Artykuły

Sceny kolaczne

W dzień po wejściu do austriackiego rządu skrajnego prawicowca Jorga Haidera, bielski Teatr Polski dał premierę szokującej tragikomedii "Prezydentki". Jej autor, Austriak Werner Schwab, nie pozostawia na swych rodakach suchej nitki. Przedstawia ich jako ludzi odrażających, brudnych, złych. A widzów prowokuje, sprawdzając ich wytrzymałość w obliczu niespotykanej w teatrze lawiny obrzydliwości. "Prezydentki" to widowisko wywołujące na przemian śmiech i odruch wymiotny. I nie wszyscy widzowie to wytrzymują.

Można z "Prezydentek" wyjść z obrzydzeniem po pierwszym akcie lub oglądać je bijąc brawo przy otwartej kurtynie (obie reakcje miały miejsce na premierze). Jedno jest wszakże niezaprzeczalne: reżyser Tomasz Dutkiewicz trafił w czas idealnie, choć niezamierzenie, bo wystawienie tej sztuki zapowiedział już jesienią ubiegłego roku, po objęciu funkcji dyrektora TP. "Prezydentki" mogą być głosem w dyskusji nad "przypadkiem Haidera", bo mowa w nich także o ciążącym na starszym pokoleniu Austriaków brzemieniu winy za czasy Hitlera. Ale sztuce tej nie jest wcale potrzebny aktualny kontekst polityczny. Po wiedeńskiej prapremierze w 1990 roku przeszła przez sceny zachodniej Europy, bo uznano, że Schwab wykrzyczał w niej, do bólu brutalnie, problemy zauważalne nie tylko w austriackiej społeczności. Sportretował trzy kobiety o nieudanym życiu. Dwie z nich to rozwrzeszczane, zgorzkniałe i zawistne baby. Nie zaznały powodzenia w miłości i małżeństwie, nie mają pociechy z dzieci. Trzecia wydaje się - na ich tle - niewiastą łagodną, postępującą według zasad chrześcijańskiej miłości bliźniego. Ale okaże się czystej wody dewotką, z satysfakcją niszczącą marzenia - jedyne, co jej przyjaciółkom pozostało. A zanim to uczyni, zaleje swe partnerki - i widzów - opowieściami o sekretach czyszczenia muszli klozetowych, bo to jest jej jedyna życiowa pasja. Rola nawiedzonej Maryjki to duże osiągnięcie aktorskie Jadwigi Grygierczyk, tworzącej doborowe trio z Małgorzatą Kozłowską (Erna) i Grażyną Bułkową (Greta).

Dutkiewicz wydobył z "kloacznego dramatu" Schwaba sporo akcentów komediowych. Uśpił tym posunięciem czujność widzów, którzy - oswoiwszy się z prowokacyjnym atakiem na poczucie dobrego smaku - zostają niespodziewanie znokautowani krwawym finałem. To, co wydawało się "tylko" mocno przerysowaną satyrą obyczajową, zamienia się w koszmar jak ze snu deliryka. Nie ma nadziei dla takich kreatur - zdaje się mówić Schwab, który w delirycznym śnie zszedł z tego świata sześć lat temu, mając 4,1 promila alkoholu we krwi.

"Prezydentki" to sztuka z nie oglądanego jeszcze w Bielsku nurtu obscenicznego, który w ostatnich latach rozpełzł się (przy wypełnionych salach) po europejskich scenach. Są w tym nurcie tytuły jeszcze bardziej szokujące i wulgarne. Dutkiewicz wybrał coś, co - poza obscenicznością - sporo mówi o życiu, jak przed wiekiem "Moralność pani Dulskiej". Jest to na pewno widowisko tylko dla dorosłych, i raczej dla ludzi w miarę obeznanych z teatralnymi i literackimi modami. Dla tych, których w życiu nic już nie zadziwi. Chodzi bowiem o to, by nie wpaść w zastawioną przez autora pułapkę zgorszenia rzeką gówna przelewającą się przez scenę i dostrzec niebanalne portrety współczesnego kołtuństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji