Artykuły

Życiorys

Scenografia jest skromna: długi konferencyjny stół, krzesła, stolik dla sekretarki. Wszystko konkretne, prawdziwe, zwykle. Jak pepsi-cola pita przez uczestników zebrania, jak seryjne ubrania, w które ubrano aktorów. Niczego co zapowiadałoby magię teatru, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Bo też jest to inny teatr - publicystyczny, nie lubiący symboli i fabularnych ozdobników. Prawdy swoje chce mówić wprost do widowni. Jego siłą - i widać to właśnie w "Życiorysie" Krzysztofa Kieślowskiego - jest wyłącznie to co ma do powiedzenia, a nie jak to robi.

Znamy Krzysztofa Kieślowskiego przede wszystkim jako reżysera filmowego. Swego czasu nakręcił on średniometrażowy dokument o autentycznej sprawie i ludziach, zatytułowany właśnie "Życiorys". Sylwetka bohatera - robotnika stającego przed komisją kontroli partyjnej - tak twórcę zafrapowała, że wrócił do niej pisząc scenariusz widowisko teatralnego. Sam także rzecz wyreżyserował w krakowskim Starym Teatrze.

Teatralny "Życiorys" zjednuje tym samym, co filmowy pierwowzór. Zawiera bardzo interesujący portret robotnika, człowieka uczciwego i wrażliwego na społeczne bolączki, co znaczyło w konkretnych wypadkach przymykanie oczu na nieprawidłowości w zakładzie pracy. Prawd swoich nie kryje tylko stawia je ludziom przed oczy. Powoduje to oczywiście liczne scysje z otoczeniem. Najgłośniejsza z nich i najdotkliwsza dla bohatera w skutkach wybucha, gdy wraz ze swoją brygadą Gralak odmawia wzięcia udziału w fikcyjnym czynie społecznym na rzecz miasta. Skończyło się to dla niego odebraniem legitymacji partyjnej i oglądaną właśnie przez nas sprawą toczącą się przed komisją kontroli partyjnej. Zarzuty padają przeciwko niemu ostre, o łatwej przychylności nie ma mowy. Wyniku głosowania, zarządzonego przez przewodniczącego, nie poznajemy, gdyż w tym właśnie momencie kończy się spektakl. Mamy w ten sposób jakby we własnym sumieniu osądzić czy wina Gralaka (granego doskonale przez Jerzego Trelę) była współmierna do kary i czy w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek winie.

Ten chwyt kompozycyjny - zawieszenie rozwiązania - jest typowy dla teatru publicystycznego. U Kieślowskiego jednak mija się z celem. Bohater przedstawiony jest tak ciepło i sympatycznie, że nie ma mowy o żadnych wątpliwościach na jego temat. Nawet jeśli coś nabroił, to z poczciwości. Pokazuje nam to autor z takim zapałem, że zabrakło mu go do wiarygodnego i plastycznego zarysowania tła. Żaden z członków komisji nie jest pełnokrwistą postacią, nie potrafi nas przekonać do niczego poza swoją niechęcią lub w najlepszym razie dystansem do Gralaka. Najwyraźniejszy jest jeszcze sekretarz komitetu zakładowego, który wnioskował o odebranie Gralakowi legitymacji, ale postać to nieciekawa - mały gracz polityczny i karierowicz. (Gra go pamiętny z niedawnego "Wodzireja"' Jerzy Stuhr). Utworowi Kieślowskiego brakuje więc szerszego dramaturgicznego oddechu. Być może zbytnio zawierzył autor filmowemu pierwowzorowi. Teatr, dobry teatr, ma jednak swoje żelazne reguły budowy i rozwoju akcji, atmosfery i postaci, z których nie można rezygnować bezkarnie.

A przecież mimo wszystko jest to bardzo ciekawe przedstawienie. Mówi o sprawach naszej współczesności z nieczęsto spotykaną otwartością. Być może też przeciera polskiej dramaturgii od dawna postulowaną przez krytyków i publiczność drogę. Oby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji