Artykuły

Nowa udana komedia

Jerzy Jurandot: "Takie czasy". Komedia w 3 aktach. Reżyseria Mariana Wyrzykowskiego, dekoracje Zenobiusza Strzeleckiego. Prapremiera w Teatrze Kameralnym w Warszawie.

Sztuka: ,,Takie czasy". Na afiszu objaśnienie: komedia. Ze spisu osób i zebranych informacji wynika: komedia nareszcie bez kontuszów, pludrów czy tiurniur, nareszcie na wskroś współczesna i dziejąca się w Polsce dzisiejszej, komedia, jakiej brak był tak wielką bolączką naszego teatralnego dnia, przedmiotem troski naszych teatralnych narad... Z największym zaciekawieniem zajmujemy miejsca na widowni.

Przedstawienie się zaczyna. Oglądamy sytuacje wzięte z życia, słuchamy ludzi, z którymi się spotykamy, patrzymy na konflikty, z którymi wielu z nas zetknęło się również, rozważamy sprawy, które i nas zaprzątają. Raz po raz padają ze sceny dowcipne powiedzonka i celne riposty, zręczne aluzje i cięte aforyzmy, widz bawi się wesoło, śmieje często, bije brawo ochoczo. Sukces!

Czy zasłużony?

Jednomyślnym sądem odpowiada widownia: tak. Lekko i zgrabnie jak dobry koń wyścigowy bierze komedia Jurandota przeszkody i bez zmęczenia dobiega do mety. Po dłuższej posusze pojawił się oto nowy polski utwór komediowy, na ogół udatny i udany, zasługujący w pełni na powodzenie, które mu będzie na pewno towarzyszyć.

Takie czasy, nasze czasy... Można o nich mówić z głęboką powagą i można radośnie, wesoło - akurat tak dowcipnie i wesoło, jak o nich mówi sztuka Jurandota.

Jest to komedia lekka, niefrasobliwa, ale komedia, której pozorna waga piórkowa, której pianka dowcipu tu i ówdzie nieco elitarnego i ulotnego, nie powinny nam zamącić świadomości, że mamy do czynienia właśnie z komedią a nie z farsą czy, tym bardziej, ze skeczem. Jurandot potrafił napisać dobrą komedię o zacięciu satyrycznym, w której mieści się i trafne widzenie życia na obranym odcinku, i typowość, i celowy wybór oraz słuszne rozwinięcie konfliktu, i odpowiednia forma dla odpowiedniej treści, i umiejętność pokazania żywych ludzi w działaniu. W sposób zabawny i dowcipny porusza Jurandot w "Takich czasach" sprawy ważne i istotne, pokonywa śmiechem nie opieszałych kelnerów czy opryskliwych kierowców lecz rozmaite wady i przywary, tkwiące w ludziach, mających kwalifikacje na bohaterów pozytywnych. Tematem sztuki Jurandoła jest przede wszystkim ewolucja człowieka, jego przemiany pod wpływem naszych pięknych, bojowych czasów.

Mamy więc dyrektora niewielkiej fabryki na prowincji który jest dobrym fachowcem i dobrym obywatelem, ale który, obciążony wpływem kołtuńskiej żony kręcącej nim jak szewc kopytem, załamuje się i omal nie wykoleja, by w finale zrozumieć swe błędy i uróść do roli pełnowartościowego kierownika placówki produkcyjnej. Mamy - dalej - doświadczonego literata, którego pełne fałszywych a wygodnickich i formułek i przestarzałych ,,prawd" wyobrażenia społeczne i estetyczne ulegają przewartościowaniu i urealistycznieniu w konfrontacji z prawdziwym życiem, z prawdziwymi konfliktami. Mamy młodego robotnika, który swego żywiołowego entuzjazmu nie potrafi przenieść z marzenia w otaczającą go rzeczywistość, póki się nie przekona że i fabryczka gwoździ w Dębowcu to może także być "Nowa Huta tylko mniejsza". Mamy tu również dzielną sekretarkę, bodaj po raz pierwszy ukazana jako pełnowartościowa młoda urzędniczka a nie jako "kociak" nylonowy. Sprawy tych ludzi ujęte są w sposób daleki od szablonu, świadomie kpiący ze schematów, psujący gotowe wzorki, bijący w sztampy - i podobnie pokazuje Jurandot to, co nazywamy walką starego z nowym, walkę klasową na małym odcinku, gdzie wprawdzie nie ma nikczemnego sabotażysty i zbrodniczego szpiega, ale gdzie stare zawzięcie broni swoich pozycji, usiłuje osłabić, pochłonąć, zemleć to co nowe. To też sztuka daje lekcję czujności niemniej niż gdyby ukazywała zdemaskowanie adenauerowskiego szpiega za amerykańskie dolary.

To zaś, że rolę organizacji partyjnej pokazuje tylko pośrednio, że w sztuce nie występuje bodaj żaden członek partii i że niewiele się w, niej mówi o sprawach bezpośrednio partyjnych - nie może być poczytane za zarzut, jeśli uznamy, że Jurandot roli kolektywu jednak nie przeoczył, że ukazuje jak ów kolektyw (który na pewno nie składa się z ludzi niezwykłych, z aktywistów specjalnie do Dębowca skierowanych, który popełnił może niejeden błąd, zawinił niejednemu niedopatrzeniu) umie jednak czuwać nad drogą tak Zielińskiego, jak na przykład, Czyżyka, prostować ich ścieżki, podać im dłoń pomocną.

Pokazując wiele tematów i zagadnień - a nie wyliczyliśmy jeszcze wszystkich, bo jest w "Takich czasach" i sprawa produkcyjna racjonalizatora Petryki a osią fabuły jest osoba pani Doroty Zielińskiej, mieszczańskiej kołtunki - Jurandot nie mógł nie liczyć się z tym, iż nie wszystko mu "wyjdzie" jak należy. I w istocie komedia jego charakteryzuje się pewną powierzchownością. Dobrze - na przykładzie przetwarzania się jego własnej sztuki - przeprowadzone jest dojrzewanie ideowe Skupienia; ale zbyt lekką ręką spycha Jurandot Zielińskiego z pozycji rzetelnego dyrektora na pozycję szkodnika, który dla osobistego celu naraża fabrykę na awarię a dobro społeczne na zniszczenie; i zbyt w tych warunkach łatwo wywodzi Zielińskiego z powrotem na stanowisko dzielnego dyrektora, i z nawiązką na ideowe pozycje bohatera pozytywnego socjalistycznej pracy. A to przecie główny wątek "Takich czasów".

Ale o jednym jeszcze, nie należy zapomnieć: jest to sztuka doskonale zbudowana, autor nie tylko ze swego warsztatu nie wypuścił braku, ale dał i produkt, skrojony podług najlepszych wzorów technicznych, oszczędny a celny w układzie dialogowego materiału, nieco rozrzutny lecz wybredny w użyciu ściegów dowcipu. Konstrukcja komedii jest po prostu wzorowa.

Mając te wszystkie dane, nie trudno było zbudować przedstawienie sumienne reżysersko, sprawne aktorsko. Do scenografa należy jednak mieć pretensję o zbytnią pobłażliwość dla wyglądu mieszkania pani Doroty, a do reżysera o postawienie ról obu robotników.

Nie tylko bowiem Marian Łącz jest winien, że jego Czyżyk jest zbyt kanciasty i żywiołowy (choć flegmatyczny w ruchach), zbyt w ogóle prymitywny. Czyżyk to chłopak obrotny i inteligentny - inaczej by się w nim nie zakochała tak dzielna dziewczyna jak panna Ela - ale wiemy o tym z tekstu nie z gry Łącza. Temu uzdolnionemu, sympatycznemu aktorowi ani chybi trzeba płodozmianu ról. I chyba nie tylko Konrad Morawski jest winien, że starego majstra Petrykę ujął jako safandulę, któremu wnuki niańczyć a nie brać się do racjonalizatorstwa. Petryka to nie tylko emeryt lecz i robotnik, o którym się mówi "stary ale jary", pełen, jeszcze temperamentu i poczucia wartości swej pracy. O ileż lepiej wypadłyby sceny z Petryką gdyby w "natrętnym petencie" przejawiał się również żal z powodu lekceważenia go przez dyrekcję.

Inne role wypadły jednak trafnie. Tadeusz Kondrat jest bardzo prawdziwym Zielińskim, zarówno wówczas gdy daje się ciągnąć przez stare, jak i wówczas, gdy porywa go nowe; bardzo dobra gra! Czesław Wołłejko potrafi narzucić widzowi zaufanie do talentu literackiego i rozumu Skupienia, a zatem wychodzi zwycięsko z próby w teatrze zawsze ciężkiej. Skupień jest zabawny, obciążony mieszczańskimi reliktami, ale to pisarz Polski Ludowej a więc człowiek, dla którego "takie czasy" są i jego własnymi czasami. Wołłejko słusznie ukazuje w Skupieniu przede wszystkim jego zalety.

Najtrudniejszą rolę ma w sztuce Barbara Ludwiżanka. Ale wychodzi z niej zwycięsko. Postać pani Doroty - przeciw której kieruje się główny atak autora - kusi do łatwej groteski i obawiam się, że na niejednej scenie skusi. A tymczasem pani Dorota wcale nie powinna mizdrzyć się powierzchownie, rozśmieszać afektowanymi ruchami, pretensjonalnym ubiorem czy niegustownym uczesaniem. Chociaż bowiem pani Dorota wywodzi się z rodu Dulskich, skojarzonego z Alicją z felietonów Grodzieńskiej, autor narysował ją świeżym piórkiem, oczyścił z anachronizmów, uproszczeń i zbyt jaskrawych głupstw. Pani Dorota jest postacią ostro satyrycznie ujętą, ale nie groteskowo, co by osłabiło obraz jej społecznej szkodliwości, która rośnie proporcjonalnie ze zdolnościami Dorot do przystosowania się, upodabniania niemal do istot, mających swoje pozornie słuszne małe "racje", i taką Dorotę gra Ludwiżanka.

Dopełnia obrazu bardzo przekonywająca gra Feliksa Chmurkowskiego jako urzędnika-papierojada, zresztą sympatycznego i nie bez swoistych zalet urzędniczej pedanterii (jego niezawinionym kłopotom urlopowym szczerze współczujemy; tu się nie ma co śmiać, moi drodzy). Krystyna Karkowska, acz nieco skrępowana, wzbudza ogólną życzliwość widowni dla roztropnej, poważnej panny Eli.

A więc; dobra komedia i dobre przedstawienie. I zachęcać do jej obejrzenia nie potrzeba, widzowie sami się zachęcą Teraz chodzi jeszcze o to, aby pierwsza "jaskółka" przywabiła dalsze.

(data publikacji artykułu nie jest znana)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji