Artykuły

Nieprzyjaciel ludu

"Marat/Sade" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

"Marat/Sade" Kleczewskiej opowiada szaleństwem teatru o szaleństwie rewolucji.

Trzygodzinny spektakl Kleczewskiej jest gęsty od idei, obrazów, asocjacji. Stwarza poczucie niewyobrażalnego rozmachu. Jakby pułk obłąkańców w poczuciu absolutnej wolności malował na nowo i bluźnierczo Kaplicę Sykstyńską pod dyktando demiurga - markiza de Sade'a.

Peter Weiss stworzy! piętrową metaforę XX wieku: oto wariaci z przytułku Charenton odgrywają szaleństwo rewolucji francuskiej. Marat, wydawca pisma "Przyjaciel Ludu" wielki demagog i Chrystus rewolucji jest bohaterem widowiska przygotowanego przez markiza de Sade'a - papieża libertynizmu, wyklętego kata i zbawcę ludzkich ciał. Kleczewska uznała, że tylko poprzez sceniczne szaleństwo formy da się opowiedzieć o rewolucji jako szaleństwie odgrywanym przez prawdziwych szaleńców. Wizyta w domu wariatów nigdy nie jest bezkarna, więc teatr przypuszcza atak na wrażliwość estetyczną i wytrzymałość fizyczną widza. Jesteśmy w gabinecie chybotliwych luster, sali gimnastycznej dla wytresowanych wariatów, których pożera teatr, jakiego nie znają. "Marat/Sade" przytłacza kaskadą chorych scen, uderza słowem, kłuje obrazem. Kolory płyną, lustra odbijają niepokój muzyki. Czas boli.

Kleczewska pyta: kim jest de Sade dzisiaj? Pomarszczona, siwa, wyschnięta na wiór Danuta Stenka nie gra markiza. Jest zgorzkniała i wściekła, martwa i żywa zarazem, jak Oriana Fallaci tuż przed śmiercią albo zamknięta w swej austriackiej samotni Elfriede Jelinek. Dla starej kobiety-filozofa rewolucja, czyli ludobójstwo, to najbardziej ambitny, ekstremalny protest przeciwko śmiertelności człowieka. Patrycja Soliman (Charlotta Corday) wkłada sobie dłonie w usta, żeby wyjąć słowa z gardła somnambuliczki. Jej monologi są jak powolne wymioty, brzydka nagość pięknej kobiety. Największe odkrycie spektaklu to Paweł Paprocki jako Marat. Wystylizowany na Ryszarda Cieśla-ka z "Księcia niezłomnego" i Klausa Kinskie-go z performance'u "Jezus Chrystus Zbawiciel", ni to operowy śpiewak, ni akrobata, odgrywa na fortepianie etiudę rewolucyjną Chopina.

Kleczewska rozpina swoją opowieść na odwołaniach do teatru Piny Bausch, Goebbelsa, Pandura i zwłaszcza Einara Schleefa, który podpowiedział jej myślenie operą, wielkim gestem, ruchem ludzkich mas. Niesamowity, w muzycznych rytmach skandujący chór to nie tyle społeczeństwo w poszukiwaniu idei, ile okrutna, pierwotna siła. Armia szaleńców w wielkiej, półgodzinnej, mechanicznej choreografii słów i ciał żąda buntu, ale ich wrzask i męka nie odmieni świata. Rewolucjoniści i ich lider Marat padną wyczerpani, zginą w chaosie, który stworzyli, bo "rewolucja jest naszym wynalazkiem, ale jeszcze nie nauczyliśmy się jej obsługiwać". Ciało przegra ze słowem, idee zeżre głodny tłum. Kleczewska interesuje rewolucja jako przeistoczenie jednej formy w drugą, niespodziewany upadek meteorytu, który niszczy wszystko dookoła. Ocaleje teatr, jedyne szaleństwo, które daje nam prawo syntezy świata. Prawdziwy Nieprzyjaciel Ludu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji