Życie zaczyna się po... osiemdziesiątce
Jest twórcą niezwykle wszechstronnym: aktor, reżyser teatrów muzycznych, dramatycznych, kabaretowych i lalkowych, pedagog, autor słuchowisk radiowych, sztuk dla dzieci i dorosłych, tekstów kabaretowych oraz kilkudziesięciu książek, a także dziennikarz - o jubileuszu lubelskiego artysty RYSZARDA ZAREWICZA.
Nie do wiary! Ryszard Zarewicz, brylujący na scenach Teatru Muzycznego, Domu Kultury LSM oraz wielu innych, dojeżdżający do Białegostoku, gdzie uczył studentów zasad etyki menedżera, a także piszący i wydający książki z szybkością dwa tytuły w roku - ukończył osiemdziesiąt lat!
I co najważniejsze, wcale nie wybiera się na emeryturę, chociaż od dawna jest "stypendystą ZUS-u". Na szczęście, emerytura ZUS-owska absolutnie nie pokrywa się z emeryturą artystyczną, a nasz osiemdziesięciolatek zamierza dalej być czynnym artystą i pisarzem.
Pół żartem, pół serio nazywam Ryszarda Zarewicza vel Henryka Ryszarda Żuchowskiego vel Lorda Aperitifa "człowiekiem renesansu" i to wcale nie z powodu licznych pseudonimów. Jest on twórcą niezwykle wszechstronnym: aktor, reżyser teatrów muzycznych, dramatycznych, kabaretowych i lalkowych, pedagog, autor słuchowisk radiowych, sztuk dla dzieci i dorosłych, tekstów kabaretowych oraz kilkudziesięciu książek, a także dziennikarz, między innymi produkujący się na łamach Kuriera Lubelskiego.
Jestem przekonany, że nie wymieniłem jeszcze wszystkich dziedzin, gdzie ma swój dorobek nasz obecny jubilat. W ostatnich latach szczególnie intensywnie pisze i wydaje kolejne książki. Czasami w żartach ostrzegam autora: Rysiek, ty trochę pofolguj, bo niedługo pobijesz rekord Józefa Ignacego Kraszewskiego, który, jak zapewne Państwu wiadomo, napisał około 600 tomów.
Jubileusz osiemdziesięciolecia Ryszarda Zarewicza bardzo sympatycznie świętowano w Teatrze Muzycznym. Czuję się jednak zobowiązany przypomnieć, że przez kilka lat jubilat związany był także z Kurierem Lubelskim. Na naszych łamach drukował bowiem swoje felietony z zakresu mody, dobrych obyczajów i wszystkiego tego, co zwykło się nazywać savoir vivre'em. Swoje teksy podpisywał jako Lord Aperitif, co wielu Czytelników przyjmowało na serio.
Jakże aktualne po dziś dzień są wskazówki Lorda Aperitifa o zachowaniu dobrych manier. Przypomnę jedną z nich, odnoszącą się do nas, dziennikarzy: "Przeglądam gazety o różnych orientacjach politycznych - pisał na łamach Kuriera - i wszystkie jak jeden mąż prześcigają się w deprecjonowaniu funkcji liderów politycznych i państwowych. Tu Wałęsa powiedział, tam Kwaśniewski się spotkał, ówdzie Mazowiecki otrzymał. I wszystko to czytają (lub słyszą) dzieci, ucząc się od dorosłych lekceważenia tych, którym z racji pełnionych funkcji należy się szacunek, choćby dlatego, że na nich głosowała przeważająca część społeczeństwa. Już dodanie przed nazwiskiem słowa pan, o które walczyliśmy przez tyle lat z obywatelem i towarzyszem stawia człowieka w sympatyczniejszym świetle". Jakie to proste
I jeszcze jedno: Rysiek, trzymaj się, życie zaczyna się po osiemdziesiątce!