Artykuły

Morsztynowy Cyd

Już po raz drugi Adam Hanuszkiewicz przywołuje naszej scenie z niepamięci Jana Andrzeja Morsztyna. Poprzednio był to "Amintas", obecnie "Cyd" Corneille'a.

I ten właśnie pierwszy polski przekład z 1662 roku (w którym "Cyda" wystawiono na Zamku Królewskim przed obliczem króla Jana Kazimierza i Marii Ludwiki) posłużył Hanuszkiewiczowi do przełamania dotychczasowej kilkudziesięcioletniej tradycji wystawiania "Cyda" w parafrazie Wyspiańskiego. "Cyd" to zderzenie ze sobą miłości i obowiązku, rozumu i namiętności uczuć. Kcrneliańscy bohaterowie to postacie żywe wyposażone w ludzkie uczucia takie jak miłość, cierpienie, ból. Postacie aż gęste od konfliktu wewnętrznego (Rodryk, Chimena, Infantka).

U Hanuszkiewicza następuje wyraźne skierowanie tej tragikomedii w stronę komedii, a nawet lekkiego pastiszu (zwłaszcza w akcie II). Poprowadzenie sztuki w kierunku koturnowej historii tragicznych kochanków (do tego zakończonej szczęśliwie) zabrzmiałoby dzisiaj fałszywie i "papierowo". Reżyser zafascynowany językiem Morsztyna właśnie na słowie poetyckim skupił swoją uwagę i przedstawienie uczynił głównym powodem wyartykułowania tegoż.

Morsztynowy "Cyd" uchodzi za arcydzieło literatury dramatycznej z jedną wszakże "skazą" - uważany jest za dramat niesceniczny. Owa niesceniczność wypływa właśnie z trudności tkwiących w barokowym języku, w pięknej siedemnastowiecznej frazie poetyckiej gdzie rola kadencji, średniówek, transakcentacji stanowi o czytelności tego języka dzisiaj. Toteż niełatwe zadanie miał do spełnienia reżyser, a jeszcze trudniejsze aktorzy. Solidna praca zespołu nad słowem dała widoczne efekty w przedstawieniu. Urzekająca jest lekkość, swoboda i dowcip z jakim Zofia Kucówna, Aleksandra Śląska i Jerzy Kamas wypowiadają swoje kwestie - zapomnianą już dziś zupełnie - barokową frazą. Niestety, nie wszyscy podołali zadaniu (pomyłką obsadową zdaje się być Chimena Barbary Dziekan).

Nadrzędna funkcja słowa w przedstawieniu (jak zawsze u Hanuszkiewicza) odsunęła jak gdyby na plan dalszy rozważania w sierze głębszych psychologicznych motywacji postaci sztuki. Ich zachowań takich a nie innych, ich postaw moralnych, ewolucji ich nastrojów, uczuć itd. Nie chodziło reżyserowi o to, by budować postaci pełne z całkowitą motywacją ich działań scenicznych. Aktorzy tworzą tutaj żartobliwy dystans oddzielający ich od postaci, które grają.

Tytułową rolę heroicznego Rodryka (Cyda) - po kilku latach nieobecności na polskiej scenie i po sukcesach zagranicznych - zagrał Daniel Olbrychski. I - jak zawsze - zaprezentował się znakomicie (choć w kilku miejscach w sposób widoczny Morsztynowe strofy zdawały się opór stawiać). Charakterystyczny dla gry aktora tzw. stan podminowania wewnętrznego, napięcia osiąga tutaj mniejszą (niż to dotychczas bywało u Olbrychskiego) ekspresją zewnętrzną. Więcej dzieje się w środku, w duszy bohatera. Daniel Olbrychski prezentuje dziś grę bardziej dojrzałą. Jego bohater wykracza poza ścisłe ramy barokowej poetyki i staje się bliski nam, żyjącym w drugiej połowie XX wieku. Nam kochającym, cierpiącym, nam pełnym rozterek w obliczu konieczności dokonywania pewnych wyborów, nam rozdartym między uczuciem a rozumem, między wolą a obowiązkiem.

Tak z punktu widzenia historii kultury jak i polskiej tradycji artystycznej i narodowej tekst Morsztyna jest arcydziełem o wielkiej doniosłości. Dobrze wiec się stało, że znalazł się na scenie. Gdybyż jeszcze z tą komunikatywnością było prościej...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji