Częstochowa. "Wilki" jadą do Sopotu
Reżyser wybitny i znany, aktorzy doskonali, choć znani mniej. Spółka: André Hübner-Ochodlo i Teatr im. Mickiewicza może przynieść efekty artystyczne o zasięgu ogólnopolskim. Premiera nowego spektaklu "Wilki" [zdjęcie z próby] w reż. artysty odbędzie się w Sopocie.
André Hübner-Ochodlo przyjeżdżał już do Częstochowy na festiwal Przez dotyk. - Ale jako bard, pieśniarz - mówi Robert Dorosławski, dyrektor naczelny sceny im. Mickiewicza. W ubiegłym roku doszło do "rewizyty": częstochowianie pojechali do Sopotu z "Wariacjami bernhardowskimi" i "Małym światkiem Sammy Lee". - Daliśmy dziesięć spektakli, po pięć z każdego tytułu. Przyjęto nas niemal euforycznie - uśmiecha się dyrektor.
Sala teatru Atelier nie jest imponująca, może na 90 miejsc, ale publiczność ma doborową, głównie z Trójmiasta (choć znajduje się przy plaży - żadnych przypadkowych wczasowiczów). Właśnie w tym artystycznym klimacie zrodził się w trzech głowach - Ochodlo, Dorosławskiego i Piotra Machalicy, dyrektora artystycznego teatru w Częstochowie - pomysł współpracy teatralnej. Pomysł na coś specjalnie dla Sopotu, z okazji obchodzonego w 2009 roku 20-lecia Atelier. - A skoro teatr ten ma imię Agnieszki Osieckiej, oczywisty stał się wybór - jej dramat "Wilki", adaptacja powieści Singera - tłumaczy Dorosławski.
"Wilki" to melodramat, historia ludzi, którzy nie potrafią sobie ułożyć życia (Osiecka nazwała to zapaleniem osobowości). Dokładnie zaś - Żydów z Polski mieszkających po wojnie w USA. U Hermana - głównego bohatera - oznaką tegoż jest nieumiejętność związania się z jedną kobietą i jednym numerem telefonu...
Ochodlo robił już ten spektakl w 1995 roku. Dorosławski i Machalica postanowili poznać jego pracę w małym teatrze w Ostrawie. - Proszę pomyśleć: Polak na widowni, na scenie sztuka po czesku, a wiadomo, jak dla Polaka brzmi czeski. Jednak siedziałem jak zaczarowany, to było niezwykłe przeżycie - relacjonuje Dorosławski. - Zrozumieliśmy, że Andre jest świetnym reżyserem.
Ochodlo od stycznia zaczął regularnie bywać w Częstochowie. Zaliczał wszystkie premiery w Teatrze im. Mickiewicza, oglądał przedstawienia na żywo, z płyt i kaset - dramaty, farsy, spektakle muzyczne, nawet bajki: poznawał zespół, wybierał sobie wykonawców. Nawet nie chciał mieszkać w hotelu, wolał w Domu Aktora.
Waldemar Cudzik, odtwórca roli Hermana: - Pracowało się normalnie. I dobrze: Andre pozwala aktorowi interpretować, dokładać coś od siebie, "wygrać" się. A grać u niego trzeba na sto procent, także dlatego, że to trudny spektakl. Czasem tylko na próbach było zabawnie, bo Andre miewa problemy z wyrażeniem czegoś po polsku. I kiedy np. chciał, żeby aktorki zachowywały się bardziej emocjonalnie, tłumaczył im, że mają "pokazać więcej mięsa" - a tego u nas raczej nie kojarzymy z przeżyciami duchowymi.
Cudzik został Hermanem po castingu do "Wilków", bo zorganizowano też przesłuchania dla aktorów śpiewających. - Zgłosiłem się i śpiewałem, a w efekcie dostałem rolę wcale nie "śpiewającą" - opowiada.
Dziś częstochowianie wyjeżdżają do Sopotu. Są po próbach generalnych, przygotowani. - Mogliby wyjść na scenę i zagrać choćby w tej chwili - ocenia Dorosławski. - Ten spektakl jest tak dobry, że już teraz planuję zaprosić organizatorów krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej: czemu by go nie pokazać na tej imprezie w przyszłym roku.