Artykuły

Białystok. Przepychanki wokół dyrektora filharmoni

Wrzasków i wyzwisk nie brakowało we wtorek podczas protestu zorganizowanego przez obrońców Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Od marszałka domagali się, by przedłużył kontrakt szefowi filharmonii nie o dwa, ale o cztery lata.

- Niech Jezus Chrystus i Święta Panienka pana prowadzą, panie dyrektorze Nałęcz-Niesiołowski - starsza kobieta, wyraźnie wzruszona, krzyczy w megafon. Jej głos, wzmocniony elektroniką, niesie się do dworca PKP. Jest gorące przedpołudnie. Policja w mundurach i po cywilnemu dyskretnie nadzoruje blisko setkę osób stojących pod Urzędem Marszałkowskim w Białymstoku. To głównie melomani i chórzyści białostockiej filharmonii protestujący w obronie miejsca pracy swojego dyrektora. Rozdają list z poparciem dla jego osoby, pod którym podpisały się 103 osoby.

- "Kontrakt na 4 lata" i "Opera tylko z Nałęczem" - skandują.

Marszałek: Jestem fanem dyrektora

Umowa o pracę kierującego filharmonią od kilkunastu lat dyrygenta kończy się we wtorek o północy. Zarząd województwa proponuje mu kolejną - na dwa i pół roku. Ale to ani dyrektora, ani jego zwolenników nie satysfakcjonuje.

Po kilkunastu minutach gromkich okrzyków do protestujących wychodzi przedstawiciel marszałka. Zaprasza kilkuosobową delegację na spotkanie. Wśród delegatów jest były prezydent Białegostoku Ryszard Tur:

- Pamiętam, jak po którymś z koncertów, wiele lat temu, dyrektor Nałęcz-Niesiołowski rzucił pomysł budowy opery w Białymstoku. Pozbawienie go przywileju poprowadzenia pierwszego koncertu w tej siedzibie byłoby nieporozumieniem - przekonuje marszałka.

O to właśnie toczy się spór. Budowa gmachu przy Kalinowskiego ma zakończyć się w 2012 r., chwilę po tym, jak wygaśnie zaproponowana dyrygentowi dwuletnia umowa.

- Opera to nie jest estrada czy dom kultury. To dobro publiczne. Takie dobro musi być w rękach kogoś wyjątkowego - apeluje w gabinecie marszałka Krzysztof Rau, twórca Białostockiego Teatru Lalek. I przypomina, że komunistyczne władze nie chciały zgodzić się na jego powstanie. Że były zdania, iż wielofunkcyjny dom kultury w zupełności wystarczy.

- Mówili, że jeśli w Białymstoku może być akademia teatralna, to przy każdym PGR będzie można otworzyć akademię rolniczą - wspomina. Nawiązuje do prasowych doniesień, według których marszałek chce umieszczenia w nowej siedzibie opery również Teatru Wierszalin i Wojewódzkiego Ośrodka Kultury.

- Ja nigdy nic takiego nie proponowałem. Proszę pytać dziennikarzy, skąd taki pomysł - ripostuje marszałek Jarosław Dworzański. I przechodzi do kontrofensywy:

- Jestem fanem pana Nałęcz-Niesiołowskiego i częstym gościem w filharmonii. Zawsze stawałem po jego stronie. Chociażby w kwestii niejasności wokół funkcjonującego w tej instytucji stowarzyszenia, czy to przy ostatnim sporze dyrektora ze związkiem zawodowym. I chcę, by dalej kierował filharmonią. Umowa czeka na niego - odpowiada protestującym.

Po chwili jednak zdecydowanie, twardo dodaje:

- Ale nie może być tak, żeby pracownik stawiał pracodawcę w narożniku, żeby dyktował mu warunki. Ja jestem urzędnikiem i muszę pilnować publicznych pieniędzy. Nie zgodzę się na to, żeby bez głowy, bez pomysłu jakaś instytucja demolowała nam wojewódzki budżet. A ja żadnego sensownego planu funkcjonowania opery nie dostałem. Bo nie jest takim planem przedstawione mi studium wykonalności.

Przypomina wspierającym dyrektora Nałęcz-Niesiołowskiego, że gdy zaczynano budowę opery, miała kosztować 50 mln zł. Teraz wiadomo, że potrzeba na nią cztery razy tyle pieniędzy, które to województwo musi gdzieś znaleźć.

- Nie przeczę, że to dyrektor wymyślił te ideę. Ale to my, z wielkim trudem, ją realizujemy - dodał, podkreślając, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Nałęcz-Niesiołowski ubiegał się o stanowisko menedżera nowej instytucji, gdy taki konkurs zostanie ogłoszony.

- A teraz zachęcam państwa do tego, by przekonali dyrektora do podpisania zaproponowanej mu przez nas umowy. Chętnie was w tym wesprę - dziękuje niezadowolonym protestującym.

- Od tej pory zacznie się upadek filharmonii. Ja wam to mówię - wieszczy Lucyna Syty-Prokopiuk, dyrektor biura koncertowego filharmonii.

Szczęść Boże, panie dyrektorze

W dyskusji pojawiają się też wątki polityczne. Podnosi je jeden z szefów związku zawodowego skupiającego głównie chórzystów, na co dzień skrajnie prawicowy radny Supraśla Radosław Dobrowolski:

- Dyrektor przetrwał AWS, SLD i PiS. A teraz wykończy go Platforma. Pan strzela gola do bramki własnej partii - mówi do marszałka.

W podobnym duchu krzyczą inni chórzyści pod urzędem:

- "Platforma niszczy kulturę. Koniec rządów PO w mieście" - wołają, myląc instytucję zarządzającą filharmonią. Marszałek prosi, by nie upolityczniać sporu. Zdecydowanie zaprzecza też temu, by miał już kogoś na miejsce Nałęcz-Niesiołowskiego.

Tymczasem delegacja jedzie do filharmonii. Prosić dyrygenta.

Ten bardzo się wzrusza, gdy dowiaduje się o pochlebnych słowach na swój temat. Są chwile, że rękami zasłania oczy.

- Nie możemy pozwolić, by wiocha rządziła naszym miastem - podsycają atmosferę emerytki. Pozostali biją brawo.

Nałęcz-Niesiołowski wcześniej deklarował stanowczość w swoich dążeniach do celu, zapewniając, że krótszego niż na cztery lata kontraktu nie podpisze. Po południu, wyraźnie zaskoczony stanowczą decyzją marszałka, zaczął schodzić z tonu. Przyznał, że jest w stanie pójść na ustępstwa.

- Ja tu nie walczę o żadne pieniądze. Ja chcę tylko otworzyć operę i zadyrygować. A później niech marszałek i jego cała świta robią, co chcą. Niech ogłaszają konkurs. Ja chcę tylko godnie zakończyć dzieło, które powołałem do życia - podkreśla w rozmowie z "Gazetą" Nałęcz-Niesiołowski.

Zebrani sympatycy dyrygenta postanawiają dalej walczyć. Po dwukrotnym odśpiewaniu dyrektorowi "Sto lat", pożegnaniu "Szczęść Boże, panie dyrektorze" - znów tłumnie jadą do marszałka, by namawiać go do zmiany decyzji.

Finał?

Dyrektor po południu decyduje się pojechać do marszałka. O czym rozmawiali - nie wiadomo. Podczas spotkania dyrektor na kontrakcie co prawda podpisu nie złożył, ale według informacji "Gazety", panowie bliscy byli porozumienia. A dokładniej: dyrektor był bliski rezygnacji z żądań co do wydłużenia kontraktu.

Jednak do momentu zamknięcia "Gazety" proponowanego mu przez zarząd województwa kontraktu dyrektor nie podpisał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji