Artykuły

Kieślowski nie daj się!

Krzysztof Kieślowski jest wybitnym filmowcem-dokumentalistą. Zrealizował między innymi takie pozycje jak "Z miasta Łodzi", "Fabryka", "Życiorys". Pierwszy film fabularny, z wyraźnymi jednak pozostałościami praktyk dokumentalisty, czyli telewizyjny "Personel", przyniósł Kieślowskiemu jedną z najcenniejszych nagród polskiej współczesności - "Drożdże" tygodnika "Polityka".

To przesądziło o powszechnym uznaniu i popularności. Telewizja takiemu nie daruje. Artysta uzdolniony, uhonorowany, z pięknie zapowiadającą się przyszłością - nie może istnieć obok telewizji. Musi zostać wprzęgnięty w wir ciągłych zabiegów o procenty, to nieustanne obcinanie kuponów.

Pierwszy błąd popełnił sam Kieślowski, gdy porzucił dokument. Ale trudno mu się dziwić. Dokument nie zapewnia stawy w takim stopniu, w jakim zapewnia film fabularny. Reżyser udowodnił zresztą, że i w twórczości fabularnej ma wiele do powiedzenia i pokazania, "Personel" zyskał powszechne uznanie potwierdzone drugą nagrodą na festiwalu w Gdańsku.

Nie minęło kilka tygodni i już widzimy Kieślowskiego w roli reżysera teatralnego, realizującego przedstawienie na scenie teatru telewizji.

Domyślam się, jak do tego doszło. Jest para znakomitych aktorów (Komorowska i Zapasiewicz), sprawdzonych już we wspólnych występach w filmie i w teatrze, jest sztuka, która w latach pięćdziesiątych była rewelacją repertuarową, do tego trzeba więc jeszcze dodać reżysera z nazwiskiem kogoś, kto jest w kursie. Sukces zapewniony.

Tak pojawiła się na małym ekranie sztuka Gibsona "Dwoje na huśtawce". Super szlagier lat pięćdziesiątych nie robi już jednak takiego wrażenia jak wtedy. Miłość rozczarowanych i przegranych - to temat aż do przesady eksploatowany przez dramaturgię współczesną, głównie zachodnią. W konstrukcji też można dostrzec sporo naiwności i uproszczeń. Dramaturgia utworu opiera się na... telefonie. Gdyby nie telefon niewiele pozostałoby ze sztuki Gibsona.

Właściwie ostały się dwie znakomite role. I może dla tych ról, obsadzonych przez Komorowską i Zapasiewicza, warto było przypomnieć "Dwoje na huśtawce". A Kieślowski'? Ozdobił przedstawienie swoim nazwiskiem. Bo do reżyserowania miał malutko.

Co będzie dalej? Tylko patrzeć, jak Kieślowski zacznie reżyserować "Z wizytą u was", rewie mody, czy festiwale piosenki w Opolu i Sopocie. A może zdoła obronić się przed pokusami, jakimi nęci telewizja?

Jest jeszcze jeden aspekt w tej sprawie. Młody reżyser idzie śladem starszego kolegi. Nie wiadomo - świadomie, czy przypadkowo? To przecież Andrzej Wajda dwadzieścia lat temu, po pierwszych sukcesach filmowych, wziął się za teatr, za dramaturgię zachodnią. W "Kapeluszu pełnym deszczu" (w Gdańsku) i w "Dwoje na huśtawce" (w Warszawie) obsadził znajdującego się u szczytu sławy Zbigniewa Cybulskiego.

Czy jednak, gdy dwóch robi to samo, to zawsze rezultat musi być identyczny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji