Artykuły

Teatr Gdański w Warszawie

Jerzy Szaniawski:. "Ptak", Komedia w 3 aktach, Reżyseria Zygmunta Hübnera, scenografia Ali Bunscha. Albert Maltz: "Najszczęśliwszy człowiek" (przekład i adaptacja Adama Tama) oraz Jean Paul Sartre: "Ladacznica z zasadami" (przekład Jana Kotta). Reżyseria Zygmunta Hübnera, scenografia Mariana Kołodzieja. Występy teatru Wybrzeże z Gdańska w Warszawie.

Recenzent warszawski, który nie chciał zamykać swoich spostrzeżeń w rogatkach stolicy uważał, że winien czytelnikom relacje ze stanu życia teatralnego również w terenie, musiał dawniej podróżować po całym kraju i omawiać widowiska do zobaczenia tylko w jednym mieście. Słuszna decyzja przyniosła tu, jak wiemy, zasadniczą zmianę: kolejne gościny w Warszawie teatrów z tzw. dawniej prowincji, teatrów dramatycznych, a nie tylko operetki łódzkiej w Hali Gwardii. Wielostronne korzyści z takich występów są łatwe do wyliczenia. Witamy przeto z uznaniem, że po wizycie teatrów z Lublina, Kielc, Łodzi, Nowej Huty przyszła kolej na teatr Wybrzeże z Gdańska, o którego losach niewesołe napływały wieści i którego droga ideowo-artystyczna wydawała się niepewna, pochyła.

Na podstawie spektakli, ukazanych przez Wybrzeże Warszawie, trudno byłoby wyrobić sobie pełny, do szczegółów umotywowany sąd o Wybrzeżu, jego obecnej linii repertuarowej i artystycznych możliwościach. W każdym razie wolno powiedzieć, że życie rozjaśniło czarne barwy, którymi 1 zeszyt "Dialogu" odmalował stosunki teatralne w Trójmieście. W zespole gdańskim nie ma gwiazd, ale nie wydaje się on być zespołem w rozsypce, a już na pewno nie jest zespołem bez ambicji artystycznych. Widowiska, ukazane przez teatr, miały myśl reżyserską, były zagrane poprawnie, świadczyły, że twierdzenia o jakimś kryzysie teatralnego ośrodka gdańskiego me są słuszne. Z trzech ukazanych przez Wybrzeże utworów teatralnych - udramatyzowany dialog Maltza należy do tzw. lever de rideau (podniesienie kurtyny). Jest to jakby krótki prolog do sławnej "Ceny strachu". Ten sam problem: amerykański bezrobotny, zepchnięty na dno nędzy, walczy o niosącą śmierć posadę szofera na ciężarówce, przewożącej nitroglicerynę, byle móc dać do syta zjeść swoim dzieciom, żonie, sobie samemu. Jerzy Śliwa i Kazimierz Talarczyk wypełnili zwięzły dialog Maltza bardzo ludzką, prostą treścią.

Zmorą teatrów terenowych bywa skłonność do "grania pod publiczkę", posługiwanie się łatwizną charakteryzacji i wyrazistością gry, która jest szarżą. W pracy Wybrzeża znać wysiłek unikania tych brzydactw. Nie zawsze z powodzeniem. Radcy miejscy w "Ptaku" byli bardziej kukłami niż żywymi ludźmi: ten sam Talarczyk, który w szkicu Maltza pokazał dobrą robotę aktorską, w "Ptaku" nadymał się i wykrzywiał, wraz z trzema swoimi kolegami, Nawrockim, Sielickim i Walewskim, i wraz z Ryszardem Wasilewskim (Burmistrz), który chociaż starał się trzymać na wodzy nieraz popuszczał cugli, a żadnego zdania nie kończył bez nieznośnego przeciągania słów i sylab.

"Ptak" gdański nie jest zdolny do lotu, widać było, że gdy go wypuszczą, pacnie na bruk. Reżyser obu gdańskich spektakli, Hübner ma i mieć będzie jako reżyser to i owo do powiedzenia: świadczy o tym bardzo sprawnie poprowadzona "Ladacznica z zasadami" z "Ptakiem" nie dał sobie rady: przedstawienie rozłazi się, zamazuje, celebrowanie słów i każdej sytuacji nie pogłębia nastroju, częściej drażni.

Lecz bądźmy szczerzy: czy winien niepowodzeniu jest tylko teatr? Szaniawski napisał kilka znakomitych sztuk, które należą do trwałego dorobku teatru polskiego i zawierają cenny ładunek realistycznej obserwacji, ujętej w wyborną budowę dramatyczną. Od "Murzyna" do "Dwu teatrów" rozwijała się twórczość Szaniawskiego, którą cenimy, która zasługuje na nowe odczytanie. Ale "Ptak", jeden z najwcześniejszych utworów Szaniawskiego, do jego czołowych sztuk nie należy: skrzydła tego ptaka są z papieru, a myśl lekka jak ptasie pióra; "szaniawszczyzna" wzięła tu górę nad realizmem. "Ptak" miął przed 33 laty nieprzytomne powodzenie w Rozmaitościach; nic dziwnego, skoro Frenkiel, Jaracz, Osterwa i Majdrowiczówna stworzyli z figurek żywych ludzi, a poetyczność wyczarowali w poezję. Czy surowe warunki aktorskie Zbigniewa Korepty (Student), poprawność Renaty Kułakowskiej (Burmistrzanka) i staranność Tadeusza Gwiazdowskiego (Sekretarz) spowodowały obskubanie "Ptaka" z barwnego upierzenia? Byłby to zarzut niesprawiedliwy. "Ptak" bez pomocy aktora nie pofrunie; i co najwyżej o brak tej pomocy można mieć pretensje. A że starań włożył teatr niemało, dowód choćby w trafnych dekoracjach, grze dwu zasłużonych aktorów starszego pokolenia: Gwidona Trzydwara-Rakowskiego i Leopolda Kitki-Sokołowskiego, w trosce o właściwe podanie humoru Szaniawskiego (który to humor, nawiasem mówiąc, okazuje się o wiele bardziej odporny na działanie czasu niż fantazyjny kostium Studenta czy zwiewne tęsknoty Burmistrzanki).

A "Ladacznica z zasadami", ta słynna sztuka, której dziesięć lat życia scenicznego jest pasmem nieustannych triumfów, sztuka, będąca najsilniejszym oskarżeniem amerykańskiego rasizmu, antyhumanizmu? Tu oddajmy Wybrzeżu pochwały, na które rzetelnie zasłużył. Bo chociaż Zygmunt Hübner kiepsko, fałszywie gra Freda - ale dobrze odczytał tekst sztuki. Jako Fred jest Hübner chuliganem z wybrzeża, o powierzchownej ogładzie, zamiast być młodym, ale już wytrawnym kandydatem na senatora, któremu poczucie przynależności do elity władzy i pieniądza daje obok chamstwa poczucie siły; jako reżyser trafnie podkreślił surową wymowę społeczną sztuki, jej ostrość i realizm obyczajowy.

Przedstawienie, jest sukcesem Alicji Migulanki - jej Lizzie jest taka, jaką chciał mieć Sartre: tania ulicznica a zarazem dziewczyna z instynktem moralnym, sprytna a zarazem głupia i jak Murzyn bezradna ofiara ohydnego ustroju. Dzięki temu, że aktorka nie stara się podwyższyć Lizzie ani o włos w hierarchii obyczajowej czy miłosnej, że ukazuje w całej pełni bezbronność Lizzie, uległość i najtańszy sentyment, dramat jej zyskuje na wyrazistości, mechanizm tyranizowania na cechach odrażających. Na uwagę zasługuje również Ignacy Machowski, bardzo, szlachetny w roli niewinnie zaszczutego Murzyna. Jerzy Śliwa powściągliwie gra Senatora - z wyjątkiem końcowej sceny zalotów do Lizzie, w której grę zastępuje gierką.

"Ladacznicę z zasadami" zagrało Wybrzeże na próbę w nowej wersji z 1932 r., ale zaraz powróciło do wersji pierwotnej. I słusznie, bo tylko pierwsza wersja sztuki wynika z koncepcji Sartre'a, tkwi organicznie w akcji utworu, stanowi logiczne i psychologiczne jego zamknięcie. Przekład sztuki uległ - w stosunku do pierwodruku w "Przekroju" - wielce korzystnym poprawkom i uteatralnieniu.

Publiczność warszawska przyjmowała występy teatru gdańskiego życzliwie. A obecnemu na przedstawieniu "Ptaka" Szaniawskiemu zgotowała owację, serdeczną i gorącą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji