Do salonu pani Klementyny przyszedł nowy człowiek
Publikując recenzję "Salonu pani Klementyny", sztuki Andrzeja Wydrzyńskiego, wystawionej przez Teatr Śląski w Katowicach, redakcja nasza zdaje sobie całkowicie sprawę ze szczególnej odpowiedzialności, jaka ciąży na nas ze względu na fakt, iż autor jest naszym stałym współpracownikiem i członkiem Partii, której organem jest nasza gazeta.
Sztuka Wydrzyńskiego wystawiona została w ramach festiwalu współczesnych sztuk polskich. Tylko zdając sobie sprawę, czego oczekujemy od festiwalu, jakie zadania stoją obecnie przed dramaturgią polską, - możemy przystąpić do oceny "Salonu pani Klementyny".
Przemawiając na krajowej konferencji aktywu partyjnego pracowników kultury i sztuki tow. Berman m. in. powiedział: "Bez włączenia się literatury i sztuki do walki o socjalizm nie podobna przeobrazić świadomości ludzkiej. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, że sztuka we wszystkich jej odmianach jest instrumentem sięgającym niezmiernie, głęboko i że bez tego instrumentu, bez mobilizacji jej sił, nie możemy odnieść pełnego zwycięstwa. I z tego musi sobie zdać sprawę cała Partia, i z tego muszą sobie zdać sprawę nasi partyjnicy - pisarze i artyści."
Na tle tego sformułowania, jasno określającego zadania pisarza, zastanówmy się: jaki problem postawił Wydrzyński w swojej sztuce, czy problem ten rozwiązał, i czy sztuka jego jest tym instrumentem, przyczyniającym się do mobilizacji naszych sił? W "Salonie pani Klementyny" spotykają się przedstawiciele dwóch światów. Linia dzieląca bohaterów sztuki na dwa obozy - nakreślona jest jasno i wyraźnie. Do jednego, reprezentującego stary, przeżyty świat kapitalizmu i drobnomieszczaństwa, należy spekulant, który wśliznął się na stanowisko dyrektora państwowej fabryki papieru, jego żona Klementyna, typowa przedstawicielka burżuazyjnego "towarzystwa", syn Stefan - ONR-owiec, "bohater" frankistowski spod Alcazaru, oraz kanciarz na wielką skalę, "fabrykant paszportów" Rollke. Drugi świat, świat świadomych budowniczych nowego jutra, reprezentuje hutnik, przodownik pracy Józef, jego żona Maria i córka Teresa. Do tego świata należy też epizodyczna postać funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W "świecie Klementyny" obraca się również Hipolit, ojciec Klementyny.
Fakt, iż rodzina hutnika Józefa wprowadza się do mieszkania pani Klementyny, że zajmuje kilka pokoi ogromnego mieszkania, ma znaczenie symboliczne. Przez to wkroczenie do salonu pani Klementyny nowego człowieka, robotnika i jego rodziny, pokazuje autor wypieranie ludzi obcych i wrogich nowej Polsce przez to, co żywe i twórcze, przez tych, którzy tę Polskę budują.
Tematem sztuki Wydrzyńskiego nie jest jednak kwestia mieszkaniowa. Współżycie w jednym mieszkaniu dwóch rodzin - reprezentujących wrogie obozy, dwie wrogie klasy, między którymi może istnieć tylko stosunek walki - służy autorowi jedynie za pretekst dla konfrontacji tych dwóch światów, dla udowodnienia, ż to, co stare, obumiera, a to, co nowe, rośnie i rozwija się.
W salonie pani Klementyny, przy bezpośrednim zestawieniu dwóch światów, tym jaskrawiej występuje ohyda burżuazji, jej zakłamanie, sprzedajność, zgnilizna moralna i zacofanie. A na jej tle tym wyraźniej zaznacza się klasa robotnicza, jako przodująca, młoda, zdrowa, prężna i zwycięska.
Zadanie, które postawił przed sobą Wydrzyński: udowodnienie, iż przedstawiciele naszego świata są wyżsi, lepsi i mądrzejsi od imponujących jeszcze niejednemu krojem garniturów i fasonem obuwia, tzw. "wytwornym stylem życia" i ogładą towarzyską, kanciarzy i spekulantów, zostało w sztuce rozwiązane. To winno decydować przy ocenie sztuki młodego pisarza. Postawienie i rozwiązanie tego zagadnienia pozwala stwierdzić, iż sztuka Wydrzyńskiego stanowi pozycję potrzebną i cenną w naszym teatrze.
Andrzej Zdanow - w słynnym referacie o pismach "Zwiezda" i "Leningrad" - mówił; "Naród, państwo, partia chcą nie oddalenia literatury od współczesności, ale aktywnego wtargnięcia literatury we wszystkie strony bytu radzieckiego". Wydaje się, iż sztuka Wydrzyńskiego, nie pozbawiona jeszcze co prawda braków i niedociągnięć, odpowiada w zasadzie zarówno tej tezie wielkiego teoretyka sztuki socjalistycznej, jak i zadaniom, postawionym przez ministra Sokorskiego.
Wypełnia ona te zadania, pomaga Partii w realizowaniu jej linii politycznej w dużo większym stopniu, niż poprzednia sztuka tego autora - "Komedia". A to oznacza, iż Wydrzyński znajduje się na dobrej drodze.
"Salon pani Klementyny" posiada jeszcze widoczne braki. Zaliczyć do nich należy pewne dłużyzny dialogów, szczególnie w trzecim akcie, niejasną postać Hipolita, trochę zdziwaczałego liberała, a chwilami pół-idiotę. Po pierwszym akcie ,który jest wybitnie komediowy i niewątpliwie najlepszy, następuje pewne załamanie sztuki jako komedii. Następne akty wyraźnie nie mają już charakteru komediowego. W akcie drugim na specjalne podkreślenie zasługuje kapitalna scena gry w szachy. Trzeci akt razi nieco swoją statycznością i przewlekłym dialogiem Teresy. Można również mieć zastrzeżenia do chęci ożenku z Teresą u zblazowanego i zepsutego do szpiku kości Stefana. Bardziej naturalna byłaby próba uwiedzenia córki robotnika. Również niedostatecznie umotywowana psychologicznie jest spowiedź Stefana w trzecim akcie.
Te wszystkie niedociągnięcia, usprawiedliwione w pewnej mierze u młodego autora, stawiającego dopiero pierwsze kroki w trudnym rzemiośle, dramatopisarskim, nie powinny przysłaniać faktu, iż "Salon pani Klementyny" jest pozytywnym, nowym zjawiskiem na scenach polskich.
Sztuka otrzymała bardzo dobrą obsadę i została troskliwie wyreżyserowana przez Romana Zawistowskiego. Paradoksem jest, iż właśnie jedynie w stosunku do niego, jako wykonawcy, można wysunąć poważniejsze zastrzeżenia. Polegają one przede wszystkim na tym, iż Stefan wygląda, gestykuluje, porusza się jak żywcem przeniesiony Zbyszek z "Moralności pani Dulskiej".
Z pozostałej obsady na specjalne wymienienie zasłużył Lech Madaliński, bardzo przekonywająco odtwarzający hutnika Józefa, i Kazimierz Lewicki w roli Hipolita. Liliana Czarska grająca rolę Teresy z dużą sugestywnością, zwłaszcza w trzecim akcie, odtworzyła trudną rolę. Florian Drobnik wydaje się trochę zbyt sparodiowanym typem na tle całości sztuki.
W hollu teatru sprzedawane są programy "Salonu pani Klementyny". W programie tym autor zamieścił artykuł pt. "Tradycyjna przedmowa". W związku z tym artykułem wydaje nam się celowe zwrócenie uwagi naszemu młodemu, zdolnemu towarzyszowi, iż skromność jest cechą obowiązującą w naszej Partii. Napuszone i pozbawione pokrycia stwierdzenie, iż "każde zdanie dodane... nawet bardzo drobne, dopisana scena dla Józefa czy też jego rodziny chybiałaby mojemu zamierzeniu i wypaczałaby istotną treść sztuki...'" - świadczy o konieczności poważnej pracy nad sobą.
Praca ta wyjdzie na dobre i autorowi i widzom, ponieważ Wydrzyński swoimi dwiema sztukami udowodnił już, że możemy spodziewać się od niego coraz lepszych, coraz bardziej dojrzałych utworów.
Pierwsza jego sztuka była poświęcona wspomnieniom. W drugiej - do salonu pani Klementyny przyszedł nowy człowiek. W następnych winien nam tego nowego człowieka pokazać w pełni, w pracy i w walce.