Artykuły

Tele-plusy

W poniedziałek teatr telewizji przedstawił nową inscenizację "Kartoteki" Różewicza, dokonaną przez filmowego "reżysera roku" Krzysztofa Kieślowskiego, z Holoubkiem w roli głównej.

"Kartoteka" jest pierwszą i najlepszą dotąd sztuką Różewicza. Napisana w latach 1958-59 nie zestarzała się, zachowała aktualność. Starszy jest tylko dzisiaj o dwadzieścia lat jej bohater - rówieśnik autora, urodzony tak samo jak Różewicz w 1921 roku i mający za sobą te same życiowe doświadczenia. Jest to sztuka w znacznej mierze autobiograficzna, ale kreśląc w niej swój życiorys, autor daje syntezę typowych losów ludzi swojej generacji, którzy przed wojną chodzili do szkoły, w czasie wojny walczyli w partyzantce, w latach powojennych włączyli się do odbudowy kraju, przeżyli październikowy przełom i około czterdziestki wewnętrznie się już wypalili, zobojętnieli, jeszcze trwają, pracują, lecz utracili chęć do życia, działania.

Różewicz pisze w autorskich wskazówkach do "Kartoteki": "Sztuka ta jest realistyczna i współczesna". To prawda. Ale jest to realizm w specyficznym, Różewiczowskim wydaniu, określany mianem realizmu poetyckiego, rządzącym się własną logiką. Odbiór tej "realistycznej" sztuki nastręcza z uwagi na jej awangardową, otwartą formę, spore trudności. Nie wszyscy zapewne telewidzowie zorientowali się, że akcja "Kartoteki" dzieje się w myślach Bohatera, przeprowadzającego gorzki, bolesny obrachunek z całym swoim życiem , od dzieciństwa, kiedy wyjadał po kryjomu konfitury z matczynej spiżarni, po obecną sytuację. Krótkie sceny, w których prowadzi on rozmowy z pojawiającymi się w jego pokoju, często nieżyjącymi już, osobami albo z samym sobą - są projekcją jego przeżyć, wydarzeń z przeszłości - dalekiej i niezbyt odległej, jego zmieniających się zapatrywań na różne sprawy.

Myślę, że każde pokolenie odbiera "Kartotekę" inaczej. Dziś jej akcenty polityczne zeszły na dalszy plan, dla młodych widzów mogą być prawie niedostrzegalne. Wymowa "Kartoteki" zuniwersalizowała się, chociaż nadal jest to sztuka pokoleniowa, bardziej zrozumiała i silniej przemawiająca do ludzi z przedwojennych generacji.

Kieślowski, który po swoich ostatnich sukcesach znalazł się w naszej czołówce reżyserskiej, nie zawiódł oczekiwań. Dał spektakl wybitny, nie ustępujący walorami artystycznymi poprzedniej inscenizacji "Kartoteki" w TV, która była dziełem Konrada Swinarskiego, a pod względem wizualnym nawet atrakcyjniejszy, bogatszy od tamtego spektaklu, zrealizowanego znacznie skromniejszymi środkami, jakie mogła, jakie można wówczas zapewnić reżyserowi telewizja. Kieślowski złożył ukłon Swinarskiemu, wprowadzając do swojego widowiska cytaty z jego inscenizacji. Pochodzi z niej ukazujący się na ekranie stojącego w pokoju Bohatera telewizora i stamtąd mówiący swoje kwestie "Chór Starców". Przenosząc akcję sztuki w dzień dzisiejszy reżyser zrealizował "Kartotekę" w scenerii najmłodszego warszawskiego osiedla Ursynów, gdzie w jednym z bloków mieszka Bohater. Jego pokój został urządzony w prawdziwym mieszkaniu, prawdziwymi - zgodnie z wolą autora meblami.

Najmocniejszym jednak atutem spektaklu jest wykonawca głównej roli. Jest to jedna z największych kreacji Gustawa Holoubka w teatrze TV. Myślę, że jego cudowna gra przykuła do telewizorów, aż do zakończenia "Kartoteki", także tych widzów, którzy nie lubią teatru Różewicza, nie rozumieją jego sztuk. Dla wszystkich obcowanie z tak wspaniałym aktorstwem jest niepowszednim przeżyciem.

Telewizja się poprawiła, pozwalając widzom o zainteresowaniach kulturalnych obejrzeć w ubiegły czwartek i "Pegaza", i premierę teatralną w Dwójce. Dotychczas nadawano te dwie stałe pozycje równocześnie i z jednej trzeba było rezygnować. Co prawda tym razem, rezygnując ze spektaklu na korzyść magazynu aktualności kulturalnych, niewiele by się straciło, by satyryczne humoreski Michała Zoszczenki lepiej czytać niż oglądać - tym bardziej, że zrobiony z nich przez Andrzeja Strzeleckiego spektakl był nieudolny reżysersko i nie pomógł udział dobrych aktorów (Lutkiewicz, Kopiczyński, M. Kociniak). Zdaje się, że czwartkowe premiery w drugim programie - to po prostu odrzuty Teatru TV z programu pierwszego. Zamiast rzeczy trudniejszych, dla bardziej wyrobionej widowni, pokazuje się tu spektakle nieudane.

Jedną z pozycji ostatniego "Pegaza" był krótki wywiad z wybitną, znaną u nas z filmów Bergmana aktorką Liv Ulman, przeprowadzony w Oświęcimiu, na planie zdjęć do amerykańskiego filmu o zbrodniach hitlerowskich. Piękna i mądra, głęboko humanistyczna była jej wypowiedź, m.in. o tym, co trzeba robić, aby się takie zbrodnie nigdy więcej i nigdzie nie powtórzyły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji