Artykuły

Sonia Bohosiewicz - umysł ścisły

Za rolę Hanki w "Rezerwacie"otrzymała Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego oraz nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej na festiwalu w Gdyni. Od 22 maja możemy ją zobaczyć w "Wojnie polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego i "Jeszcze nie Wieczór" Bławuta. Oto jak zaczynała karierę i co fascynuje SONIĘ BOHOSIEWICZ.

Dzieciństwo:

Urodziłam się w Cieszynie, ale wychowałam w Żorach. Chodziłam tam do podstawówki i liceum. Pamiętam kartki na mięso i na masło. Ale kiedy jest się dzieckiem, takie rzeczy nie doskwierają. Raczej mamy się męczą tym, że czegoś nie ma na sklepowej półce. A dzieci uwielbiają rozpakować kostkę masła i bez wahania ją zjeść. Żory są małą miejscowością, ale dużo się w nich działo. Sami organizowaliśmy sobie czas, dzięki cudownemu wychowawcy. Dziś często tam wracam. Lubię chodzić do mojej ulubionej knajpy Ambasada. Tam spotykam się ze starymi znajomymi. Rodzice nie ukierunkowali mnie artystycznie, aktorstwo to był wyłącznie mój pomysł, ale cały czas mi sekundowali.

Matematyka:

Jeden z moich ulubionych przedmiotów w szkole. Chodziłam w liceum do klasy matematyczno-fizycznej. W życiu potrzebne jest myślenie ścisłe. Matematyka jest królową nauk. Nie rozumiem, kiedy ktoś mówi, że jest dobry tylko z przedmiotów humanistycznych. W aktorstwie też przydaje mi się logiczne myślenie. Oczywiście, można być aktorem intuicyjnym i oddać się w ręce sprawnego intelektualnie reżysera. Ale pomaga, kiedy sama mogę wymyślić przebieg emocjonalny historii i pilnować jej.

Szkoła teatralna:

Bardzo wesoły czas. Właściwie non stop siedzieliśmy w akademiku na korytarzach do późnych godzin. Przygotowywaliśmy się do kolejnych zajęć albo robiliśmy balangi i wygłupialiśmy się. Bardzo dobrze pamiętam fuksówkę. Wiem, że niektórzy nie lubią takiej wersji fali, a ja się doskonale bawiłam. Weszłam w ten świat absolutnie, chodziłam przez miesiąc w mundurku harcerskim. Byłam ulubioną fuksicą Tomka Karolaka, z którym grałam w "Rezerwacie". Kazał mi pić wódkę widelcem.

Fascynacje:

Uwielbiam spotkania z ludźmi. Uwielbiam z nimi rozmawiać i bawić się. Poznawać ich światy i marzenia, problemy. Wydaje mi się, że jestem otwarta. Być może jest to podświadome gromadzenie zarówno ludzkich typów, jak i materiału aktorskiego. Ale nie z wyrachowania. I lubię jeździć na nartach. Trochę szkoda, że teraz muszę siedzieć w Warszawie, a nie śmigać na stoku. Może w marcu uda mi się pojechać w Alpy. Nigdy nie byłam za granicą na nartach. Marzy mi się tydzień śniegu i szybka jazda.

Muzyka:

Jak każda nastolatka, miałam nad łóżkiem plakat Limahla, Modern Talking, Madonny, Michaela Jacksona. Przy muzyce z MTV malowałyśmy z przyjaciółkami paznokcie, popijając cappuccino. Potem przeszłam etap Hey, płakałam, słuchając ich piosenek. Dziś słucham niemal wszystkiego. Jak wpadnie mi coś interesującego do rąk, mogę upajać się tym tygodniami. Ostatni zafascynował mnie Limahl. Zobaczyłam jego koncert na DVD i jestem kompletnie uzależniona od tego małego angielskiego szczura. Skacze, wydurnia się i jest dziwnym połączeniem chłopczyka z dobrego domu i rozrabiaki, który robi psikusy, przy okazji nie będąc wulgarnym. Jest niewiarygodnie uzdolniony, pięknie śpiewa. Zastanawiam się, jak dotychczas mogłam bez niego żyć.

Mistrzowie:

Spotkanie z Anną Polony i Kazimierzem Kutzem podczas spektaklu "Twórcy obrazów" to był skok na głęboką wodę. Na szczęście moje koło ratunkowe było napompowane w szkole teatralnej. Już wiedziałam, jak oddycha się pod wodą, jak się płynie kraulem, a jak żabką. Szybko się okazało, że ćwiczenia na basenie to zupełnie co innego niż pływanie w oceanie. Pani Ania była moją profesorką, w jej reżyserii robiłam swój spektakl dyplomowy. Tremowała mnie zatem nie tylko tym, że jest Anną Polony. Na początku czułam się zestresowana, ale Kazimierz Kutz bardzo szybko ustawił nas w odpowiedniej relacji. Kiedy pani Ania zwróciła mi kolejną uwagę, pan Kutz powiedział: przepraszam, ale tu ja jestem reżyserem. Wszyscy zaczęli się śmiać. Było cudownie. Szybko się polubiłyśmy z panią Anią. Była jedną z pierwszych osób, które napisały mi SMS-a po sukcesie "Rezerwatu" na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Na początku chciałam być Krystyną Jandą, potem Anną Seniuk, Ireną Kwiatkowską (dziś oglądam Kabaret Starszych Panów i ona wciąż jest absolutnie do zjedzenia).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji