Artykuły

Artysta - banalista

"Litość Boga" w reż. Jana Maciejowskiego na Scenie w Bramie Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

- Miło jest spotkać pana, który niczego od ciebie nie chce. Rzecz jasna - taka jest reguła. Życie, że na głębinność sobie pozwolę, ściśle na tym właśnie polega, iż tak zwani współplemieńcy posiadają cię dokładnie tam, gdzie i ty ich posiadasz. O świtaniu idziesz po piwo, a sąsiadka z góry do pracy się udaje. I co? I to, że nigdy nie będzie wam po drodze. No, chyba że będzie... W sumie - obojętne. Melodia przyszłości. Póki co - jest po ludzku. Ona idzie nie po to, by krokiem swym twe problematy ukoić. I vice - jak mawia klasyk - wersja.

Ona twych problematów aktualnych chodem swym nie zniweluje już choćby dlatego, że ona przecież nic o nich nie wie! Ona jest całkiem jak Szekspir. Albo jak Molier, Sofokles, Czechow oraz Mrożek. Co Calderona obchodzi, żeś wczoraj robotę stracił? Jedna ciotka twa jest saperem w Iraku, druga herbatę z polskiego termosu na Ukrainie wczoraj rozlewała, trzecia zaś jest stanowczo przeciw, albo też za prezydentem naszego miasta, który w magistracie dopuścił do dysputy, do której dopuścił. I tak dalej. Boleję nad życiem ciotek twoich. Ba, idę o zakład, że Mickiewicz też bardzo boleje, ale też wszystko postawię za oczywistość tę oto: Słowacki "Beniowskiego" pisał nie po to, by twój syn LSD na rzecz gorzałki rzucił. Więc jeszcze raz powtórzę: tak dalej, i dalej, i dalej...

Miło jest spotkać pana, który niczego od ciebie nie chce. A gdy panem tym okazuje się Jan Maciejowski - to jest miło szczególnie. W programie do wyreżyserowanej przez siebie "Litości boga" Jeana Caua, Maciejowski powiada z wręcz rozbrajającą bezradnością: "Właściwie to jestem opowiadaczem bajek". Zgadzam się całkowicie. "W teatrze namawiam Państwa, abyście jak Alicja wyruszyli w krainę czarów, przez którą poprowadzi nas wyobraźnia, imaginacja, fantazja". Nie inaczej. "A wszystko po to, abyście - jak w bajce - z tych przedstawionych wydarzeń, mniej czy bardziej prawdopodobnych, wyłuskali - jak z łupiny orzecha, ukryte ziarnko. Dla każdego być ono może inne i smak może mieć różny". Ściśle tak. "Świat nam się trochę rozsypał, więc i bajki się zmieniły". Cóż za banał! Nieprawdaż?

Tak, nadzwyczajnie miło jest spotkać takiego artystę - banalistę. Przez godzinę i trzydzieści kilka minut Maciejowski nie koi twych bólów. Syn ćpa? To przykre, ale co Maciejowskiemu do tego? Straciłeś pracę? Też mi sensacja. Żona cię rzuciła? Płacz, chłopie, płacz, że tak późno cię rzuciła! Wątroba pali? To do lekarza idź. W ogóle, gdy ci coś nawala - wezwij fachowca, którym z pewnością nie jest Maciejowski. Bo on nie od kojenia bólów twych jest. On jest od opowieści. Twoją rolą siedzieć i słuchać - albo wyjść. U Maciejowskiego są cztery wyrka, czterech panów, cztery miski, cztery kubki, jeden strażnik i potężne czekanie na wieczność. Maciejowski - opowiadając oddechy, słowa i milczenia tej maleńkiej celi skazanych na dożywocie - opowiada baśń o cierpkości pamięci.

Czterem panom został tylko czas i przeszłość. Andrzej Hudziak jako Doktor. Maciej Jackowski jako Match. Andrzej Młynarczyk jako Aleks. Wojciech Skibiński jako Eugeniusz. No i Marek Chudziński jako Strażnik. Dzień w dzień opowiadają sobie, jak było, gdy świat był bliski. Choć jak naprawdę było - kto, kogo i czy w ogóle zabił - tego nikt już nie wie. Znikła pewność faktów. Zostało bajanie. Zostały im tylko ich opowieści. Zdania. Słowa. Milczenia. Trochę światła. Dużo ciemności. Radio gadające językami już nie ich świata. Jakaś królowa, jakaś wyspa, jakiś ocean na jakimś globie, co się wokół własnej osi i po orbicie wokół kolistego płomienia od zawsze i na zawsze kręci i kręci... Czterech panów. Został im tylko czas i przeszłość. Zostało im ściśle tyle, co i tobie. Choć przecież nikogo nie zamordowałeś. Zresztą - kto cię tam wie.

Grunt, że Maciejowskiego - nic nie obchodzisz. To znaczy - obchodzi go tylko, czy słuchać umiesz. Ale akurat tego przewidzieć się nie da. Jedno wszakże pewne jest - Maciejowski umie opowiadać. Co w wypadku tekstów takich, jak "Litość boga", oznacza jedno: odpowiedzialność aktorską, odpowiedzialność za ROZUMIENIE każdego wypowiadanego słowa, każdej ciszy, każdego gestu. I tu właśnie tkwi sedno tej poczwórnej wspaniałości aktorskiej.

Który to już kawałek teatralnej czystości na Scenie w Bramie? Jeśli dobrze liczę, to trzeci. Wystarczająco dużo tego jest, by nie musieć filozofować, kombinować, teoretyzować i generalnie dyrdymalić teatrologicznie. Scena w Bramie zwyczajnie dowodzi, że teatr stał, stoi i stał będzie na aktorstwie, słowie do spodu przemyślanym i twej chęci słuchania opowieści, które tylko pozornie nijak się mają do twojego życia. I dlatego zbrodni czterech panów nie streszczę. Sam sprawdź, jaką dla ciebie ma moc to nijak

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji