Artykuły

Siła przewodnia

Gromki śmiech, groza i obrzydzenie ogarniają na zmianę widownię. Wszystkie klozety, o których tyle się mówi na scenie, wydają się rezerwuarem wonności w porównaniu z tym, co mają w głowach bohaterki owej szczególnej komedii.

Są to trzy starsze kobiety. Głupawa Mariedl (Danuta Markiewicz) zajmuje się przetykaniem zatkanych ubikacji. Podkreśla, że czyni to "bez użycia gumowych rękawiczek", i nie brzydzi się, bo - jak oświadcza - traktuje to jako rodzaj pokutnej ofiary. W rzeczywistości uczyniła ze swego zajęcia wręcz popisowy numer, za który oczekuje oklasków. "Jeszcze się taki ustęp nie zatkał, co by się jej oparł" - powiada. Na podorędziu ma również garść słoganów o tym, że "nic co ludzkie nie jest jej obce", oraz złotych myśli, w niezamierzony sposób groteskowych, w rodzaju: "życie jest uczciwe i pokazuje ludziom, z czego jest zrobione. Kiedy się już raz sięgnęło w głąb muszli, to ma się wtedy wrażenie, jakby się drugiemu człowiekowi rękę podawało".

Greta (Irena Telesz) to podstarzała pijaczka i nimfomanka "z pretensjami". I wreszcie Erna (Hanna Wolicka): chorobliwie oszczędna, ograniczona dewotka, której ideałem jest miejscowy rzeźnik o nazwisku Wottila Karl. Ta nietrudna do rozszyfrowania aluzja dobrze oddaje jej pułap myślowy "na poziomie wątrobianki". Papież jawi się w jej mętnym umyśle kimś na kształt dobrego właściciela sklepu mięsnego, dobrego, ponieważ taniej niż inni sprzedaje niektóre wędliny, więc trzeba go za to szanować.

Te trzy kobiety zeszły się w kuchni Emy, pełnej gratów i kiczowatych "świętych obrazków", z podłogą pokrytą "dla oszczędności" starymi gazetami. Świętują nowe nabytki gospodyni: wyciągniętą ze śmietnika futrzaną czapę oraz kolorowy telewizor, również nie z pierwszej ręki. Komedia nie ma akcji, spuentuje ją dopiero nieoczekiwany, makabryczny finał, którego nie wypada mi zdradzać. Póki ten finał nadejdzie, przez dwa akty toczące się w wartkim tempie przysłuchujemy się jedynie dialogom, napisanym przez Schwaba po mistrzowsku, z ogromnym zmysłem obserwacji, i znakomicie oddanym przez trzy wykonawczynie olsztyńskiego przedstawienia Wsłuchajmy się w te dialogi!

Skąd my to znamy? Ów bełkot, brud, pomieszanie pojęć, wulgarność, która chce być wzniosła, potok przesądów, sloganów, "mądrości życiowych na każdą okazję, obnażających egoizm, chciwość, nienawiść do bliźniego złączoną z dewocyjną religijnością bez religii. Rozpoznajemy tu swoich sąsiadów, ludzi, z którymi mamy do czynienia na co dzień, ich tak dobrze znajome postawy.

- Ty jesteś hitlerowska zdzira-faszystka - krzyczy Erna do Grety. - Co ty wiesz o hitleryzmie! Wszyscy ludzie byli wtedy hitlerowcami. A jeśli ja jestem zdzira, to ty jesteś zaszyta zakonnica! - replikuje Greta. Na co znów Erna: - W rzeczywistości nie było hitlerowców w naszym kraju, co najwyżej garstka. Tak nawet powiedział pan prezydent. Ale co ja tu mówię z taką, która nawet tyle rozumu nie ma, żeby regularnie chodzić do kościoła! Ludzi, którzy nie chodzą na sumę, przemielić trzeba na kiełbasę, mówi Wottila!

Społeczeństwo odmalowane przez Wernera Schwaba podobne jest do zatkanego klozetu, z którego przelewają się nieczystości. Nie dziwi zatem ani natłok fekalnych metafor, ani to, o czym dowiadujemy się z ust naszych bohaterek: że syn Erny "odmówił stosunków", a córka Grety poddała się sterylizacji, aby nie brać - jak się domyślamy - udziału w zaludnianiu i tak zatłoczonego już globu... Ta przerażająca i budząca wstręt wizja jest krzykiem rozpaczy radykalnego artysty przeciwko wyradzaniu się demokracji w populizm, ochlokrację, rządy motłochu, którego reprezentantkami są przedstawione przezeń "prezydentki". Zagadkowe okoliczności śmierci autora w roku 1994, u szczytu powodzenia jego sztuk, mogą rodzić przypuszczenie, iż on sam także dobrowolnie odmówił dalszego udziału, dzieląc los dawnych "poetów przeklętych", konsekwentnie odmawiających swej zgody na świat taki, jaki jest... Znaleziono Schwaba martwego w fotelu w jego mieszkaniu w Grazu, z wetkniętą w kieszeń marynarki ostatnią stroną dopiero co ukończonej sztuki o tytule "Nareszcie martwy. Nareszcie bez powietrza."

Być może sztuka Schwaba kogoś zbulwersuje. Ale obejrzeć ją trzeba koniecznie. Mocna rzecz! Nie było chyba jeszcze w teatrze tak przeraźliwej diagnozy naszej schyłkowej cywilizacji i tak gwałtownej rozprawy z jej "wiodącymi siłami".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji