Artykuły

Nie muszę akceptować swoich bohaterek

Rozmowa z Magdaleną Zawadzką.

- Zawsze miała Pani szczęście do Teatru TV - tu stworzyła Pani wiele wybitnych kreacji. Wśród nich były: Lady Mackbet, Ofelia, Polly, Kleopatra, Żabusia. Teraz zagrała i Pani główną rolę w "Ostatniej nocy lala ....

- Teatr TV pamiętał o mnie i zawsze był mi... bardzo pomocny. Umożliwiał mi realizację moje; . zasady - praca musi być przyjemnością. Propozycja Tadeusza Kijańskiego, aby zagrać w "Ostatniej nocy lata" dawała mi tę możliwość, a to z tego względu, że literatura Caldwella fascynowała Utnie od dawna. Rola, którą gram, jest bardzo bogata wewnętrznie. Duży wpływ na moją decyzję miała osoba samego reżysera, jego sposób realizacji. Tadeusz Kijański wyszedł bowiem całkowicie poza studio i przyjął metodę tzw. długich ujęć, które niejednokrotnie rozciągają się na całą sekwencję. Długie ujęcia, bez cięć montażowych, powinny dawać widzowi wrażenie, że znajduje się W teatrze.

- Maureen, to postać skomplikowana, bardzo tragiczna...

- Maureen, to osobowość, ale osobowość, która wpadła we własne sidła. Jej dramat wynika z tego, że już wszystko miała. Jest osobą bardzo bogatą, nawet na miarę amerykańskich możliwości. Więcej - uważa, że wszystko jej się należy! Dlatego sprzeciw jej kaprysom nie wchodzi w grę. Ponieważ ja takiej postawy nie akceptuję, musiałam sobie to wszystko co robi Maureen wyobrazić: całą postać wymyśliłam od początku do końca.

- Czy aktor powinien kreować postać, której nie akceptuje?

- Jako aktorka nie muszę akceptować swych bohaterek, obojętnie czy będzie to Lady Mackbet czy Maureen. Muszę je natomiast rozumieć, by móc je usprawiedliwić, uwiarygodnić. Muszę znaleźć motywy, które skłaniają je do takiego, a nie innego postępowania. Wtedy moja praca ma sens.

- A co usprawiedliwia Maureen?

- Wielka miłość. Do męża i dzieci, do domu. Maureen usprawiedliwia jej przeszłość, psychologiczny czy edukacyjny rodowód. Ona - jak powiedziałam - zawsze miała to. co chciała. A postępowaniem jej kierują wyłącznie emocje.

- A co kieruje Pani postępowaniem, postępowaniem Magdy Zawadzkiej?

- Jeżeli czuję, że nie mogę czegoś zrobić, że mój "globus" zaczyna protestować, to wtedy odchodzę. Dotyczy to zarówno spraw zawodowych jak i osobistych. Jak to nazwać - emocja, rozum, sumienie?...

- Grywała Pani zarówno w teatrze, jak i telewizji bardzo skrajne postacie. Dobre i złe, lekkomyślne trzpiotki i kobiety bezwzględne. Które z nich są Pani najbliższe?

- Każda z nich ma coś ze mnie. Chociaż nie jestem żadną z tych postaci, to jednak każdą z nich chciałabym być. To zależy od dnia. To zależy od sytuacji. Aktorstwo jest dla mnie kompensacją tego, czego nie mam w życiu. I to wszystko na co mnie nie stać, i na kogo nie wyglądam, mogę osiągnąć w tym wyimaginowanym kwiecie sztuki.

- A więc aktorstwo, to ucieczka w inny świat?

- Nasze codzienne życie, choćby nie wiem jak atrakcyjne, jest tylko codziennością. Aktorstwo daje mi możliwość przebywania w światach, które są dalekie od szarego dnia.

- Przenosi się więc Pani i w świat teatru, filmu...

- Filmu? Pani żartuje! Z filmu już dawno mnie wyeliminowano.

- Ten brak propozycji zaczął się siedemnaście lat temu, po zagraniu przeze mnie Baśki w "Panu Wołodyjowskim". Rozumiałabym, gdybym tę rolę położyła mnie na obie łopatki. Bo jak inaczej nazwać to, że po "Panu Wołodyjowskim" przestałam pracować w filmie? W ciągu tych lat zagrałam zaledwie kilka epizodów i tylko jedną główną rolę - Amelii w "Mazepie". Film jakby zapomniał o mnie. Jest to dal mnie tym bardziej przykre, że na pracy w filmie bardzo mi zależało, i nadal zresztą zależy. Zarówno film jak i telewizja dają to, co najbardziej mnie pociąga - intensywną pracę, wymagającą maksymalnego spięcia, ponieważ ma się świadomość, że taśma rejestruje "na zawsze".

- Ostatnio widzieliśmy jednak Panią w filmie telewizyjnym "Lucyna".

- W "Lucynie" zagrałam po dziesięciu (!) latach przerwy. Myślę jednak, że długo ta rola będzie moim "łabędzim śpiewem'', ponieważ kręciłam ten film rok temu i od tego czasu znów nie mam żadnych propozycji...

- Czyżby ten brak propozycji filmowych aż tak Panią frustrował?

- To nie jest sprawa frustracji. Myślę jednak, że te lata kto wie, byłyby może najlepszym okresem w moim życiu filmowym... Pociesza mnie jednak to, że znalazłam się w gronie znakomitych kolegów, którym zgotowano ten sam los. Na szczęście to moje rozczarowanie filmowe rekompensowała mi cały czas praca w teatrze, telewizji i na estradzie, a nade wszystko dom i rodzina.

- Właśnie, jest Pani żoną aktora. Czy duży wpływ na Pani życie zawodowe miał mąż, Gustaw Holoubek?

- W moich zawodowych sprawach mąż nie miał wiele do powiedzenia. Kiedy się pobieraliśmy, ja miałam już spore osiągnięcia. Nasza współpraca sprowadza się do rad w sprawach wyboru roli. Tylko tyle. Mąż ma swoją rację, ja swoją.

- Co poza prącą, rodziną kocha Pani najbardziej?

- Podróże. Dużo jeździłam po świecie. Jak sobie coś postanowię, to potrafię dołożyć wszelkich starań, aby to osiągnąć.

- To chyba znak zodiaku Pani pomaga...

- Jestem Skorpionem. Och, proszę nie patrzeć z takim przerażeniem, może skorpion jako zwierzątko jest groźne, ale wcale nie jest to zły znak. Ja jestem z niego zadowolona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji