Artykuły

Mówi się o telewizji...

O telewizji mówi się różnie, często źle. Uważa się, że jest źródłem kulturalnego minimalizmu, oferuje namiastkę przeżycia artystycznego, że równa w dół, standaryzuje aspiracje intelektualne współczesnych. Zgoda. Ale podobne zarzuty formułowano w erze przedtelewizyjnej pod adresem kina pomawiając je mniej więcej o to samo. Okazało się, że nie tylko druga strona prawdy jest zgoła inna, ale i awers nie taki identyczny z oczekiwaniami. Kino nie wyparło ani teatru, ani książki, ani nie zminimalizowało wymagań wobec innych sztuk, nie odebrało im, a może nawet przysporzyło wyznawców a sobie wychowało wdzięczną widownię.

Podobnie z telewizją.

Pomijam to co przynosi najważniejszego - przeogromną sferę popularyzacji sztuki w ogóle. Dyskusje natomiast wzbudza jeszcze twórczość telewizyjna. Czas dowiódł, że telewizyjność widowiska jest nową jakościowo wartością. Różnica między teatrem a teatrem telewizji jest taka mniej więcej jak miedzy teatrem a kinem i podobna jak miedzy filmem dla kin, a filmem telewizyjnym.

Czy jednak w ramach telewizji widowisko teatralne i filmowe nie zbliżają się zbytnio, czy nie dążą do unifikacji? Takie obawy słyszę wokół.

Poniedziałkowy teatr TV przyniósł 15 bm. nową inscenizację "Kartoteki" Tadeusza Różewicza, autorstwa Krzysztofa Kieślowskiego. Dyskusje we wtorek znacznie cichsze i rwące się, nieporównywalne, z tymi po piłkarskiej środzie. Komentarze nieśmiałe. Ten i ów tłumaczy, że widział "Kartotekę" wcześniej, że ją zna.

Gdy oglądałem ten spektakl wyobraziłem sobie potęgę telewizyjnego przekazu, miałem złudzenie, że dzięki jej dobrodziejstwu cała Polska ogląda dzieło Kieślowskiego razem ze mną. Okalało się, że jest trochę nie tak.

A przecież była to "Kartoteka" różna od tych, które znam o wiele bardziej niż mogłem tego oczekiwać. Kieślowski jest twórcą jak mało kto rozumiejącym współczesność. Potrafi ją definiować w kategoriach ogólnych, na znacznie wyższym poziomie niż sięga publicystyka. Widzi w niej to, co stanowi istotę, a wszystko inne jest bliższym lub dalszym skutkiem.

"Kartotekę" odczytał w kategoriach ponadpokoleniowych, uniwersalnych. Odniósł ją do siebie i swoich rówieśników w podobny sposób jak Różewicz uczynił z niej rozrachunek swojego pokolenia. Dokonał tego na gruncie telewizji najbardziej znaczącego ze znaków kulturowych współczesności. Posłużył się jej wizualnością w sposób najbardziej dosłowny.

Kieślowski jest artystą posługującym się oszczędnie warsztatem, na którym tworzy. Bardzo starannie wybiera z niego to co najniezbędniejsze i nieodzowne. Zarazem wybory jego bywają na ogół bardzo trafne.

Potwierdziła to jego inscenizacja dramatu Różewicza. Często teatr telewizji w nadmiarze wykorzystuje techniczne możliwości taśmy magnetowidu, wprowadzając charakterystyczne dla kina elementy jak plener, autentyczne wnętrze, krótkie ujęcia, łatwe przemieszczanie kamery w przestrzeni. To wszystko jest teatrowi telewizji dostępne i potrzebne. Więcej, stanowi jego immanentny element. Pod jednym wszakże warunkiem. Tym właśnie, który stanowi nieprzekraczalną barierę między teatrem i filmem w twórczości telewizyjnej. Ta granica przebiega między słowem a obrazem. W teatrze słowo, tekst dramatyczny stanowi tworzywo podstawowe. Jemu służy inscenizacja, ona je wzbogaca, komentuje, interpretuje, pozostając wciąż elementem towarzyszącym. W filmie obraz góruje nad słowem w proporcji akurat odwrotnej. Nawet najbardziej "przegadany" film nie staje się z samego tego faktu teatrem - pozostaje po prostu kiepskim filmem, ilustrowaną publicystyką. Kieślowski odniósł się do tekstu Różewicza z pełnym szacunkiem. Ale wpisał go we własny kontekst wizualny, który odkrył nowe znaczenia i wartości. Nie dodał, a właśnie odkrył. Nie wiem czy taki zabieg byłby możliwy na scenie w teatrze, nie wiem czy przyniósłby taki właśnie efekt na wielkim ekranie. W spektaklu Kieślowskiego nie bez racji pierwszym partnerem Gustawa Holoubka stał się w miejsce chóru telewizor - współmieszkaniec pokoju, zawsze obecny, niezbywalny i na wszystko mający gotowy komentarz.

Gdy dziś wieczorem będę oglądał magazyn dziennika lub mecz w Amsterdamie telewizja będzie dla mnie peryskopem, przez który widzę świat. W poniedziałkowy wieczór pomogła mi spojrzeć w głąb siebie i przyjrzeć się własnemu EGO, a jutro w czwartek o 20.15 nakarmi mnie cotygodniową porcją sensacyjnej papki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji