Artykuły

"Zaklinacz deszczu"

Jest to sztuka dla pań w każdym wieku. Sztuka o tym jak ojciec i dwóch synów starają się wydać za mąż córką i siostrę - Lizę Curry. Dziewczyna nie należy do najurodziwszych istot żyjących na tym świecie. I do tego ma na tym tle kompleksy. Ale nie streszczajmy sztuki, aby nie odbierać przyjemności zapoznawania się z jej treścią w czasie spektaklu.

"Zaklinacz deszczu" jest uroczą komedią sentymentalną, trochę baśnią, a trochę przypowieścią. Z jednej strony mówi o miejscu kobiet w świecie, z drugiej zaś porusza uniwersalny problem wrażliwości ludzkiej, tęsknoty za czystością uczuć, za szczęściem, za marzeniem.

Autor, amerykański dramatopisarz Richard N. Nash zbudował swój utwór na prostej zasadzie. Przeciwstawia sobie charaktery występujących w sztuce osób. Jeśli starszy brat Noah jest uosobieniem rzeczowości, trzeźwości umysłu i skrajnego wyrachowania, to jego młodszy wykazuje wręcz przeciwne cechy charakteru. Jeśli rodzina Currych jest w końcu przeciętną, normalną, nieźle sytuowaną i gospodarną amerykańską rodziną, to ów tytułowy zaklinacz deszczu - Bill Starbuck, jest uosobieniem życiowego fantasty i marzyciela, trochę pomyleńca, który i bawi i wzrusza, wprowadza w szarość życia nieoczekiwane barwy i blaski.

Sztuka jest napisana znakomicie, ma dowcipny dialog, łączy liryzm z humorem, ma wartką akcję, ładnie zarysowane postacie. W sumie stanowi doskonały materiał dla teatru, przede wszystkim daje aktorom możliwość stworzenia całej galerii interesujących postaci.

Przedstawienie w Teatrze Nowym stawia właśnie akcent na znakomite aktorstwo. Zaletą zaś reżyserii jest to, że stała się "niezauważalna". A przecież zasługą reżysera jest to, że harmonijnie w tym spektaklu przeplatają się wątki humorystyczne z lirycznymi, że nie zatraciła się poetycką aura sztuki, że pokazana została jej cała nastrojowość we wszystkich subtelnościach i odmianach.

Bardzo ładną rolę Lizy stworzyła ALEKSANDRA KRASON. Z ostrożną powściągliwością aktorka potraktowała humorystyczne cechy tej postaci, starała sie znaleźć w Lizie prawdę psychologiczna, zasiedziałej w domu pannicy, która z braku urody czyni sobie sztandar dla określonej życiowej postawie. Aktorka z dużym wyczuciem sugerowała, że Liza jest w gruncie rzeczy pełną wdzięku i życia dziewczyną, że pozę, którą przyjęła wobec ojca i braci, należy traktować jako formę pewnej samoobrony. Ślicznie rozegrane były sceny Lizy z Billem Starbuckiem. Przemiana zahukanej i pełnej kompleksów w promieniejącą szczęściem ładną, młodą kobietę została pokazana przez aktorkę z prawdziwym wdziękiem i warsztatową biegłością.

Rolę ojca, Harrego Curry, gra LUDWIK BENOIT. Źle powiedziane - "gra". On po prostu nim jest. Człowiekiem, który zna życie, wyrozumiałym i czułym. L. Benoit potrafi ze szczególną finezją pokazywać ludzi z pozoru szorstkich i kostycznych, a w rzeczywistości wrażliwych i subtelnych. Tutaj, w "Zaklinaczu deszczu", dodaje grę na pograniczu czułości i ironii. Ocenia wszystkie dzieci Harrego trzeźwo i obiektywnie, ich wady i słabości traktuje trochę jak dopust boży, nie zrzędzi, nie gdera, lecz drwi, a gdy trzeba daje do zrozumienia, że może być surowy.

Bardzo zabawnym Noahem, starszym synem, był JAN KASPRZYKOWSKI. Rzutki, pewny siebie, dufny w swoje książki rachunkowe, traktujący wszystkie sprawy z wdziękiem słonia w składzie porcelany, był w okolicznościach dziejących się na scenie śmieszny, a czasem groteskowy. Kasprzykowski podkreśla te cechy komiczne w sposób dyskretny, ale wyrazisty.

Żywym, czasem dziecinnym i naiwnym, a w sumie bardzo sympatycznym Jimem był WOJCIECH PISAREK. Pociesznie zagrał rolę Filego MACIEJ GRZYBOWSKI. Już bardziej ponurego - dla zasady - draba trudno spotkać. Zastępca szeryfa swoją pryncypialnością i powagą, doprowadzonymi do absurdu, może rozśmieszyć każdego. Grzybowski zrobił sobie zabawę ze wszystkich szeryfów jakich oglądaliśmy w filmowych westernach. Był tak zatwardziały w swoim postanowieniu, że się nie ożeni, iż z góry było wiadomo jak to się skończy... Grzybowski potrafił jednocześnie w tej grotesce zmieścić coś w rodzaju liryzmu, budzącego sympatię dla pokazywanej przez niego postaci. Dobrze więc prowadził do pointy przedstawienia.

Żeby już skończyć z "władzą" dodajmy, że arcysympatycznym szeryfem Thomasem był BOLESŁAW NOWAK.

I wreszcie "zaklinacz deszczu", czyli Bill Starbuck w wykonaniu MARKA BARBASIEWICZA. Aktor szczególnie predestynowany do ról właśnie tego pokroju w pełni skorzystał ze swojej szansy. Był fantastą i marzycielem, jakimś nierealnym zjawiskiem, pełnym wdzięku i urody "chłopcem z gwiazd", niewinnym oszustem i nosicielem swoistej filozofii życia. Barbasiewicz wszystkie te cechy poetyckiej postaci wydobył z dużą subtelnością i wyczuciem stylu.

W sumie otrzymaliśmy świetne przedstawienie, które można polecić jak najszerszej widowni, wartościowe artystycznie. Podkreślić trzeba walory scenografii, bardzo ładnej plastycznie, ściśle przylegającej do klimatu sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji