Artykuły

Wieżowce i pustka

Choć nie posiada żydowskich korzeni, których byłby świadom, Zadara uważa kulturę polsko-żydowską- za część swojego dziedzictwa - o spektaklu" Bat-Yam Tykocin" oraz artystycznej drodze Michała Zadary pisze Eli Epstein-Deutsch w Swarthmore Bulletin w Filadelfii.

"Wieżowce i pustka," mówi Zadara, polski reżyser teatralny, absolwent Swarthmore z 1999 roku, siedząc na przeciwko mnie, z cienkim papierosem w ręku, wskazując na warszawski pejzaż widoczny z okien kawiarni. Chyba wiem o co mu chodzi. Czuję niepokój wywołany wolną przestrzenią w samym sercu miasta, otoczoną pompatyczną architekturą epoki stalinizmu i hotelami ze szkła porozrzucanymi wokół stacji kolejowej.

Jednak gdy Zadara zaczyna opowiadać o "Bat Yam-Tykocin", swojej najnowszej produkcji, wydaje się, że owe dwa słowa znaczą coś więcej.

"W następstwie zagłady potężnej części populacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej powstała gigantyczna pustka," opowiada Zadara. "Przed powstaniem Izraela w Polsce żyła największa społeczność żydowska w Europie - trzy miliony osób, dziesięć procent całej populacji. Pół miliona w samej tylko Warszawie."

Zmagania Polaków z ową pustką w kraju niegdyś zaludnionym przez kulturę żydowską są tematem "Bat Yam-Tykocin", dwóch sztuk - jednej autorstwa polskiego dramaturga Pawła Demirskiego, drugiej izraelskiej dramatopisarki i reżyserki Yael Ronen - które zostały zlecone przez Teatr Narodowy w Izraelu z okazji Roku Polskiego. Choć napisane i próbowane oddzielnie, obie sztuki uzupełniają się w temacie skomplikowanej, ambiwalentnej relacji między Polską a Izraelem w ostatnim półwieczu.

Dramat Ronen śledzi losy izraelskiej rodziny z Bat Yam zwiedzającej wschodnioeuropejskie obozy koncentracyjne, Warszawę oraz rodzinną miejscowość swoich przodków - Tykocin, którego to żydowską populację zdziesiątkowano w czasie Holocaustu; sztuka Demirskiego koncentruje się wokół żyjącej w tej samej polskiej miejscowości "miłej starszej pani", która ma zostać uhonorowana medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata - nagrody przyznawanej przez Izrael tym, którzy w czasie wojny pomagali przeżyć Żydom nie żądając w zamian zapłaty. Jednak w czasie przygotowań do ceremonii grupa ambitnych dziennikarzy z Warszawy, którzy według słów Zadary są "nieco opętani historią polsko-żydowską", odkrywa że staruszka nie mogła dokonać tego, czym się chwali i jadą do miasteczka ją zdemaskować.

Ta opowieść o oszustwie i małostkowości nie obdarza swoich bohaterów nawet krztyną szlachetności; mroczny podtekst skrywający patologię i chciwość ukazuje obsesję pewnej grupy Polaków na punkcie kultury żydowskiej oraz jej utraty. Ten fenomen może zaszokować wielu Izraelczyków, którzy już od dawna nie myśleli o Polsce jako o ziemi żydowskiej. Być może dlatego właśnie "Bat Yam-Tykocin" ma tak mocny wydźwięk zarówno w Izraelu jak i w Polsce.

"Polska była w Izraelu tematem tabu," twierdzi Zadara. "Syjoniści, którzy opuścili Europę po wojnie budowali nowego żydowskiego obywatela - tzw. muscle jew (obywatela silnego duchem dzięki sile ciała - przyp. tłum.). Po wojnie ocaleni byli - w pewien sposób - potwornie zawstydzeni tym, co zrobił z nimi Holocaust, dlatego też dystansowali się od swojej Diaspory. Z biegiem czasu określono granice tego, co można mówić o Shoah, a stary kraj z pewnością w owych granicach się nie mieścił. Moim zdaniem Holocaust zastąpił przedwojenny Syjonizm jako podstawę mitu założycielskiego państwa Izrael, a Polska w tej legendzie może istnieć jedynie jako miejsce zagłady Żydów."

Gdy rozmawiałem z nim poprzedniego lata, Zadara zaczynał właśnie razem z Demirskim pracę nad konspektem, ale już wtedy myślał o tym, jakie problemy sztuka poruszy. Dla niego była to szansa by pokazać widowni izraelskiej pobudki, dla których naukowcy z Lublina postanowili stworzyć makietę miasta z czasów jego żydowskiej świetności, czy też pragnienie, które skłania nieżydowskich muzyków podtrzymywać tradycję sceny Klezmerskiej w Krakowie. Dźwięk klarnetów roznosi się w Kazimierzu, w zabytkowej dzielnicy żydowskiej, która zachowała się, mimo faktu że większość dawnych jej mieszkańców została wysiedlona i wymordowana.

W oczach Zadary pragnienie Polaków by zapełnić tę pustkę to potrzeba nagląca. Ocalała mniejszość żydowska, kurcząca się z powodu emigracji i podeszłego wieku, nie udźwignie wszystkiego tego, co odziedziczyła - tej całej historii, którą należy skatalogować, ochronić i przywrócić do świetności. Oczywiście, nie wszyscy polscy Żydzi - zwłaszcza ci z młodszego pokolenia - garną się bądź są w stanie spędzić swoje życie doglądając tego krajobrazu pełnego kulturalnych ruin.

"Jedyne, co możemy zrobić," twierdzi Zadara, "to powiedzieć sobie: okej, to są też nasze ruiny. Nie powinny trafić w czyjeś ręce. Nie powinniśmy odsyłać ich do Izraela."

Choć nie ma żydowskich korzeni (o których by wiedział), Zadara uważa kulturę żydowsko-polską - która w pewnym momencie znalazła się na skraju wymarcia - jako część swojego dziedzictwa. Zachowanie jego intelektualnej tradycji uważa za jedno z wyzwań, które stawia przed sobą jako reżyserem, a wśród młodych architektów, literatów i filmowców jest wielu mu podobnych.

Przyznaje, że istnieje "prawicowy, nacjonalistyczny element" dla którego polska kultura oznacza katolicyzm i etniczną homogeniczność. Jednak Zadara stara się patrzeć z szerszą perspektywą. Jego narodowa tożsamość sięga czasów Cesarstwa Austro-Węgierskiego oraz Unii polsko-litewskiej, gdy Polska była "najbardziej tolerancyjnym i zróżnicowanym etnicznie państwem Europy."

Krytyczne myślenie o ojczyźnie rozwinęło się u Zadary w czasie jego pobytu w Swarthmore, gdzie zaczął edukację teatralną pod okiem Allena Kuharskiego. Dystans długości oceanu pozwolił spojrzeć z właściwej perspektywy. Wyjątkowy wpływ miał na niego pewien moment w czasie studiów licencjackich. W swoim mieszkaniu, w grupie nowo poznanych przyjaciół dyskutował bodaj o literaturze. Nagle do zgromadzonych dotarło, że - mimo iż pochodzili z różnych środowisk religijnych i miast odległych od siebie, jak Sacramento i Jerozolima - wszyscy mieli przodków z Europie Środkowej.

Dla Zadary było to zadziwiające objawienie: "To jest silniejsze od ciebie, sprawuje nad tobą kontrolę. Nawet po Holocauście, nawet po emigracji do USA, Europa Środkowa w jakiś sposób zostaje w tobie, niezależnie od tego, jak obeszła się z tobą historia."

Mniej więcej w tym samym czasie profesor na katedrze religii, Nathaniel Deutsch, odkrył przed nim prozę Bruno Schulza, galicyjskiego pisarza tworzącego w początkach XX wieku, którego stawiano w jednym szeregu z Markiem Chagallem oraz Franzem Kafką. "Schulz był zdecydowanie wybitnym pisarzem polskim, stworzył jedne z najpiękniejszych tekstów w tym języku. Jest on jednak równocześnie genialnym pisarzem żydowskim," mówi Zadara. "Jeżeli popatrzysz na Polskę z odległości, będziesz widział ją jako całość. Nie odróżnisz kto był Żydem, a kto nie. Dla mnie takie rozróżnianie nie miało to sensu."

Zainteresowanie Zadary wielokulturową historią Polski - w szczególności jej aspektem żydowskim - będzie miało zdecydowany wpływ na jego późniejszą karierę reżysera.

Po ukończeniu studiów w zakresie teatru i nauk politycznych Zadara zalicza epizod w nowojorskiej firmie informatycznej, jednocześnie współpracując z niezależną grupą teatralną, po czym wraca do Europy, gdzie po dotowanych przez państwo i chętnie uczęszczanych teatrach spodziewa się dużej płodności środowiska twórczego. Próbował dostać się na wyjątkowo wysoko ceniony kierunek reżyserski w Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i ku swojemu zdumieniu, nie został nawet zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. Był pewien, że jego podanie - bogaty w przypisy scenariusz - demonstrował techniczną biegłość we wszystkich sztuki reżyserskiej. Nie był w stanie uwierzyć w to, co się stało.

Wykształcony za granicą Zadara nie przewidział różnicy między kulturą teatralną Stanów Zjednoczonych a swojej ojczyzny. Technokratyczny teatr amerykański, jak twierdzi reżyser, traktuje zespół jak dobrze naoliwioną maszynę, którą operują wykwalifikowani specjaliści, w Polsce natomiast technika ma znaczenie drugorzędne, liczy się wykonanie. W polskich produkcjach ekipa potrafi tygodniami siedzieć czytając tekst, by następnie rozmawiać o tym co porusza w nich materiał, wyznaje nie bez cienia ironii w głosie. Dziekan wydziału powiedział Zadarze, iż pozostała część grona akademickiego nawet nie rozważała jego kandydatury, ponieważ nie odsłonił przed nimi swoich emocji.

Zadara spędził następny rok w Warszawie jako asystent reżysera, Krzysztofa Warlikowskiego. W tym czasie sporo czytał o historii miasta w czasach drugiej wojny światowej, szczególnie o powstaniu w Żydowskim Getcie. W samym centrum, dokładnie w miejscu w którym spotkałem się z Zadarą, Niemcy w czasie wojny wysadzili podziemne bunkry z żydowskimi powstańcami siedzącymi w środku. Widoczne na horyzoncie powojenne budowle zostały wzniesione bezpośrednio na ich zwłokach.

Zadara uważa, że ów fakt przerodził się w jego przypadku w "niezdrową obsesję": "Przestałem porozumiewać się z ludźmi w normalny sposób. Gdy pytano się mnie "Co słychać?", odpowiadałem "Cóż, właśnie przeczytałem, że na skrzyżowaniu tych ulic dokonano takiej to masakry, a na tamtym rogu spłonął taki-a-taki budynek."

W następnym roku znów złożył papiery do Szkoły Teatralnej. Tym razem na scenariusz wybrał "Wizytę starszej pani" Friedricha Dürrenmatta - sztukę o dawnych zbrodniach, które wracają by prześladować pewnego zamożnego młodzieńca. W swoich notatkach Zadara połączył ów materiał ze swoimi własnymi upiornymi porachunkami oraz z odkryciami na temat polskich pogromów lat 40 ubiegłego wieku. Tym razem dostał się na studia, jako jeden z czterech spośród 600 chętnych.

Od momentu ukończenia szkoły, gwiazda Zadary świeci coraz jaśniejszym blaskiem. Dzięki odrealnionym i wizualnie zniewalającym produkcjom w stylu "Ifigenii", czy też "Odprawy posłów greckich", zaczął być porównywany do Krystiana Lupy, najbardziej w uznanego Polsce reżysera współczesnego. Choć niechętnie przystaje na takie porównania, uważa że z Lupą łączy go "odrzucenie wszelkich stylów i technik" oraz tworzenie teatru "w pełni opartego na problemach."

Jego teatralne kredo jest neo-brechttowskie; proces alienacji stara się doprowadzić do ekstremum. "W każdym momencie [publiczność] powinna zadawać sobie pytanie, "Co ja oglądam?" i nigdy nie zanurzać się emocjonalnie w doznaniu. Ciągła samoświadomość osiągnięta dzięki tej separacji - ten efekt obcości Brechta - pozwala widzowi uformować własne zdanie i podejście do problemu, nie zarzucając go ideami i obrazami ze sceny.

Pytany o to, w jaki sposób godzi tę antystylistyczną filozofię z widocznym estetyzmem swoich dzieł, Zadara cytuje filozofa Karla Poppera, który powiedział, że nowe odkrycie naukowe zawsze ma w sobie coś z nieznanego piękna.

Dla Zadary dobry teatr to zawsze nowe odkrycie.

Zadara (po prawej) udzielający reżyserskich wskazówek do Kartoteki Tadeusza Różewicza w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu.

W jednej z najnowszych produkcji, Odprawie Posłów Greckich Jana Kochanowskiego Zadarze (powyżej) asystował Joseph Borkowski, absolwent Swarthmore z 2008 roku, uczestnik programu "Semestr w Polsce" prowadzonego przez tę uczelnię.

Zadara razem z Tadeuszem Różewiczem, największym żyjącym polskim dramatopisarzem, autorem Kartoteki.

Od momentu ukończenia szkoły, gwiazda Zadary świeci coraz jaśniejszym blaskiem. Dzięki odrealnionym i wizualnie zniewalającym produkcjom w stylu Ifigenii, czy też Odprawy posłów greckich (powyżej), zaczął być porównywany do Krystiana Lupy, najbardziej uznanego współczesnego reżysera w Polsce.

Plakat powstał z okazji festiwalu Warszawskich Spotkań Teatralnych w 2008 roku; w ramach festiwalu odbył się przegląd autorski Zadary.

Jesienią 2008 odbyła się światowa prapremiera Bat Yam-Tykocin (powyżej), współprodukowanego przez wrocławski Teatr Współczesny oraz Narodowy Teatr Hamiba z Izraela. Michał Zadra wyreżyserował spektakl Pawła Demirskiego Tykocin; Bat-Yam został napisany i wyreżyserowany przez Yaela Ronena. Obie sztuki, które można pokazywać zarówno oddzielnie jak i razem, zostały w 2008 zlecone przez Narodowy Teatr Izraela z okazji Roku Polskiego. W produkcji Bat Yam-Tykocin uczestniczył absolwent roku 2010 Swarthmore, Louis Jargow, który pracował jako dźwiękowiec i asystent Zadary. W chwili obecnej Jargow pisze na jego temat pracę.

tłum. Wojtek Godek

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji