Artykuły

Marek Walczewski

Jak to często bywa w aktorstwie, paradoks sprawił, że ten człowiek gołębiego serca grał najefektowniej szaleńców, psychopatów, fanatyków i morderców. MAREK WALCZEWSKI był aktorem dramatycznym, ale miał też talent komediowy, który pokazał m.in. u Juliusza Machulskiego w dwóch częściach ,,Vabanku'', czy w serialu ,,13 posterunek''.

To najprawdopodobniej przede wszystkim Jemu, Markowi Walczewskiemu, zawdzięczam miłość do teatru. Po raz pierwszy zobaczyłem go 1 stycznia 1973 r. w Teatrze Telewizji w znakomitej inscenizacji romantycznego dramatu Wiktora Hugo ,,Ruy Blas'' w reż. Ludwika Rene. Grał demonicznego dyrektora policji w XVI-wiecznym Madrycie Don Salluste de Bazana. Walczewski grał tę rolę w sposób, z jakim nigdy przedtem się nie spotkałem. Jak się okazało, przez następne lat 36 nie spotkałem aż takiej niepowtarzalnej indywidualności.

Podziwiałem i podziwiam dziesiątki znakomitych aktorów, ale nawet Gustaw Holoubek czy Tadeusz Łomnicki nie wywoływali we mnie w tym stopniu tego ,,czegoś'' jak on. Był aktorem zjawiskowym, fenomenalnym. Wysoki, bardzo szczupły i szybko łysy jak kolano. Łysina rzadko jest efektowna, ale u niego robiła wrażenie, dodawała niesamowitości. Ona u niego ,,grała''. Na deskach Starego Teatru w Krakowie zagrał m.in. Hrabiego Henryka w wystawionej w stulecie sceny ,,Nieboskiej komedii'' w reż. Konrada Swinarskiego (po latach zagrał w Teatrze Telewizji u Huebnera w tej samej ,,Nieboskiej'', tyle że Pankracego i był równie kapitalny), w ,,Mizantropie'' Moliera w reż. Zygmunta Huebnera. Od 1973 r. był w Warszawie w teatrach Studio i Dramatycznym. We wspomnianym Teatrze Telewizji stworzył też inne wielkie kreacje, między innymi tytułowego ,,Artura Ui'' Bertolta Brechta (1973), Majora w ,,Damach i huzarach'' Aleksandra Fredry (1973), czy Leona w ,,Matce'' Witkacego (1976). W ogóle był aktorem jakby naturalnie stworzonym do ról witkacowskich, choć paradoksalnie akurat w nich nie występował wystarczająco często. Miał w sobie jakieś szaleństwo i to, co Witkacy nazywał ,,przeczuciem metafizycznym'', ,,metafizyczną dziwnością istnienia''.

W filmie zadebiutował w 1963 r. w ,,Pasażerce'' Andrzeja Munka. Zagrał też Gospodarza w ,,Weselu'' Andrzeja Wajdy (1973) i sugestywny epizod w jego ,,Ziemi obiecanej'' (1975). W ,,Śmierci prezydenta'' Jerzego Kawalerowicza (1977) kunsztownie wcielił się w postać Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta Narutowicza. To było mistrzostwo świata. Jak to często bywa w aktorstwie, paradoks sprawił, że ten człowiek gołębiego serca grał najefektowniej szaleńców, psychopatów, fanatyków i morderców. Był aktorem dramatycznym, ale miał też talent komediowy, który pokazał m.in. u Juliusza Machulskiego w dwóch częściach ,,Vabanku'', czy w serialu ,,13 posterunek''. Widziałem go na żywo dwa razy. Wiele lat temu w sylwestrowy wieczór w Zakopanem zapytał mnie, jako przypadkowego przechodnia, o drogę. Poznałem go, mimo że miał na głowie kaptur. Nawet w tych kilku sekundach wydał mi się postacią jakby nie z tego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji