Artykuły

Przyjmuę błogosławieństwa losu i kopniaki

- Kiedy dostałam nagrodę za rolę Elzy w "Smoku" Szwarca, za kulisami [Teatru Horzycy w Toruniu] pojawił się starszy siwiuteńki pan. Pogratulował mi nagrody i zapytał czy mam wysoką gażę, bo właśnie obejmuje dyrekcję Teatru Wybrzeże i chętnie by mnie zaangażował. To był Stanisław Hebanowski - opowiada TOMIRA KOWALIK, aktorka gdańskiej sceny.

Z Tomirą Kowalik [na zdjęciu] aktorką Teatru Wybrzeże rozmawia Grażyna Antoniewicz:

Dlaczego wybrałaś scenę?

- Mam w rodzinie aktorów, wygrywałam konkursy recytatorskie. Mama pochodzi z cyrkowej rodziny. Kuzynki jeździły na rowerkach jednokołowych. Wujek był czarodziejem. Kiedyś zaczarował gołębia, za co dostał kopniaka, bo myślałam, że ptak umarł.

Po skończeniu szkoły filmowej w Łodzi trafiłaś do teatru w Toruniu.

- Grałam tam dużo. Kiedy dostałam nagrodę za rolę Elzy w "Smoku" Szwarca, za kulisami pojawił się starszy siwiuteńki pan. Pogratulował mi nagrody i zapytał czy mam wysoką gażę, bo właśnie obejmuje dyrekcję Teatru Wybrzeże i chętnie by mnie zaangażował. To był Stanisław Hebanowski. Dzięki Stulkowi znalazłam się w Gdańsku. Wspominam Stula z wielką miłością. Grałam w "Arlekinie z Zielonego przylądka" i Sonię w "Wujaszku Wani". Potem Blankę w "Białym małżeństwie" u Ryśka Majora...

Spektakl okazał się wielkim wydarzeniem artystycznym i jednocześnie skandalem. Wykonałaś pierwszy striptiz na scenie Teatru Wybrzeże.

- To było dla mnie wielkie przeżycie. Ryszard Major tak długo mi tłumaczył, że konieczne jest pokazanie ciała w tej scenie, aż uwierzyłam. Musiałam w sobie pokonać mieszczańskie opory - na trzeciej generalnej w akcie rozpaczy rozebrałam się.

Tymczasem za kulisami zakładano się czy to zrobisz? Miałaś olśniewający debiut trochę ról filmowych. Pojawiłaś się nawet w "Stawce większej niż życie".

- Zagrałam Niemkę - Gerdę, która dla słynnego kapitana Klossa urządzała prywatkę... Tańczyłam z Klossem. Wszystkie kobiety mi tego zazdrościły.

Grałaś rolę za rolą...

- Do momentu póki nie zaszłam w ciążę. To jak gdyby zahamowało ten pęd aktorski. Urodziłam syna, potem przez przy lata mieszkałam w Maroku. Jego ojciec skończył reżyserię teatralną w Strassburgu, potem filmową w Łodzi. Byłam w nim tak zakochana, że mógłby być zielonym ufoludkiem z Marsa i tak bym za niego wyszła za mąż. To była wielka miłość, chociaż mój tatuś tupał nogami i mówił: Skończysz szkołę teatralną, a on cię wywiezie i za kozę zamieni.

Ale nie zamienił. Jak wyglądały oświadczyny?

- Brat doniósł, że mam narzeczonego z Maroka. Gdy ukochany przyszedł się oświadczyć, przyniósł kwiaty i koniak dla taty - mój "potworny brat" co chwila zaglądał do pokoju i pytał: oświadczył się już? Oświadczył się już? Kiedy ojciec poznał Abdela powiedział: "niech się pan nie męczy. Kiedy się zamierzacie się pobrać?" Potem bardzo się polubili.

Dlaczego wyjechałaś do Maroka?

- Byłam zafascynowana tym, że mam dziecko i nic się w tym momencie nie liczyło, ale syn rósł, robiła się pustka. Mimo że Maroko to piękny kraj, są tam życzliwi ludzie, czułam, że to nie jest moje miejsce. Strasznie tęskniłam przez te trzy lata. Aktorstwo ma to do siebie, że jak cię deski złapią, to nie chcą wypuścić. Doszłam do wniosku, że wakacje nie trwają całe życie. Wróciłam, ale czasy się zmieniły, Stulek odszedł...

W tym zawodzie oprócz talentu trzeba mieć szczęście. W twoim przypadku ze szczęściem bywało różnie...

- Może gdybym nie wyjechała... Ale co tu gdybać. Trzeba ze stoickim spokojem przyjąć błogosławieństwa losu i kopniaki.

Gdy przyszły złe czasy dla teatru zostałaś suflerką.

- Maciej Nowak wtedy napisał w "Gazecie Wyborczej": Jak to się dzieje, że dobra aktorka Tomira Kowalik nie odzywa się ze sceny tylko spod sceny.

Kiedy został dyrektorem teatru nadeszły słoneczniejsze dni Zaczęłaś grać. O twojej roli w "Preparatach" jeden z krytyków napisał, że "otarłaś się o wielkość".

- Ta rola dała mi wiele radości. Potem były "Monologi waginy". Dyrektor pokazał mi tekst i spytał, czy pani się zdecyduje w tym zagrać. Musiałam po raz kolejny pokonać swoje mieszczańskie i katolickie opory.

Pierwsza się rozbierałaś, pierwsza grasz w schronisku dla bezdomnych.

- To dojmujące doświadczenie. Przeczytałam pamiętnik Anny Łojewskiej i powiem, że tekst mną wstrząsnął. Paweł Demirski zrobił adaptację. Gdy po raz pierwszy oglądaliśmy salę, w której będziemy grać, była ona pusta. Kiedy pojawiliśmy się, aby tam próbować zobaczyłam na piętrowych łóżkach ludzi, stare koce. Do jednego z łóżek była przyczepiona piętrowa antena, za nią stał telewizor i co tu dużo gadać uciekłam do ogródka i tam się rozpłakałam. Zimą ta sala jest noclegownią. Dla kogoś, kto przyjedzie oglądać spektakl w schronisku będzie to wstrząsające przeżycie.

Masz wiele życzliwości dla ludzi i pogody ducha.

- Wierzę, że człowiek z natury nie jest zły Wystarczy nacisnąć guzik i wyjdą same dobre rzeczy. Może to jest naiwne, ale to mi pozwala przetrwać.

Gdzie grają

W schronisku dla bezdomnych mężczyzn w Nowym Porcie grany jest "Pamiętnik z dekady bezdomności", na podstawie wspomnień Anny Łojewskiej, wykształconej kobiety, która straciła dach nad głową.

Nie boję się

Jarosław Płotka, bezrobotny z Gdańska

- Nie boję się bezdomności. Akurat szukam pracy, ale wiem że sobie poradzę. Jestem pewien, że nigdy nie trafię na bruk. Jestem optymistą. Poradzić sobie w każdych warunkach. Bezdomni stają się nimi przez brak wiary we własne siły. Wielu z nich ma dobre wykształcenie. Zdarzyło im się stracić dom i w tym stanie trwają. Nie próbują odbić się od dna.

Zły system

Anna Pałkiewicz, studentka pedagogiki z Gdańska

- Każdy z nas może stać się bezdomny. Sytuacja gospodarcza jest bardzo niepewna. Firma, która jeszcze wczoraj była potentatem, jutro może przestać istnieć. W jeden dzień możesz stracić pracę i dach nad głową. System pomocy społecznej jest zły. Noclegownie tylko konserwują bezdomność. Boję się, że gdybym straciła dom, nikt by mi nie pomógł, a już na pewno nie państwo.

Nowi bezdomni

Marcin Gibas, kierownik schroniska dla bezdomnych mężczyzn

- Jeśli już człowiek "ląduje" na ulicy, najlepiej gdyby nie pozostawał bezdomnym dłużej niż pół roku. W schronisku po prostu zaczyna się przyzwyczajać: do miejsca, ludzi, do faktu że ma zabezpieczone posiłki i czyste łóżko. Bezdomny traci umiejętność walki o przyszłość i wiarę w siebie, co nie znaczy że każdy moment nie jest dobry na podjęcie walki. Niepokojące jest to, że w Polsce pojawiła się nowa kategoria bezdomnych - ludzie po eksmisjach. Jest ich coraz więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji