Artykuły

Spójrz, ja tańczę

Komedia muzyczna Dorothy Reynolds i Juliana Salde "Spójrz, ja tańczę!.." (oryginalny tytuł - "Salad Days") stanowi w istocie wiązankę 19 rewiowych skeczów, urozmaiconych piosenkami, które można by nazwać trochę staromodnie - kupletami. Nicią wiążącą te 19 obrazów jest historia zaczarowanego pianina przy którym każdy ze słuchających zmuszony jest tańczyć. Muzyki jest tu więc dużo, właściwie towarzyszy ona akcji stale.

Wspomniana konstrukcja sztuki powoduje, że w podsumowaniu można śmiało wymienić - które z poszczególnych fragmentów zasługują na uwagę, a które nam się mniej podobają. Może to trochę dziwne - opiniować spektakl drogą sumowania złych i dobrych obrazów, ale w tym wypadku wydaje się to chyba najodpowiedniejsze. Dlatego właśnie można powiedzieć, że skecz w gabinecie dyplomaty jest dobry, że scena w policji wprost kapitalna, a pomysł autora i jego realizacja we fragmencie z latającym spodkiem - bardzo dowcipna i oryginalna.

Dowcipu tutaj dużo, ale wiąże się z nim pewien problem, na którego rozwiązanie nie mają wpływu ani autorzy ani twórcy inscenizacji polskiej. - Chodzi mianowicie o to, że specyfika humoru angielskiego nie zawsze bywa przez widza polskiego właściwie odebrana. Trzeba dobrze znać charakter Anglików, no i oczywiście zwyczaje panujące w tym kraju, aby odczuwać wszystkie subtelności tekstu.

Tańczący w parku policjant - już przez samo założenie takiej sytuacji - jest dla Anglika czymś graniczącym z abstrakcją. - Nasz widz natomiast przede wszystkim śmieje się tutaj nie z humoru sytuacyjnego, ale z interpretacji postaci policjantów przez doskonałą parę aktorów charakterystycznych - Bohdana Wróblewskiego i Tadeusza Wojtycha. Nawet pokazany satyrycznie talerz latający - dla społeczeństwa, które w pewnym okresie codziennie karmione było sensacją na ten temat - ma specyficzny posmak humorystyczny. Nie znaczy to jednak, aby nie znalazło się wielu dowcipów i aluzji bardzo pasujących do naszych warunków, czasem nawet zaskakująco aktualnych.

W sumie jest to widowisko bardzo lekkiego, rozrywkowego typu i ma wszelkie szanse podobania się publiczności, a o to zdaje się głównie chodziło kierownictwu teatru przy wystawieniu komedii Reynolds i Slade.

Jak podaje program - prapremiera tego spektaklu odbyła się 1 czerwca 1954 r. w Theatre Royal w Bristolu, a na scenę londyńską komedia weszła w dwa miesiące później i do tej chwili miała już ponad tysiąc przedstawień. Wkrótce po premierze londyńskiej, komedia ta zawitała do Paryża

i na Broadway - wszędzie witana ogonkami przy kasach.

Inscenizacją i reżyserią gdyńskiego spektaklu kierował Zygmunt Hübner, a oryginalną scenografię opracował Marian Kołodziej. Nie wymieniam tu poszczególnych aktorów i nie oceniam ich gry. Poziom zespołu na ogół aktorsko wyrównany, ze śpiewem natomiast jest różnie. - Sytuację poprawia bardzo dobra sekcja rytmiczna. Melodie mają charakter wyłącznie taneczny i to od walca i tanga do rock and roll...

Opuszczając widownię teatru rozglądałem się po twarzach ludzi - na ogół były

rozbawione, z czego wniosek, że spektakl się podobał. Głęboko i niekiedy na smutno - zadumane były tylko twarze recenzentów, ale trudno - taki to nasz zawód.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji