Artykuły

Patrząc na Turka

"Czekając na Turka" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Widziałem podniebienie. W niedzielę byłem w Narodowym Starym Teatrze - na zakończenie sezonu pokazali wyreżyserowaną przez Mikołaja Grabowskiego sztukę Andrzeja Stasiuka "Czekając na Turka". Nie chce być inaczej: przy nędzy smaku dzisiejszej wolności - nędza smaku wczorajszego komunizmu okazuje się ulgą. Wczoraj, gdy nie było co jeść i w co się ubrać, a dookolna szarość zdawała się nie mieć końca - w Starym widziałem "Wyzwolenie" Swinarskiego. Spokojnie, bez fukania proszę - nie epatuję truizmem, że oto Stasiuk to nie Wyspiański, zaś Grabowskiemu ze Swinarskim nie po drodze. Mówię o kwestii smaku. Jakby rzekł Zbigniew Herbert: "Tak smaku".

W "Czekając na Turka" Jan Peszek, któremu się zdaje, że coś gra, a w istocie jest "przerwą w spłacie kredytu" - w zalewającej scenę całą pianie tapla się niczym prowincjonalne białogłowy, co ku uciesze robotników rolnych walczą w kisielu o piwo darmowe i nocną łaskawość Józka, który nie tylko łapę ma jak bochen chleba. A ja myślę wtedy o biedzie naiwnych, którym się zdaje, że "Potęga smaku" Herberta to wiersz, który zmarł, gdy wolność wybuchła. Otóż - nie zmarł. Jest. Z każdym dniem wolności jest coraz intensywniej.

Więc gdy Peszek do biało-czerwonego szlabanu (niczym rzep do ogona psiego) przyczepiony fruwa między pionem a poziomem - mnie żal ciemnych, co twierdzą, że skoro w okolicy nie ma już "samogonnego Mefista w leninowskiej kurtce" ani też "wnucząt Aurory", czyli "chłopców o twarzach ziemniaczanych i bardzo brzydkich dziewczyn o czerwonych rękach" - to wszystko wreszcie w porządku. Peszek za Stasiukiem uszy widowni żyjącej w wolności k... wszelkiej maści karmi ku niebywałej uciesze - a ja za Herbertem powtarzam: "Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana/ (Marek Tulliusz obracał się w grobie)/ łańcuch tautologii parę pojęć jak cepy". Powtarzam i mam pewność: w niedzielę, na dużej scenie Starego Teatru, czas przeszły tych fraz - nie jest na miejscu.

Nie w tym nędza, że szlaban był zły. W końcu u Becketta, w "Czekając na Godota", jest drzewo - i żadnych z nim kłopotów nie ma. Nie chodzi o szlaban ani o granicę, której już nie ma, bo Europa się zjednoczyła. Stasiuk portretuje oto "ból miejsca niczyjego", tego kawałka ziemi, któremu politycy, by tak rzec, podziękowali za współpracę. Dobrze, niech Stasiukowi będzie, że to temat strzelisty. Jedźmy dalej. Nie chodzi o już zbędną dla świata pakamerę z gorzałą, o drobnych przemytników na przymusowej emeryturze, o młodych pograniczników, którzy niczego nie rozumieją, nie chodzi nawet o nieszczęsnego Peszka w roli starego strażnika, co przez 35 lat przejściem zawiadywał, a teraz jest na życiowym aucie i przy rdzewiejącym szlabanie wygłasza jakieś nostalgiczne dyrdymały. Chodzi zwyczajnie o to, że cały ten koloryt lokalny złożył się Grabowskiemu w porażający banał publicystyczny. Jakim cudem?

Nie wiem, ale przyjąć trzeba. Stasiuk, autor przecież stylistycznie wyjątkowy, w "Czekając na Turka" stacza się w bagienko zdań "Faktu" i "Super Expresu". Patrz, Polaku, patrz i bolej nad rodakami, co żyli z granicy, a gdy przepadły granice - świat im się zawalił i wciąż tu, pod nieczynny szlaban przyłażą, i rany rozdrapują, i młodych za brak wrażliwości karcą, i stare pieśni pieją, i lękają się, co też zły Turek, który teren cały kupił, wybuduje. A jakby Stasiuka - takiego Stasiuka, czyli nie Stasiuka - mało było, jest Grabowski w formie szczytowej.

Pomieszanie z poplątaniem. Płaski kabareton i martwa groteska. Dziwaczne choreografie plus przaśny realizm. Postacie? Sztance. Namiętności? Pacynki. Lica? Maski. Słowem, nieprawdziwy jest tytuł "Czekając na Turka", gdyż nie ma na co czekać. Turek jest na scenie od początku. I tylko Turek: aktorski, reżyserski i scenograficzny. Prościej mówiąc: aby sensownym być - nie wystarczy Peszka do bujającego szlabanu przytwierdzić. Najprościej zaś rzecz ujął Herbert w wierszu o smaku. Po prostu: "nie należy zaniedbywać nauki o pięknie". Zwłaszcza w wolności. Tak, bo inaczej jest jak w niedzielę w Starym. Byłem i wiem. Z bliska widziałem podniebienie. Paździerzowe, mętne, głupkowato radosne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji