Artykuły

Gniezno. Zmarł Edmund Derengowski

1 lipca na cmentarzu świętych Piotra i Pawła w Gnieźnie spoczął Edmund Derengowski. Aktor i współtwórca Teatru im. Aleksandra Fredry.

Edmund Derengowski był gnieźnianinem. Urodził się 4 września 1920 roku, a zmarł 27 czerwca 2009 roku. Tylko na rok opuścił rodzinne miasto i pojechał grać do Gdańska. Było to w 1954 roku.

Poznałem go ponad trzydzieści lat temu. Grał Scholastyka w "Igraszkach z diabłem". Potem widziałem go w roli Rotmistrza w "Damach i huzarach", "Radosta w "Ślubach panieńskich", Jowialskiego w "Panu Jo-wialskim"... Przyjeżdżał z Teatrem im. Aleksandra Fredry do Czarnkowa. Nie przypuszczałem, że kilka lat później będę jego recenzentem. Ostatni raz pisałem o nim po premierze "Przedwiośnia", w której stworzył postać Gajowca. Pan Edmund przeszedł na emeryturę. Odwiedziłem go przy okazji jubileuszu sześćdziesięciolecia teatru. Namówiłem go, aby powiedział o początkach teatru w Gnieźnie, o latach spędzonych w objeździe.

- Teatr dał mi możliwość wyżycia się - zaczął rozmowę Edmund Derengowski. - Poznałem dzięki niemu ludzkie dramaty, poznałem także siebie. Granie nastrajało mnie do życia. Łatwiej mi się żyło. Najlepiej świadczy o tym moje 41 lat obecności na tej scenie i sześćdziesiąt lat istnienia teatru w Gnieźnie. Najpierw próbowali nas zamknąć w 1949 roku, ponieważ Gniezna nie było stać na teatr. Po interwencjach wszystkich świętych udało się przekształcić go w teatr państwowy. Drugą próbę likwidacji podjęto w latach 70. Wtedy władzom w sukurs przyszyła nawet miejscowa kuria. Spędziłem w tym teatrze 41 lat życia. Był całym moim życiem.

Teatr im. Aleksandra Fredry przez dziesiątki lat grał w objeździe. - Graliśmy w siedmiu województwach - opowiadał dwa lata temu aktor. - Byliśmy podzieleni na dwa zespoły. Miesiąc w objeździe, miesiąc w Gnieźnie, kiedy równocześnie graliśmy i próbowaliśmy nową sztukę. Nie zarabialiśmy wiele, ale żyliśmy swobodnie. Młodzi żyli teatrem, ale starsi aktorzy raczej cierpieli z powodu ciągłego podróżowania W objazd zabieraliśmy maszynkę do gotowania, garnki. Marysia Deskur pamiętam gotowała nawet w hotelu obiady. Nie wszyscy się na to składali. Panie smażyły kotlety. Kiedyś w Chełmnie kierowca kupił kaczkę i dziewczyny ugotowały czerninę. To cementowało. Grając w Tucholi, mieszkaliśmy na kwaterach

prywatnych. Poszliśmy w wolnym czasie na grzyby. Uzbieraliśmy dwa wiadra i była pyszna kolacja.

Edmund Derengowski zagrał około 240 ról. W pierwszych latach po wojnie dawali 12-15 premier w sezonie. Każdą sztukę grali około 60 razy. Pytany, którą dyrekcję wspomina najchętniej, mówił: - Bardzo dobrze wspominam czasy Eugeniusza Aniszczenki, Jana Perza i Henryka Olszewskiego. Aniszczenko miał świetny gust, budował znakomity repertuar, kochał klasykę. Perz i Olszewski dbali o różnorodność repertuarową, myśleli głównie o widowni.

Edmund Derengowski preferował dramat. Z nostalgią wspominał Rankego w "Norze" Ibsena", Króla Teb w "Bachantkach", Kochanowskiego w "Drodze do Czarnolasu". -To było coś pięknego. Reży-

serował Jasiu Perz, ale scenografię opracował profesor Stańczak z Warszawy. On pokazał nam także renesansowy sposób poruszania się, sposób bycia.

Aktor bardzo chętnie reżyserował. Głównie były to sztuki dla dzieci i młodzieży: "Szaleństwa panny Ewy", "Ania z Zielonego Wzgórza" czy "O dwóch takich, co ukradli księżyc.

Edmund Derengowski był bardzo popularną postacią Gniezna. W1984 roku został Gnieźnianinem Roku. Otrzymał wiele nagród i odznaczeń. Cenił sobie między innymi: Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi i Zasłużony Działacz Kultury.

W ostatnich latach rzadko opuszczał mieszkanie pełne aktorskich pamiątek oraz wspomnień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji