Artykuły

Dziwne zabawy

Krakowskie Spotkania z Balladą były kiedyś - acz w różnych wymiarach - niezłą zabawą. Ostatnio stały się jakby rzadsze, a i zabawa okazywała się coraz mniejsza. Toteż w ramach odnowy dość obiecująco zabrzmiał tytuł kolejnego Spotkania ("Zmieniamy program"). Tymczasem w tym "zmienionym programie" wrzucono do jednego worka mnóstwo przypadkowych scenek, jedną panią Majewską i pana Młynarskiego z tekstem z r. 1968 oraz zespolik wokalno-muzyczny (ponoć z Wrocławia) grający i śpiewający na zwolnionych obrotach. Była jeszcze pszczółka Maja rozmnożona w balecie, a na "melexie" podjechało parę dowcipów o kierowniku z aluzjami do byłego prezesa, co miało podkreślać odnowę w satyrze - ale wszystko razem wypadło raczej blado (choć w kolorze dla czerpiących uciechy z "Polcoloru"). Wbrew mniemaniom, że skoro można już odważniej i bezkompromisowo, to rozrywka powinna tryskać humorem i dowcipem, odkładanymi dotąd do przysłowiowej szuflady. W tej sytuacji najlepszy punkt programu stanowiła wypowiedz finałowa jednego z prowadzących Spotkanie, że "był to program w swojej treści amatorski".

W czwartek zaś Redakcja Teatru Faktu i Sensacji nakarmiła na "Carmillą", czyli spektaklem o wampirach, przyrządzonym przez J. Kondratiuka na motywach XIX-wiecznej powieści J. Sheridana Le Fanu. Ów odgrzebany teatr grozy, grany serioznie i z taką krwawą ekspresją, że trudno się było połapać o jakie efekty chodzi jego telewizyjnym propagatorom - w rezultacie sprowadził się do niejasnego wyjaśniania obecności wampirów w naszym życiu, jak w przypadku tajemniczych krasnoludków. Panowie, tak bez zmrużenia oka ssać krew z odbiorców, ufnych w ambicje repertuarowe Teatru TV?

Natomiast dobrze się chyba stało, że w "Pegazie" odezwały się głosy w dyskusji... podyskusyjnej na temat zakończonego niedawno serialu A. Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni". W rozmowie paru utytułowanych osób z Krakowa (przygotowanej przez A. Gebera) padło wiele zarzutów w sprawie tendencyjnego, ergo: fałszywego urabiania opinii Krakowowi i jego mieszkańcom - przez stawianie znaku równości pomiędzy "dulszczyzną" a stylem życia dawnych i obecnych krakowian. Oczywiście, Dulscy byli i są wszędzie, choć akurat urywki ze sztuki Zapolskiej - jako motyw przewodni serialu - odnoszą się (co wiadomo na ogół!) do obserwacji lwowskich autorki. Nie to jednak było najważniejsze w filmie Wajdy, który po prostu miał inne brzmienie artystyczne i obyczajowe, wynikające z konwencji scenicznej pierwowzoru - stracił zaś swój cały smaczek i cudzysłów teatralny w rozwodnionych odcinkach, na siłę przedłużanych do wymiarów cyklu filmowego z tzw. szerszym oddechem i do tego z naruszeniem sporej ilości realiów oraz faktów historycznych (dorożkarze np, z numerami na plecach, jak w Kongresówce, czapki gimnazjalne "maciejówki", o jakich się w Galicji nie śniło, formacje wojskowe "Dzieci Krakowa" (austriackie) pomieszano z organizacjami Sokoła, POW i Strzelca, a wymarsz "pierwszej kadrowej" zamiast z Oleandrów zorganizowano w obrębie Rynku). Popełniono zresztą mnóstwo innych gaf - nie mówiąc już o przekręcaniu faktów rzeczywistego udziału Krakowa w ruchach socjalnych i niepodległościowych, co przy zamysłach panoramicznych serialu musiało budzić sprzeciw większy, niż w teatralnej realizacji zamysłu. Smutne, że w bezpośredniej dyskusji warszawskiej po nadaniu serialu - wszyscy jej uczeni uczestnicy również zgodnie udulszrzyli Kraków, rezygnując właściwie z merytorycznej wymiany zdań. Więc, choć to śmiesznie a może nawet i wstydliwie wypominać komuś partykularyzm - jednak trzeba bodaj w imię odrobiny sprawiedliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji