Artykuły

"Judasz z Kariothu" w Teatrze Nowym

Nie ulega wątpliwości, że Rostworowski jest prawidziwym dramaturgiem, Co określanie to znaczy, wie tylko człowiek dobrze obznajomiony z zagadnieniami twórczości dramatycznej. Dramat jego jednak, mający znamiona niewątpliwej wielkości, nie jest idealnym dramatem.

Braki jego wynikają z niezwykle oryginalnych zamierzeń autora. Ten urodzony realista, a nawet naturalista, chciał stworzyć utwór par excelence realistyczny, któryby wyrósł w misterium. Bądźmy szczerzy i przyznajmy, że zamiary jego nie zostały zrealizowane. Sam pomysł jest interesujący - ale równocześnie musimy uznać, że autor nie przeprowadził go do końca - a właściwie, że ułatwił sobie w pewnej mierze zadanie.

Ale zacznijmy od samej koncepcji dramatu. Judasz jest według poglądu autora "średnim" człowiekiem. Nie jest to zbrodniarz z urodzenia. Wręcz przeciwnie - jest to słaby, ale normalny człowiek. Chciał by on uzyskać majątek, poważanie - i najprawdopodobniej uzyskałby go, gdyby nie Chrystus. Nauka Chrystusowa staje się jego "losem". Wyrywa mu ona duszę żony, budzi ferment niepokoju w nim samym, miażdży wszystko, oo go cieszyło i otaczało. Jest w nim poczucie krzywdy. Sprzeczność między nim a nauką Chrystusową jest sprzecznością między biologią a etosem. Judasz nie dorasta do zrozumienia etosu, jak również nie dorasta, do zrozumienia mechaniki państwowej i społecznej. Dostaje się on między szprychy koła konieczności etycznych (nauka Chrystusowa) i społecznych (konflikt z faryzeuszami i saduceuszami). Zostaje on w nich zdruzgotany.

Cały ten konflikt jest przez autora narysowany z pasją dogłębszego realisty. I z wielką intuicją i żarem. Ale Rostworowskiemu to nie wystarcza. Chce on stworzyć równocześnie misterium. W ostatniej odsłonie jesteśmy świadkami wkroczenia wyraźnego w zagadnienia o charakterze metafizycznym. Zaczynamy nawet niebezpiecznie grawitować ku doktrynie predestynacji.

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że Rostworowskiemu nie udał się wysiłek wyprowadzenia misterium z sztuki naturalistycznej. Stara się on obejść trudność przez nienaturalistyczne traktowanie apostołów czy Marii Magdaleny. Jasne jest jednak, że jest to tylko "obejście" a nie rozwiązanie. Odczuwamy wyraźnie, że dramat traci "styl", bo sceny z apostołami kłócą się z naturalizmem przedstawienia.

O ile Judasz i środowisko saduceuszów i faryzeuszów wydaje się nam prawdopodobne, tyle środowisko apostołów jest od samego początku konwencjonalne, żeby nie wyrazić się, oleodrukowe. Są to nierealne postacie. Nie wierzymy, żeby takimi byli Piotr, Jan, Magdalena i inni. Nie ma w nich nic z prawdy rybaków galilejskich, których znamy z Ewangelii. I nie wierzymy, żeby tak konwencjonalne, papierowo - książkowe postacie mogły zmienić świat. Jedyną prawdziwą postacią świata chrześcijańskiego jest Rachel. W niej wyraża się doskonale uczucie pierwszych chrześcijan. To jest prawdziwa kreacja dramatyczna. Apostołowie są z papieru. To co mówią, co czynią, jest co prawda bardzo czcigodne, ale krwi w tym nie ma. To nie są rybacy, którzy zwyciężyli świat!

Nie jestem osobiście fanatykiem tzw. żywych postaci, ale rozumiem, że skoro autor zajmuje stanowisko wręcz naturalistycznie - nie wolno mu dowolnie łamać stylu. Rostworowski to robi.

Mimo to jest w utworze niewątpliwy duch chrześcijaństwa oraz tyle scen o wielkiej sile dramatycznej, o niezwykłej oryginalności, że zapominamy o niedostatkach dramatu i dajemy się utworowi ponieść. Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że w Rostworowskim mamy doczynienia z urodzonym dramaturgiem. Z wielkim dramaturgiem, któremu można śmiało wiele wybaczyć, boi to co daje, opłaca wszystkie ewentualne braki z naddatkiem.

Postacie Judasza i Rachel są postaciami godnymi wielkiego tragika. I są to postacie bardzo "teatralne" - nie zawsze zaś prawdziwi tragicy: są "teatralna", a "teatralni" pisarze tragikami.

Oryginalnością postaci Judasza jest jego "Ludzkość". W tej cesze tkwi jednak również pewna słabość tej postaci. W ostatnich odsłonach zyskuje ona dopiero "gigantyzm'' dramatyczny, Rachel zaś jest znakomita od początku do końca.

Słabością Judasza jest, że mało on walczy z swoim losem (Chrystusem), on właściwie się broni i "rzuca". Tej słabości nie ma w Rachel, która walczy od początku z Judaszem. Walczy heroicznie.

Jeśli chodzi o wystawienie, to wypadło ono jak na warunki inscenizacyjne i aktorskie Teatru Nowego nadspodziewanie dobrze.

Dyrektor Szczerbowski, któremu zarzucić by można w pierwszych aktach zbytni nacisk na momenty czysto negatywne w charakterze Judasza (tchórzostwo, nerwowość) rósł z każdym aktem. Oczywiście, że dopiero wtedy stawał się dramatyczny. Nie mniej trzeba podkreślić, że Judasz był najlepszą rolą Szczerbowskiego i miał momenty wstrząsające i do głębi wzruszające. Szczególnie w scenie z sanhedrynem. Szczerbowski nie jest Solskim, ale to prawdziwy talent dramatyczny. Rachel (Podborówna) wywiązała się z trudności bardzo dramatycznej i skomplikowanej roli na ogół wzorowo. Gdyby jeszcze się jej udało w scenie przed sanhedrynem uniknąć lekkiej deklamacji, można by zdolnej tej aktorce wyrazić szczery podziw. Na uznanie już obecnie zasługuje Kaifasz (Wojtowicz), miał dużą siłę, Ananel (Chmielewski) jak zwykle wywiązał się z swej roli znakomicie.

Co do apostołów i czcigodnych świątobliwych niewiast - to szczerze muszę powiedzieć, że chyba, gdybym był poganinem, nie dałbym im się nawrócić. Co do Marii Magdaleny, to muszę powiedzieć, że nawet po nawróceniu nie straciła nic z umiejętności świeckiej dość sztuki "trefienia" włosów i eleganckiego ubierania się. Widać długoletnie nawyki nawet po nawróceniu pozostają. Wina aktorów jest jednak zgoła nie wielka, gdy uświadomimy sobie, że do grzechu skusił ich amor, bardzo konwencjonalnie traktujący te postacie. Trudno się zaś sprzeczać, o ile aktor może pomóc, autorowi, choć niewątpliwie taka możność istnieje.

Reżyseria sprawna, choć można by w niektórych scenach mniej konwencjonalnie potraktować postępowanie osób. Myślę tutaj szczególnie o scenie w sanhedrynie, gdzie początkowo trochę szopkowo reagują saduceusze na mowę arcykapłana, wykonując przesadne gesty. Później w tej samej odsłonie rzecz została dobrze potraktowana. Wogóle trzeba zaznaczyć, że reżyseria starała się oo było widoczne, z dużym powodzeniem skomplikowanemu dramatowi dać właściwą realizację sceniczną.

Inscenizacja jest jak na szczupłe warunki Teatru Nowego dobra i pomysłowa.

W ogóle reasumując: przedstawienie bardzo dobre. Publiczność niewątpliwie dopisze, bo jednak - cokolwiek by się powiedzieć mogło - dramat jest dziełem dramaturga z prawdziwego zdarzenia, wielkiego i oryginalnego głęboko pisarza wystawienie zaś - jak na nasze warunki - odpowiada wybrednym nawet wymaganiom. Teatr Nowy "Judaszem z Kariothu" wykazał, że ma sens i prawo istnienia. Nie wątpimy, że publiczność doceni jego wysiłek i ku własnej korzyści będzie zapełniała widownię teatru. Przedstawienie na to całkowicie zasługuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji