Artykuły

Zaklinacz... szczęścia

"Zaklinacz deszczu" w reż. Karola Suszki na Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Pisze Dorota Krehut-Raszyk w Głosie Ziemi Cieszyńskiej.

Ekshibicjonizm w Czeskim Cieszynie

Rok 1913. Kansas w Stanach Zjednoczonych nawiedza wielka susza. Pastwiska obumierają, niszczeją uprawy, padają zwierzęta. Mieszkańcy śnią o deszczu. Wydaje się, że jeśli za chwilę nie spadnie choć kropla, cały świat pęknie i rozsypie się w proch... Na spalonym słońcem ranczu rodziny Currych toczy się równie martwe z pozoru życie - pełne niezaspokojonych pragnień, zagłuszonych marzeń, niewypowiedzianych uczuć i głęboko skrywanych emocji...

To zarys najnowszej sztuki granej w Teatrze Cieszyńskim przez Scenę Polską. Reżyser Karol Suszka sięgnął tym razem po Zaklinacza deszczu Richarda Nasha, dramaturga amerykańskiego, a zrobił to nie pierwszy raz, lecz... trzeci. Realizacji tej samej sztuki podjął się bowiem już w 1983 roku w Scenie Polskiej, a później także w Scenie Czeskiej. Dlaczego? - Kocham literaturę tego nutru, podobnie jak sztuki Czechowa, za to, że pod płaszczem normalności kryją wspaniałe i cudnowne historie, podnoszą zdarzenia dotyczące zwykłego człowieka do wyższych form i wręcz metafizycznych wymiarów - mówi Karol Suszka.

W Zaklinaczu deszczu dominuje samotność. Widać ją w życiu jedynej kobiecej postaci - wychowywanej przez ojca i braci Lizy, która nie wierzy w siebie, w swoją kobiecość i wręcz krzyczy o pomoc. Samotny jest jej ojciec, H.C., niepotrafiący poradzić sobie z córką, żałujący tego, że przez lata nie przekazał jej siły. Samotni są jego dwaj synowie - stąpający twardo po ziemi Noah i próbujący dorosnąć, a mimo wszystko nadal dziecinny i naiwny Jim.

W wyjałowiony świat wkracza tytułowy zaklinacz deszczu, Bill Starbuck, który obiecuje, że... za 100 dolarów sprowadzi opady. To łgarz i naciągacz, ale przy okazji - zabawny komediant z duszą romantyka, który oprócz oszukiwania, próbuje ludziom mówić o tym, jak powinny wyglądać ich relacje.

Zaklinacz deszczu okazuje się zaklinaczem szczęścia i ludzkich dusz. Dzięki niemu wszyscy przechodzą niesamowite zmiany. Świat skrajnych emocji, "beznadziejnych nadziei" i rozbitych ludzi nagle scala się i układa. Bohaterowie sztuki przeżywają swoiste katharsis i chyba po raz pierwszy w życiu widzą siebie samych prawdziwymi ze swoimi kompleksami, grzechami, słabościami.

O amerykańskich i rosyjskich dramatach, tych z górnej półki, mówi się, że są tak genialnie napisane, że jeśli reżyser zrobi tylko to, co jest tam napisane, będzie mistrzem. Sekretem są jednak tutaj aktorzy, którzy muszą głęboko wniknąć w tekst. Karolowi Suszce udało się skompletować wspaniałą obsadę. O wielkich tematach opowiedziały wielkie osobowości, a to, w jaki sposób to zrobiły, można chyba nazwać ekshibicjonizmem scenicznym.

Potencjał twórczy i bogate wnętrze po raz kolejny pokazała Małgorzata Pikus, przejmująco prawdziwa i wzruszająca do głębi. Dobrym posunięciem był także wybór Piotra Zawadzkiego do roli zaklinacza deszczu, który grając w Scenie Polskiej gościnnie, przyniósł ze sobą coś nowego i świeżego. Wspaniale na scenie rozwija się także młodziutki Maciej Cymorek. Mocną stroną spektaklu jest scenografia, której autorem jest lwowski scenograf Oleksandr Owerczuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji