Artykuły

"A potem żyli długo i szczęśliwie"

DYREKCJA Teatru Ateneum w Warszawie nie potrzebuje się martwić o zapełnienie widowni dzięki interesującemu doborowi sztuk, ciekawym inscenizacjom i atrakcyjności aktorskich obsad. Instynkt widzów nie zawodzi i każde niemal przedstawienie "idzie w kompletach", tak jak "Cyd" Corneille'a w przekładzie Jana Andrzeja Morsztyna i w reżyserii Adama Hanuszkiewicza.

Hanuszkiewicz wybrał siedemnastowieczny przekład, choć miał np. do dyspozycji kongenialne tłumaczenie Wyspiańskiego.

W dotychczasowych inscenizacjach "Cyda" przeważał styl szlachetnie patetyczny, bohaterzy stawali wobec wyboru między szansą kierowania własnym losem z korzyścią osobistą a powinnością dyktowaną wartościami wyższymi, społecznymi, ale także konwencjami epoki kodeksem honorowym postawionym ponad naturalnym prawem do własnego szczęścia. W polskich przekładach, na plan pierwszy wybijały się, zgodnie z zamysłem autora, akcenty patriotyczne, zrozumiane jako stawianie nakazu ocalenia kraju, a także autorytetu władcy, który państwo uosabiał, ponad sprawy osobistych i rodzinnych powinności. Spięcie tych tendencji wpływało na układ hierarchii wartości wzmacniając obok wątku psychologicznego - motywy etyczne.

Próby niełatwego pogodzenia logiki utworu ze szczęśliwym rozwiązaniem perypetii bohaterów towarzyszyły wszystkim wielkim inscenizacjom łącznie z oglądanym w naszym kraju przedstawieniem "Cyda" przywiezionym już w początku lat pięćdziesiątych przez Theatre National Populaire z Gerardem Philippem w roli Rodryga i Jean Villarem jako królem Kastylii. Przedstawienie upamiętniło się polskiemu widzowi także oszczędnością dekoracji - zagrane w ciemnych kotarach, prawie bez rekwizytów za to ze wspaniałymi kostiumami.

W Ateneum przestrzeń sceniczna kojarzyła się z wnętrzem szkatuły na klejnoty wybitej szkarłatnym materiałem, zaś prawdziwymi klejnotami okazały się wspaniałe, kolorystycznie współbrzmiące z akcją i pozycją społeczną postaci, kostiumy Xymeny Zaniewskiej. Także muzyka Jerzego Satanowskiego wyraziście, ale nie natrętnie podpowiadała nastrój poszczególnym scenom.

Oszczędność dekoracji wraz z bogactwem kostiumów sprzyjała skupieniu uwagi widza na aktorze i słowie. Wybór tekstu staropolskiego przekładu obok pięknych przenośni i obrazowych zdań mógł razić współczesnego odbiorcę kwiecistością stylu i chropowatością niektórych porównań. Wybór ten narzucił reżyserowi inny niż w dotychczasowych realizacjach utworu, stosunek do dzieła, zaznaczyło się odejście od czystej tragedii. W programie określono zresztą "Cyda" jako tragikomedię. Taka koncepcja reżyserska zobowiązywała aktorów do częściowego odejścia od schematu bohaterów jaki utrwalił się w dotychczasowej tradycji teatralnej. Trzeba było osłabić statyczność i monumentalność niektórych przynajmniej postaci, co w oparciu o przekład Morsztyna nie było łatwe.

Doskonale skontrastowano sylwetki Diega i Gomeza. Tadeusz Borowski jako Gomez zaznaczył agresywną zawistność zawiedzionego granda. Don Diego w interpretacji aktorskiej Henryka Machalicy uniknął grożącej tej postaci płaczliwości bezsilnego starca. Oczekiwanie widza skupiały się jednak na roli tytułowej. Daniel Olbrychski w roli Rodryga jest nerwowy, spięty, gra agresywnie unikając monumentalizacji swojego bohatera, zaznacza jego skłonność do ulegania nastrojom i euforii, na innym niż sugerowałby to tekst, wyższym tonie rozgrywając tragizm tej postaci. Środkami bardziej zewnętrznymi, nerwową mimiką, gwałtownością gestów wyrażającymi burze uczuć miotających Chimeną zagrała tę rolę Barbara Dziekan, Jerzy Kamas jako król kastylijski dyskretnie zaznaczył komplikacje wynikające ze zderzenia autorytetu, także i moralnego, władcy z jego uzależnieniem od talentów dowódczych i odwagi wodzów swojej armii. Wątek Infantki, konflikty jakie rodzi w niej miłość sprzeczna z dumą i pozycją społeczną, był w tym przedstawieniu co najmniej drugorzędny. Ewa Wiśniewska wyraziście, w oparciu o doświadczone aktorstwo, ukazała bohaterkę ale wyłączając ją z aury tego przedstawienia. W drobnych pozornie rolach: ochmistrzyni Infantki oraz Elwiry - sługi i powiernicy Chimeny wystąpiły Aleksandra Śląska i Zofia Kucówna. Wybór reżysera świadczy o docenieniu roli tych postaci. W pamięci pozostanie Elwira pięknie i ciepło zagrana przez Zofię Kucównę. Inaczej niż pozostałe postacie, wyraźnie komediowo, o Oe nie farsowo potraktowany został niefortunny adorator Chimeny Sankty (grał go Emilian Kamiński), co wiązało się z reżyserskim zamysłem potraktowania tego utworu z widocznym dystansem wobec dotychczasowych interpretacji scenicznych. Widoczne to było w ostatnim akcie także jako konsekwencja przekładu Morsztyna. A widzowi pozostanie przypuszczenie, że Fortuna nie opuści Rodryga. Po powrocie ze zwycięskiej wyprawy do krajów Maurów poślubi Chimenę i jak w szanującej się baśni będą żyli długo i szczęśliwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji