Artykuły

Blisko przeklętego nieba

Taki teatr trzeba lubić. Ja lubię, więc "Prezydentki" Wernera Schwaba w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy polecam wszystkim, którzy nie wymagają od sztuki, żeby była piękna. Wystarczy, że dużo mówi.

To świetna premiera. Warto się wybrać. Nawet, jeśli sam tekst wyda się komuś zbyt odważny, to przecież przy inscenizacji, którą zaproponował Teatr im. Wilama Horzycy, słowa znajdują uzasadnienie.

Piszę o tym, bo podczas dyskusji z widzami często przewija się temat, że odważny teatr - niekoniecznie uładzony i podnoszący na duchu - po prostu przeraża. Jakby rzeczywistość nie była bardziej przerażająca niż niejedna inscenizacja. Mimo to, siedząc twarzą w twarz ze światem, od którego chcielibyśmy uciec, czujemy się nieswojo. Kino akceptujemy, ale aktor z krwi i kości bardziej działa na wyobraźnię niż taki z taśmy filmowej. Tymczasem "Prezydentki" to sztuka, która mówi o fekaliach, jak o czymś, od czego nie ma ucieczki, w czym po prostu toniemy.

Te fekalia to wielka metafora - tak wygląda nasze życie - zdaje się mówić sztuka. Co gorsza, w zawartości odpływów kloacznych Maryjka (Maria Kierzkowska) upatruje całą radość, jaka została jej dana. Dopóki nie okaże się, że tej radości szuka tam trochę wbrew sobie, pewnie dlatego, że brakuje alternatywy... A Maryjka ma jeszcze dwie towarzyszki: Ernę (Karinę Krzywicką) i Gretę (Annę Romanowicz-Kozanecką). Obie nie podzielają pasji Maryjki. Niechętnie słuchają wywodów o tym, jak wspaniałe są zapchane ubikacje, które Maryjka potrafi przetkać "bez używania" - jak mówi. Bez używania rękawic.

Wszystko jest jedną wielką kloaką - podszeptuje sztuka. Czy właśnie dlatego towarzyszki Maryjki, która ciągle i ciągle o tej kloace, nie mogą się z tym pogodzić? Bo w jakiś okrutny i przewrotny sposób Maryjka mówi też prawdę o nich? Maryjka dużo mówi i czasem bardzo wizyjnie...

A więc wieczór trzech głęboko nieszczęśliwych kobiet. Samej akcji jest tu niewiele. One po prostu opowiadają i wyczarowują przed naszymi oczami całe swoje trzy bardzo sugestywne światy. I za to wszystkim paniom należałaby się jakaś absolutnie specjalna nagroda aktorska.

A to, co zaprezentowała Maria Kierzkowska, trzeba zobaczyć. Jak Maryjka ściąga czarne ciężkie buty, jak zrzuca granatowy kaftan, a potem zrzuca też małą i skurczoną Maryjkę, by stanąć w snopie jasnego światła i samej tylko białej halce. Kim jest ta nowa Maryjka, kiedy tak stoi? Trochę Kasandrą, a trochę kimś więcej. Kimś znacznie bliżej nieba niż ci, którzy w snopie światła nie stanęli. Tylko, co to za niebo?

To naprawdę wyjątkowy spektakl. Po pierwsze sztuka powinna zainteresować widzów, dla których teatr to nie tylko ozdoba wieczoru. O samym Wernerze Schwabie pisano "dramatopisarz przeklęty", "idol publiczności niepokornej". Po drugie zobaczyć można aktorstwo najwyższej próby. Po trzecie - w dobrej reżyserii. Dość surowej, choć pewnie nie tak surowej, jak to bywa w Niemczech. I to może dobrze - wchodzimy w klimat spektaklu dość łagodnie. Niby zwykła sztuka, ot taka sobie rozmowa... A potem jak u Geneta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji