Start teatrów Poredy
Sezon teatralny ciągle nie jest jeszcze otwarty - teatry grają nadal swoje letnie sukcesy: "Seans", "Powrót", "Porwanie Sabinek". Pierwszą jaskółką rozpoczynającego się sezonu były dwie premiery - w miejskich teatrach pod dyrekcją E. Foredy (z ich zespołu odpadł teatr Rozmaitości, objęty obecnie przez Damięckiego).
W Małym zobaczyliśmy "Podróż pana Perrichon". Labiche'a i Martin'a starą, komedię francuską z lat siedemdziesiątych ub. stulecia. Wystawianie dziś komedii kostiumowych stwarza pewne ryzyko: chodzi o to, aby nie zagubić dowcipu w zewnętrznych rekwizytach. Na to trzeba, jednak albo doprowadzić sztukę do groteski, a la "Teatr Nowy", albo wydobyć z niej to wszystko, co może budzić wesołość, w każdej scenie.
Niestety, inscenizator Szpakowicz: nie zdecydował się na żaden z tych kierunków. Wyszło ni to, ni owo. Dowcip zamarł, pozostały tylko pajacowate skoki i ukłony, którymi zdecydowanie zbyt się często szafuje.
Historia dwóch konkurentów do ręki, bogatej córki lakiernika, z których jeden zasługuje się rodzicom ukochanej niezliczonymi i przysługami, drugi natomiast gra na tępocie i ambicji Perrichona, i ma wcale nie mniejsze walory niż "Słomkowy kapelusz". Mimo sto po przedstawieniu pozostaje uczucie żalu, że się z tego wszystkiego trudno było śmiać.
Duży wysiłek aktorów poszedł w próżnię. Doskonały miejscami Libner (jako papa Perrichon), i dobrzy Kubalski (pułk. Mathieu) i Nowicki (Majorin) pocili się pod maskami i perukami bez możności rozruszania widowni. Szkoda.
(fragment artykułu)