Ubu Król z lekką tremą
Kiedy trzy lata temu IWONA SOWIŃSKA, absolwentka dyrygentury krakowskiej Akademii Muzycznej, wzięła udział w kursie prowadzonym przez Christopha Eschenbacha, ten światowej sławy dyrygent powiedział: Iwona ma talent, na pewno zrobi karierę.
I nie mylił się, bo kariera młodej krakowskiej dyrygentki właśnie się zaczyna. Już jutro Iwona Sowińska zadebiutuje w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie, prowadząc przedstawienie Ubu Król Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
W obsadzie jutrzejszego spektaklu znajdzie się także dwoje śpiewaków znanych ze sceny Opery Krakowskiej: Paweł Wunder i Przemysław Firek, obaj występowali przed laty w krakowskiej realizacji dzieła Pendereckiego.
- Mam lekką tremę przed tym debiutem - mówi Iwona Sowińska. - I jeszcze na początek prowadzę dzieło, które nie jest łatwe, wymaga ogromnej uwagi i skupienia. Im dłużej pracuję z operą "Ubu Król", tym bardziej się obawiam, bo zdaję sobie sprawę, jak trudny jest to utwór, pełen groteski i pastiszu - podkreśla.
W październiku 2002 r., kilka miesięcy po udziale w krakowskim kursie Christopha Eschenbacha, Iwona Sowińska została zaangażowana w Operze Narodowej jako asystentka Jacka Kaspszyka. - Na pewno kurs z panem Eschenbachem pomógł mi w znalezieniu pracy na pierwszej polskiej scenie - mówi dyrygentka.
Przez ponad dwa lata pracy Iwona Sowińska przygotowywała dla Jacka Kaspszyka premiery oper, takich jak m.in.: Don Giovanni Mozarta, Tosca Pucciniego, Potępienie Fausta Berlioza, Straszny dwór Moniuszki, Rigoletto Verdiego; a także wiele innych tytułów dla Alberto Zeddy, Kazimierza Korda, Jose Cury oraz Jose Marii Florencio. W sierpniu zeszłego roku zadebiutowała operą Ubu Król w Teatro Colon w Buenos Aires. - To była ciężka praca. Ponad miesiąc przygotowań. Premiera dobrze wypadła i dostałam zaproszenie na kolejne realizacje - mówi artystka.
Co dalej? - Jeszcze nie wiem. Jestem przygotowana do prowadzenia różnych spektakli, ale sporo będzie zależeć od tego jak wypadnie mój czwartkowy debiut - mówi artystka. A redakcji "Dziennika Polskiego" nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za krakowską dyrygentkę.