Artykuły

Makbet

"Makbeta" uważam za najlepsze dzieło teatralne Szekspira; jest w nim najwięcej zrozumienia, jeśli idzie o scenę". Znamy tę opinię Goethego. Faktem jest, iż w światowej dramaturgii niewiele można znaleźć dzieł równie związanych, równie celowo skomponowanych. Od dawna też sztuka ta należała do dzieł, na których wystawianie odważały się jedynie w pełni świadome swych sił teatralne zespoły.

"Makbet" powstał ok. roku 1605 - a więc w tzw. Trzecim okresie twórczości Szekspira, w czasie, gdy wielki Stratfordczyk stworzył swe najgłośniejsze tragedie. Materiałem, na jakim oparł się, ubierając w formę; dramatu historie zawładnięcia w XI wieku tronem szkockim przez Makbeta drogą zamordowania króla Duncana - była "Kronika" Holinsheda.

"Makbet", to dramat nienasyconej ambicji, i dramat nieokiełznanej żądzy władzy, nie wahającej się przed użyciem wszystkich środków, aby tylko cel ostateczny osiągnąć. To wreszcie dramat samej władzy, sprawowanej przez człowieka nie wyzbytego sumienia, mimo popełnianych zbrodni, człowieka, którego pierwszy czyn, gwałcący ludzkie prawa, pociąga za sobą niekończący się łańcuch krwawych występków, popełnianych - już teraz - dla "racji stanu". Konflikt pomiędzy tą racją stanu, żądającą w wielu wypadkach okrucieństwa i bezwzględności, a sumieniem człowieka, sprawującego władzę - to druga - obok fatalizmu zbrodni - warstwa znaczeniowa tragedii Szekspira.

Świetnie powiedział kiedyś Irzykowski o "popełnieniu nie-swojego czynu". Zdaje się, że określenie to można by zastosować do Makbeta w całej rozciągłości. Nie jest przecież notorycznym skrytobójcą, łotrem bez czci i wiary. Jest mężnym rycerzem, za swe bojowe zasługi mianowanym panem Kawdoru. Lecz by zostać królem - jak przepowiedziały mu wiedźmy - popełnia wbrew swej naturze "nie-swój czyn": zabija króla! Zabija też spokój swej duszy. "Makbet już nie zaśnie"...

Nie odzyska też spokoju wspólniczka zbrodni - lady Makbet - mimo iż będzie początkowo mocniejsza w złym od męża. Ale i ona padnie wreszcie pastwą obłędu, załamie się pod ciężarem piętrzących się zbrodni.

Ten właśnie, moment - ukazania nieludzkości zbrodni, przekroczenia granic, poza którymi przestaje się być człowiekiem - jest, wydaje mi się, najistotniejszy w szekspirowskim dramacie.

Wystawiając "Makbeta" po raz pierwszy na polskiej scenie w .powojennym okresie - utalentowany reżyser Zygmunt Hübner podjął zadanie ogromnie trudne i ryzykowne. Trzeba od razu stwierdzić, że wywiązał się z niego nad podziw dobrze. Premiera "Makbeta" w Teatrze Wielkim w Gdańsku stała się wydarzeniem teatralnym na skalę krajową. W inscenizacji Hübnera współbrzmią wszystkie elementy: dekoracyjne tło, muzyka, gra kreujących ważniejsze role aktorów. Składają się na konsekwentną, jednolitą w stylu całość. Osobnego, obszernego omówienia wymagałoby rozbicie dramatu przez Hübnera na szereg szybko następujących po sobie - skomponowanych w filmowym niemal stylu - scen.

Wbrew przyjętej recenzenckiej "hierarchii" zacznę omawianie od dekoracji. Pamiętam jak kiedyś Konstanty Puzyna poświęcił całą, rozprawę analizie dekoracji do "Fantazego". Miałoby, się ochotę zrobić to samo w odniesieniu do dzieła Janusza Adama Krassowskiego. Surowe, monumentalne dekoracje - z dwukondygnacyjną,, utrzymaną przez cały spektakl, budową sceny - stanowią połączenie prostoty elżbietańskiego teatru z nowoczesnością, a raczej nowoczesne ustylizowanie tej pierwszej. Drugi sceniczny plan odpowiada balkonowi szekspirowskiego teatru "The Globe". Gdy akcja przenosi się do wnętrz, do królewskich komnat, mówi nam o tym tylko proste krzesło ustawione wśród tego samego scenicznego tła lub opuszczona draperia. Znów tak, jak w dawnym, szekspirowskim teatrze.

Dostosowując kompozycję poszczególnych scen do charakteru tła, Hübner, stylizuje sceny zbiorowe. Dworzan i żołnierzy ustawia najchętniej w grupy niemal geometryczne, jak najbardziej - w jak najlepszym sensie - niemalownicze. Uzyskuje dzięki temu tak wspaniało efekty, jak scena uczty z pojawieniem się ducha Banka, jak wreszcie niezwykle piękne końcowe sceny wejścia wojsk do zamku Dunsinane. Te wizyjne wprost ujęcia, ewokujące surową XI-wieczną pierwotność - to wielki triumf współpracy reżysera i scenografa. Kostiumy ciekawe kolorystycznie.

Skomponowana specjalnie przez Witolda Lutosławskiego muzyka niesłychanie wzmaga wymowę dramatyczną kulminacyjnych scen dramatu. I zmów - podobnie jak w wypadku dekoracji - ultranowoczesność środków wyrazu łączy się z prostotą prymitywu.

Twierdzić, - iż wykonawcy głównych j ról dramatu mieli niełatwe zadanie - byłoby truizmem. Kazimierz Talarczyk stworzył swego Makbeta akcentując Makbeta. Umiejętnie oddał stopniową rnetamorfozę tej postaci. Początkowo jest jak, gdyby zamroczony, oszołomiony nieoczekiwanymi, otwierającymi się przed nim perspektywami. Zbrodnię popełnia jak w hipnozie. Ale stało się. Teraz już nie ma odwrotu. Posiada jednak - władzę! Zapłaciło się za nią najcenniejszą rzeczą - spokojem sumienia - a więc trzeba ją utrzymać! Teraz, gdy ran weszło się w krąg zbrodni, jest obojętne, czy będzie ich więcej niż jedna. Władca staje się zdecydowanym na wszystko desperatem. Jest zasługą Talarczyka, iż potrafił pokazać tę konsekwencję brnięcia w zło przez człowieka, który nie zatraca swego człowieczeństwa i przez to tym więcej cierpi.

Przyznam, że wolałbym, aby Talarczyk nadał swej grze ostrzejsze akcenty, aby ta rola nie była tak "zaokrąglona''.

"Ustawiając" rolę lady Makbet nie poszedł Hübner po linii jednostronnego ujęcia tej postaci, jako uosobienia demonicznego zła w kobiecym wydaniu. Jego lady Makbet jest kobietą, wyposażoną we wszelkie ludzkie uczucia. Z przerostem dwóch: miłości do męża i ambicji panowania. Słusznie w wielkiej scenie obłędu Mirosława Dubrawska otrzymuje długo nie milknące brawa. W scenie tej pokazuje nam swój aktorski "pazur". Ale nie tylko w niej. Jest bardzo kobieca, w pełni uzasadniająca swym urokiem przemożny wpływ na męża. Gra prosto, naturalnie, ale jednocześnie czuje się w niej napięcie w wibracjach głosu odczuwa się siłę, zdolną stawić czoła każdej przeciwności. Gdy wreszcie w swym szaleństwie miota się po scenie, nie mogąc znaleźć nigdzie ucieczki od zmór swej wyobraźni - talent Dubrawskiej sprawia, iż przenika nas uczucie grozy i współczucia, Tak, to jest, wielka rola.

Uwierzyliśmy też w trafność ujęcia postaci Makdufa przez Tadeusza Gwiazdowskiego. Świetny ten aktor stworzył przekonywającą postać szlachetnego, głęboko skrzywdzonego, lecz nie poddającego się losowi człowieka.

Szczęśliwie utrzymała się na samej granicy maniery Irena Starkówna w roli lady Makduf. Tym lepiej świadczy to o jej aktorskich umiejętnościach, że aż tak daleko idąca zwolnienie tempa wypowiedzi nie tylko nie zaszkodzi to jej, lecz nawet dodało pewnej lirycznej barwy scenie z synkiem.

Dzielnie się spisał Gwido Trzywdar-Rakowski w podwójnej roli starca i Siwarda. Doskonały był zwłaszcza jako Siward, pełen dobrotliwej mądrości i świadomego swej siły majestatu. Dobrym Dunkanem był również Marian Nowicki.

Lech Gramociński jako Ross był prawdziwymi wojownikiem, a nie ubranym w blaszaną zbroję cherlakiem. Dobra dykcja i pewność gestu wyróżniały Grzmocińskiego na tle raczej niemrawo ruszających się dworaków.

Rolę Banka zagrał oszczędnymi środkami wyrazu Edmund Fetting. Synów Dunkana - odegrali Marian Gamski i Jerzy Woźniak-Ernz. Dobry był Stanisław Dąbrowski w scenie oddźwiernego.

Marla Górecka, Hanna Dyrka i Aleksandra Darkowska w rolach trzech wiedźm - kazały wierzyć w swą demoniczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji