Artykuły

Pan Jan, syn i wnuk Don Juana

Pa dłuższym okresie posuchy repertuarowej (dziwnej, nawiasem mówiąc, o tej porze roku) wypełnianej wznowieniami coraz to dawniejszych przedstawień, warszawski Teatr Telewizji wystąpił nareszcie w ostatni poniedziałek z premierą, i to premierą nader interesującą. Wzięto mianowicie na warsztat świetny, błyskotliwy i przewrotny intelektualnie tekst Rogera Vaillanda zatytułowany "Pan Jan" w dobrze brzmiącym przekładzie Jerzego Lisowskiego. Tekst ten reżyser przedstawienia, Zygmunt Hübner a także interpretatorzy głównych ról: Jan Kreczmar i Barbara Ludwiżanka oraz Dubrawska, Wyszyńska, Kwaśniewska, Klimkiewicz - zrozumieli bezbłędnie i podali w sposób świadczący, że chcą i potrafią się nim bawić. Przyłączył się do tej zabawy scenograf, Franciszek Starowieyski, skory zawsze do "cienkiego" i wystylizowanego żartu plastycznego; uczestniczyli w nim również z wyczuwalną ochotą autorzy ściśle już telewizyjnej oprawy. Jakże tedy mógł się tej zabawie oprzeć widz?

Urok tekstu Vaillanda polega nie tylko na tym, że zręcznie tłumaczy konwencjonalną w historii literatury (Molier, Byron, Merimeé) postać Don Juana na język współczesnych pojęć obyczajowych, społecznych, intelektualnych; i nie tylko na tymi że w cyniczne wywody bohatera wplata aluzje współczesne, z których ambicjami uogólniającymi całość doświadczeń epoki trudno się zresztą zgodzić. Urok tej sztuki polega przede wszystkim na umiejętności stworzenia syntetycznie czystej, wolnej od wszelkich wstydliwych obsłonek i "zazdrostek" psychologiczno-obyczajowych, modelowej niejako postaci współczesnego Don Juana. Stał się on w społeczeństwie i wielkokapitalistycznym już właściwie abstrakcją; jego łowy na kobiety i na pieniądze przestały być właściwie ryzykowną grą, a stały się czymś w rodzaju ustabilizowanej, produkcyjnej rotacji. W tej dziedzinie zachowuje współczesny Don Juan pozycję monopolisty. Tym zabawniejszy staje się tedy moment, w którym bieg przypadków zmusza pana Jana znów da aktywnej gry - i uniemożliwia mu jej doprowadzenia do końca.

Takie syntetyczne postaci uchodziły u nas w swoim czasie za "schematyczne". Vailland swym misternie wystylizowanym tekstom, a Kreczmar swą znakomitą interpretacją aktorską postaci pana Jana dowiedli telewidzom, jak bardzo było to mniemanie uproszczone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji