jest aktorem wielkim. Dowiodła tego raz jeszcze próba telewizyjnej kamery w przedstawieniu "Drewnianego talerza".

Poziom aktorski tego przedstawienia był w ogóle wysoki. Bardzo interesująco ukazała skomplikowane procesy psychiczne, zachodzące w świadomości starzejącej się i pragnącej jeszcze użyć życia kobiety, Renata Kossobudzka jako synowa Lona, Klara Dennison. Nic łatwiejszego, jak przeczernić tę rolę, uczynić z Klary postać odrażającą. Kossobudzkiej udało się jednak przekazać złożoną strukturę charakteru Klary, w którym cechy dobre przemieszane są w sposób bardzo ludzki ze złymi. W innych warunkach Klara mogła być kimś innym. Nie ma w niej niczego patologicznego. Po prostu życie zrobiło z niej kobietą zgorzkniałą, zdolną nawet do podłości. I właśnie w nadaniu tej postaci cech zwyczajnych, prawie powszechnych, tkwi uogólniająca siła tego przedstawienia. Bardzo dobrze i wzruszająco gra nieszczęsnego, słabego męża Klary Henryk Borowski, wahający się między miłością do ojca i lękiem przed utratą żony. Najstarszym synem starego Lona był Henryk Bąk, jasno rysujący tę typową postać przyzwoitego Amerykanina, rozgrzeszającego się z opieki nad ojcem jedynie z pomocą czeku na odpowiednią sumę. Ostro i wyraziście zagrał rolę sublokatora-uwodziciela Krzysztof Chamiec. Przyjacielem starego Lona był, ciepły i serdeczny jak zawsze, Jan Ciecierski. Jasnym promieniem w mrocznym królestwie moralnych ciemności była Elżbieta Borowska, jako wnuczka Lona, Susie, jedyny człowiek, kochający naprawdę dziadka i gotów dla niego niejedno poświęcić. Reżyseria Jana Bratkowskiego położyła słusznie główny nacisk na wydobycie prawdy psychologicznej i społecznej utworu, była staranna i precyzyjna. Jedyny mój zarzut pod adresem Bratkowskiego dotyczy końcowej części przedstawienia, które należało skrócić i rozegrać szybciej, by uniknąć natrętnego chwilami melodramatyzmu. Przekład Krystyny Tarnowskiej i Andrzeja Nowickiego brzmiał bardzo dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji